niedziela, 14 września 2014

EPILOG

16.12.2014
- Emila…- usłyszałam za swoimi plecami, a na dźwięk znajomego głosu podskoczyłam. Ułożyłam usta w sztuczny uśmiech.
- Tak?- zapytałam uprzejmie, przekręcając klucz w drzwiach. Unikałam Matta przez ponad tydzień, w końcu musieliśmy się spotkać, chociażby na tej cholernej klatce schodowej.
- Chyba musimy porozmawiać- powiedział, ale jako odpowiedź musiało go zadowolić moje pogardliwe prychnięcie.
- Nie mamy o czym- warknęłam, otwierając drzwi do mieszkania.
- Gdyby nie ja, to nie byłabyś z Evgenym- wyszeptał, na co zamarłam w pół kroku. Odwróciłam się gwałtownie i spojrzałam Mattowi wyzywająco w oczy.
- Nie przypisuj sobie nie swoich zasług. Jedyne, co w tej sprawie zrobiłeś to moje wypłakane oczy- syknęłam, nie potrafiąc opanować drżenia rąk. Na twarzy Andersona pojawił się grymas bólu, który po chwili zniknął.
- Porozmawiajmy- zażądał, lecz ja pokręciłam przecząco głową. Już miałam zamknąć mu portal przed nosem, gdy zauważyłam w jego oczach coś, co cały czas starał się ukryć- bezgraniczny smutek, którego udawać chyba by nie potrafił. Westchnęłam w duchu i spojrzałam na niego spod zmarszczonych brwi. Nadal silił się na stanowczość i nonszalancję, jego ton był opryskliwy, a ruchy pewne- jedynie coś w jego tęczówkach i zaciśniętej szczęce nie dawało mi spokoju.
- Zamienię z tobą kilka słów, ale pod jednym warunkiem: przestań wreszcie zgrywać greckiego boga.- dodałam na odchodne i zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem. Zbyt wiele razy wybaczałam, a Matt jak na razie nie dał mi żadnego dobrego powodu, aby puścić w niepamięć wszystkie jego kłamstwa.
***
Stałem pod jej drzwiami jak ostatni idiota przez prawie piętnaście minut i zbierałem myśli. Nienawidziłem siebie za wszystko, co zrobiłem, a raczej za to, co chciałem zrobić. Emila mnie odmieniła, ze zwykłego skurwysyna zrobiła normalną, czującą istotę, za co po części ją znienawidziłem, a po części byłem wdzięczny. Dziwnie było znowu odczuwać emocje, zewnętrzne bodźce. To było jak wynurzenie głowy z wiadra pełnego wody, jak ponowne wydostanie się na powierzchnię po miesiącach spędzonych gdzieś w czeluściach oceanu. Ale z drugiej strony to okropnie bolało, gdy widziałem ją z innym facetem, nawet jeśli był to Evgeny. Wiedziałem, że są dla siebie stworzeni i nie zamierzałem im teraz wchodzić w drogę- ale mimo całej tej mojej pewności siebie, mimo wszystkim zabiegom, które miały postawić Milę w jak najgorszym świetle… Mimo tego wszystkiego pochłonął mnie jej niesamowity czar i zwyczajnie się zakochałem, jak głupi szczeniak. Oparłem głowę o framugę i zacisnąłem powieki. Wypuściłem z rąk jedyną okazję i taka szansa nigdy już się nie powtórzy. Cóż, pozostaje mi ratować tylko to, co jest do odratowania- jej przyjaźń i resztki mojego człowieczeństwa.
***
Gdy zadzwonił dzwonek, poczułam coś w rodzaju ulgi. Przecież wiedziałam, że sterczy tam pod drzwiami i mamrocze ciągle jakieś przekleństwa, a jednak nie mogłam tak po prostu znowu otworzyć drzwi i powiedzieć, że mu wybaczam. Bo mimo wszystko miał rację- dużo bólu i cierpienia mnie to kosztowało, ale gdyby nie on to kto wie, może jeszcze długo grałabym przed samą sobą odnośnie moich uczuć do Sivozheleza? Na klatce schodowej stała kompletnie obca mi osoba- nieco zgarbiony, ze zmęczonym wyrazem twarzy i rękami w kieszeniach. Taki Matt wzbudzał zdecydowanie więcej litości i empatii niż poprzednia wersja. Zmierzyłam go wzrokiem i głośno westchnęłam, a ruchem głowy pokazałam, aby podążył za mną. Wlókł się zrezygnowany przez korytarz, a gdy byliśmy w salonie przystanął zdezorientowany, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Bywał w tym mieszkaniu tyle razy, a zachowywał się, jakby widział to miejsce pierwszy raz w życiu.
- Siadaj- poleciłam i ruszyłam do kuchni w celu zaparzenia herbaty.- Chcesz coś do picia?- zapytałam, na co on pokiwał głową. Wyglądał zupełnie jak wrak człowieka, jak ktoś, kto stracił absolutnie wszystko. Grał teraz, czy ukrywał wszystkie emocje przez cały czas? Usiadłam na kanapie naprzeciw niego i bez słowa podałam mu kubek z gorącym napojem. Milczeliśmy przez kilka minut, Matt uporczywym wzrokiem wpatrywał się w podłogę. Nie wiedziałam kompletnie co zrobić. Po części nadal byłam na niego wściekła, lecz z drugiej strony nie mogłam patrzeć na ten pusty wzrok, którym wodził za mną przez ostatni tydzień. Musiałam się z tym zmierzyć, bo chciałam, żeby wszystko było dobrze. Chciałam mu po prostu pomóc, bo wiedziałam, że żaden człowiek nie jest zły do szpiku kości- zawsze ma w sobie coś dobrego. Ta iskierka u Andersona pojawiła się wtedy, gdy zadzwonił do mnie w sprawie Evgenego. Gdy przyjrzałam się bardziej, na jego twarzy, na policzku i pod okiem wciąż widać było siniaki i zaczerwienienia. Uśmiechnęłam się na samą myśl o Evgenym, który był gotów obić mordę swojemu kumplowi z drużyny tylko dlatego, że ten mnie skrzywdził.
- Chciałeś porozmawiać, więc słucham- rozpoczęłam, stawiając pusty już kubek na blat stolika. Matt przełknął głośno ślinę i spojrzał na mnie spłoszony, jakbym go zaprosiła tylko po to, żebyśmy pogapili się bezmyślnie na siebie.
- Chcę cię przeprosić za…- chrząknął, starając się nie ukazywać zbyt wielu emocji- za tamto.- uśmiechnęłam się pobłażliwie.
- Mów śmiało, życie przed przyjazdem do Rosji skopało mnie dużo mocniej niż ty, więc nie widzę sensu aby nie mówić otwarcie- odparłam, nie potrafiąc jakoś wyzbyć się ironii ze swego tonu. Anderson patrzył na mnie nieruchomym wzrokiem, co chwila zaciskając zęby, to znowu rozluźniając szczękę, jakby walczył sam ze sobą. A potem nastąpił wybuch, którego się absolutnie u niego nie spodziewałam.
- Przepraszam za to, że byłem dupkiem, szmaciarzem, skurwysynem, za to, że przez jedną dziewczynę chciałem skrzywdzić wszystkie inne! Nienawidzę pięknych kobiet, bo są one uosobieniem wszystkiego, co kiedyś kochałem, rozumiesz?- krzyczał, machając gwałtownie rękami- Przepraszam za to, że zawarłem z Paulem ten cholerny pakt skrzywdzonych mężczyzn, którzy chcą się zemścić na płci przeciwnej. Przepraszam, że uwierzyłem w tezę „Matt Anderson przeciw całemu światu”! Przepraszam, że wplątałem cię w tę chorą grę, przepraszam, że cię skrzywdziłem, przepraszam, że miałaś być tylko maskotką, przepraszam, że się w tobie zakochałem!- wrzasnął, a potem zamilkł, zdając sobie sprawę z wypowiedzianych słów. Wpatrywał się we mnie w ciszy, a po jego donośnym głosie zostało ledwie wspomnienie, które wciąż brzmiało gdzieś w moich uszach. Patrzyłam na niego z niedowierzaniem, nie mogąc wydobyć z siebie słowa.
- Matt…- wydusiłam w końcu, lecz on zacisnął powieki, jakby to miało uchronić go przed dalszą rozmową.
- Zapędziłem się. Nie chciałem ci tego mówić. Chcę, żebyś była z Evgenym. Zapomnij, proszę.- spojrzał na mnie błagalnie, a w jego oczach widziałam taki ból, że aż krępował mnie fakt, że się nim ze mną dzielił. Wiedziałam, że wolałby rozpaczać w samotności.
- Dobrze- odparłam miękko, chociaż oboje wiedzieliśmy, że kłamię. Chciałam po prostu załagodzić sytuację.- Opowiedz mi o tej dziewczynie.- poprosiłam łagodnie, łapiąc go za rękę. Zdziwiony uniósł wzrok i zacisnął wolną dłoń w pięść. Chciał zgrywać twardziela, chciał być niepokonany. Na nic się to nie zdało, bo gdy wypowiedział pierwsze słowa, w kącikach jego oczu zalśniły łzy.
- Miała na imię Emma.
Matt mówił już od kilkunastu minut, a ja podczas jego monologu pałałam coraz większą nienawiścią do jego byłej ukochanej. Jak można być tak podłym? Nic już nie wróci mu tego dawnego uśmiechu, nic już nie będzie takie samo, bo odeszła ona- ta, którą najbardziej w świecie kochał, ta która zraniła go najmocniej jak mogła. Właściwie, to po jego wyjaśnieniach nie byłam zła na Amerykanina ani odrobinkę. Gdybym znajdowała się w jego sytuacji, postąpiłabym tak samo- chciałabym zemsty. Czułam się okropnie, słuchając o tych wszystkich rzeczach, które wyprawiała Emma. A jak niby miałam się czuć? Gdy uosobienie siły i nonszalancji płacze w moich ramionach, a mi nie pozostaje nic innego jak klepać go po plecach i obiecywać, że ta suka kiedyś dostanie za swoje? Matt był tak pogrążony w hamowaniu łez, a ja byłam tak zajęta pocieszaniem go, że nawet nie zauważyliśmy otwieranych z cichym kliknięciem drzwi wejściowych. Anderson siedział tyłem do wejścia, więc nie widział niczego. Sivozhelez z początku patrzył na nas zdziwiony i nieco rozzłoszczony, że tak łatwo Amerykaninowi wybaczyłam, ale gdy zobaczył moje naglące spojrzenie i usłyszał pociąganie nosem swojego kolegi z drużyny, ostrożnie wycofał się z salonu i opuścił mieszkanie. Nie musiałam nic mówić- przecież rozumieliśmy się bez słów.


29.12.14
- Nienawidzę cię za to, że nie mogliśmy spędzić świąt razem- porwał mnie w ramiona i łapczywie wtopił twarz w moje włosy, jakby bał się, że zmieniło się coś przez ostatnie kilka dni.
- Nienawidzę cię za to, że nie mogłeś pojechać ze mną- szepnęłam, tuląc się do jego torsu. Ludzie zgromadzeni na lotnisku oglądali się na nas z pobłażliwymi uśmiechami. Rzeczywiście musieliśmy wyglądać komicznie- Evgeny był na tyle silny, że trzymał mnie w powietrzu, a moje nogi dyndały kilka centymetrów nad ziemią.
- Nienawidzę cię za to, że nie jesteś Rosjanką i musisz wyjeżdżać tak daleko- odparował, całując mnie w czoło i oba policzki.
- Ciesz się, że pracujemy razem i jeżdżę z wami na wszystkie mecze, bo miałabym kolejny powód do nienawiści.
- Wybaczam ci tylko dlatego, że Sylwestra spędzimy razem- zakończył to przekomarzanie i chwycił moją walizkę. Nie widzieliśmy się zaledwie pięć dni, a ja tęskniłam za nim niemiłosiernie. A gdy zobaczyłam go znowu, to nagle wszystkie troski zniknęły. Skłamię, jeśli powiem, że nasze życie nie było sielanką- bo było. W głównej mierze dlatego, że nadal byliśmy najlepszymi przyjaciółmi i kłóciliśmy się zupełnie tak jak przedtem. Ale było coś jeszcze, co wyróżniało nas spośród innych, zwykłych par- oboje kochaliśmy się jak wariaci i nie wyobrażaliśmy sobie choćby jednego dnia osobno.


3.05.15
- Wygraliśmy tę głupią ligę! No nareszcie- westchnął Borys, a ja spojrzałam na niego zdziwiona, zupełnie zapominając o sushi trzymanym w dłoniach. Straciłam koncentrację i pałeczki wypadły mi z rąk, razem z kawałkiem ryby wpadając do wypełnionej jedzeniem torby.
- Jak to?- spytałam, podejmując prawie niemożliwą do wykonania próbę odzyskania narzędzi bez syfienia sobie rąk. Zenit co prawda był w finale, ale wynik rywalizacji z Biełgorie wynosił jak na razie 2:1 dla siatkarzy z Tatarstanu. To oczywiście bardzo dobry rezultat, zwłaszcza, że Biełgrod w trakcie sezonu zasadniczego był zupełnie nieosiągalny- teraz chłopaki trochę wyszli z formy, a drużyna z Kazania niespodziewanie wystrzeliła. Przeciwnicy byli jednak bardzo doświadczeni, więc normalnym było, że postarają się nam przeciwstawić w dzisiejszym meczu.
- Normalnie, Mila. Grunt to nastawienie. A ja obstawiłem, że wygramy 3:1 i nagrywam to teraz na dyktafon, żeby się sprawdziło.- wytłumaczył, a ja parsknęłam niepohamowanym śmiechem.
- Czasami naprawdę zachowujesz się jak dzieciak- pokręciłam z niedowierzaniem głową, zadowolona wyłuskując pałeczki z pojemnika.
Oczywiście, że Borys miał rację, jak zawsze. Wygraliśmy finał, z wynikiem trzy do jednego. Świętowaniu nie było końca, a i okazja do tego była doskonała- Zenit wreszcie wrócił na rosyjski tron.


28.06.15
Zero czasu na wakacje. Tylko marny tydzień. Ale najważniejsze jest to, że dzięki tej jednej osobie zapamiętam go sobie na całe życie.
- Rio, Rio, Rio de Janeiro!- wrzasnął na cały regulator, gdy mówiłam mu o tym, że dawno nie zrobiliśmy nic głupiego. Dla mnie w tym momencie był gotów zdjąć kąpielówki i rzucić się do morza tak, jak go bozia stworzyła. Powstrzymałam go, gdy zauważyłam czteroosobową rodzinę z małymi dziećmi, zmierzającą ku opustoszałej plaży.
- Przestań, bo maluchy będą miały traumę do końca życia- poprosiłam ze śmiechem, na co Sivozhelez naburmuszył się i spojrzał na mnie wyzywająco. Nie miał już brody, bo uznał, że podczas urlopu „opali się w kropki”, a potem będzie pośmiewiskiem całego teamu. Właściwie to było bez znaczenia, bo w takiej wersji też mi się podobał- wyglądał dużo mniej poważnie, a zachowywał się zupełnie jak dzieciak, jakby to zarost stwarzał te pozory dorosłości.
- Nie podobam ci się nago?- zapytał, sugestywnie poruszając brwiami. Starałam się nie parsknąć śmiechem.
- Boję się po prostu, że gdy Adonis zobaczy cię w świetle dziennym to popadnie w niewyobrażalne kompleksy.- odparłam zalotnie, a on nie czekając na dalszą zachętę złapał mnie za nadgarstki i obrócił tak, aby zamknąć mnie w szczelnym uścisku. Pochylał się nade mną, jakby gotowy do zrobienia stu pompek.
- Uwielbiam, gdy mnie okłamujesz- wymruczał mi do ucha, a ja zachichotałam.- I uwielbiam, gdy się śmiejesz. I uwielbiam, gdy patrzysz na mnie tak jak teraz, z miną w stylu „przestań, bo zaraz się zarumienię”. I uwielbiam, że wreszcie nauczyłaś się okazywać uczucia. I uwielbiam w tobie to, że nie potrafisz okazywać ich na tyle, żeby odpowiedzieć mi równie pompatycznie.- szepnął. Zmrużyłam oczy.
- Uwielbiam cię za to, że jesteś dobry w łóżku- wyparowałam, a on odrzucił głowę i roześmiał się donośnie. Nie wiem jakim cudem nadal podtrzymywał się na rękach, jakby nie sprawiało mu to żadnej trudności.- I nie powiem ci nic więcej, oprócz tego, że kocham cię najbardziej na świecie- odezwałam się cicho, a on spojrzał na mnie z tą swoją wspaniałą czułością wypisaną na twarzy.
- Czemu nie?
- Bo boję się, że popadniesz w samouwielbienie i zostawisz mnie za lepszej- rzuciłam z uśmiechem, lecz on pokręcił stanowczo głową.
- Nie ma na świecie lepszych od ciebie.


23.10.15
Zapukałam do mieszkania Matta z zamiarem przeprowadzenia przyjacielskiej pogawędki. Przez ten rok bardzo zbliżyliśmy się do siebie, mówiliśmy sobie prawie o wszystkim. Amerykanin zupełnie wyleczył się z tego zauroczenia do mojej osoby, tak przynajmniej uparcie twierdził, a mi nie pozostawało nic innego, jak zwyczajnie mu uwierzyć. Odkąd zaczął się sezon był jakiś inny, zamyślony, z głową wysoko w chmurach. Niektóre sms-y czytał z nieśmiałym uśmiechem, a przyłapany na rozmowie zaraz ją kończył, udając, że kompletnie nic się nie stało. Czułam, że ma kogoś, lecz jeszcze nic mi nie powiedział. Dużo musiał pracować nad ponownym zaufaniem kobiecie. Szczerze mówiąc bałam się, że nigdy mu to nie wyjdzie, więc z coraz większą radością patrzyłam na jego podchody. A teraz przyszłam, żeby wreszcie z nim o tym porozmawiać. Chłopak otworzył drzwi i spojrzał na mnie nieco zmieszany. Był ubrany w dżinsy i niebieską koszulę, włosy pozostawił w nieładzie, a już od progu poczułam zapach znajomych perfum. Wpatrywał się we mnie spłoszony przez kilka sekund, uchyliwszy drzwi na tyle, aby nie było widać nic poza jego sylwetką.
- Cześć! Potrzebujesz czegoś?- zapytał uprzejmie, a na jego czole dostrzegłam krople potu.
- Przyszłam pogadać. Nie w porę?- domyśliłam się, a Amerykanin chrząknął.
- Przecież nie musisz ukrywać przede mną swojej wybranki. Mam tylko nadzieję, że nie jest szkaradą- ostatnie zdanie powiedziałam szeptem, a Matt zaśmiał się nerwowo.
- Kto tam?- usłyszałam męski głos z oddali i zmarszczyłam zdziwiona brwi. Chowałby mnie przed kolegą? Chyba że… Spojrzałam na niego z szeroko otwartymi oczami, żądając wyjaśnień. Chłopak westchnął głośno i uchylił portal, wpuszczając mnie do środka. Zobaczyłam romantycznie przystrojony stół- dwa talerze, czerwony obrus, białe serwetki i płonące świece. A obok, zmierzający w moją stronę blond włosy mężczyzna, mniej więcej w naszym wieku.
- Cześć, jestem Thomas- oznajmił z szerokim uśmiechem i podał mi dłoń.
- Emila- odwzajemniłam uścisk- Przeszkodziłam wam pewnie, już się zmywam. Matt nie mówił, że spodziewa się dzisiaj gościa- przyznałam z uśmiechem, spoglądając na Andersona.
- To było spontaniczne spotkanie- odparł sam zainteresowany z purpurą na twarzy. Kiwnęłam ze zrozumieniem głową i odwróciłam się do wyjścia.
- Czekaj, to ty jesteś Mila, tak? Ta, o której Matt tak ciągle opowiada? Matko, ile się o tobie nasłuchałem!- zaczął przyjaźnie, a ja poczułam nagłą sympatię do nowopoznanego Thomasa.
- Mam nadzieję, że w samych superlatywach?- zaśmiałam się i spojrzałam złośliwie na amerykańskiego przyjmującego- Jeśli nie, to powiem ci tylko, że on ma milion więcej wad niż ja!
- Mówił tylko, że okropnie gotujesz, reszta to same plusy- przyznał, lecz jakoś nie uraziła mnie ta uwaga. Zmroziłam tylko Matta wzrokiem, na co on uśmiechnął się szeroko. Oboje wiedzieliśmy, że była to prawda- naprawdę rzadko udawało mi się upichcić coś jadalnego. Ale od czego miałam mistrza kuchni Evgenego, który śpiewał dla mnie podczas przygotowywania każdego posiłku?
- Miał całkowitą rację. Ale jeśli już mówimy o gotowaniu, to właśnie robię ciasto i zostawiłam je tylko na chwilę, żeby pożyczyć mąkę. Masz trochę?- zapytałam Andersona, a on zerwał się jak oparzony i pobiegł do kuchni, po chwili powróciwszy ze szklanką wypełnioną białym proszkiem. Odprowadził mnie do drzwi, podczas gdy Tom ponownie usiadł do stołu, uprzednio się ze mną żegnając. Ciasto było zwykłą wymówką- nie chciałam im po prostu przeszkadzać.
- Hej, nie patrz tak na mnie. Wiesz przecież, że nie potrafię zaufać żadnej kobiecie. Więc pomyślałem, że może z mężczyzną…- spuścił wzrok i przygryzł dolną wargę.
- Cieszę się, że wreszcie sobie kogoś znalazłeś- powiedziałam i było to naprawdę szczere. Byłam nieco zszokowana, ale wiedziałam jedno- każdy zasługuje na miłość. Nieważne w jakiej postaci. Matt rozpromienił się na moje słowa.
- Oczekuję szczegółowej relacji jutro po treningu- zażądałam, a on z uśmiechem jak stąd do Chin pokiwał głową i wrócił do przerwanego spotkania.
19.02.16
- Myślę, że powinniśmy razem zamieszkać- oznajmił, a mi łyżka wypadła z ręki i z głośnym chlupotem wpadła do zupy. Spojrzałam na niego spłoszona.
- Przecież praktycznie już mieszkamy razem.- zauważyłam, próbując zmyć „ślady zbrodni” z blatu kuchennego. Evgeny zerknął na mnie sceptycznie.
- Mila, odpowiada ci to krążenie z jednego mieszkania do drugiego? Mogłabyś przenieść się na stałe do mnie- zaproponował, a gdy miałam otwierać usta, szybko się wytłumaczył- I nie dlatego, że mam jakiś cholerny kompleks samca. U mnie jest dwa razy więcej miejsca- wyjaśnił, a ja wodziłam za nim niepewnym wzrokiem. Świetnie wyglądał w fartuszku obrazującym męski tors- ja miałam taki sam, tylko wersję damską. Wymachiwał wielką chochlą, starając się jakoś uwidocznić słuszność swoich argumentów. Przez okno do domu wpadały promienie słońca, które rozjaśniały jego twarz i sprawiały, że oczy jaśniały w niesamowitym blasku. Byłam szczęściarą, bo miałam idealnego faceta, który akceptował wszystkie moje wady i kochał mnie najbardziej na świecie, a ja kochałam jego. Bałam się jednak zmian i tego, że nasze relacje ulegną odmianie po mojej przeprowadzce.
- Proszę.- wywarł na to słowo ogromny nacisk, wciąż świdrującym spojrzeniem chcąc mnie przekonać do podjęcia decyzji.
- Przemyślę to, dobrze? Daj mi trochę czasu- odparłam i zerwałam się z krzesła.
- Emila!- krzyknął za mną, lecz ja już opuszczałam jego mieszkanie.
- Będę niedługo!- odkrzyknęłam, zatrzaskując za sobą drzwi. Nasze życie było sielanką, ale była jedna rzecz, która od dłuższego czasu nie dawała mi spokoju.
Zadzwoniłam po taksówkę, a ta przyjechała po pięciu minutach. Evgeny wyglądał przez okno i w milczeniu przypatrywał się moim poczynaniom.
- Zaraz wrócę, obiecuję- przyrzekłam, unosząc dwa palce do góry.
- To już dwa lata…- westchnął i zapatrzył się w przestrzeń.
- Panienko z okienka, dwa lata od czego?- zaciekawiłam się.
- Już dwa lata cię znam, a czasami mam wrażenie, jakbym cię spotkał pierwszy raz w życiu dopiero wczoraj- przyznał, na co uśmiechnęłam się promiennie.
- Trzeba się zaskakiwać w związku, prawda? Będę za jakąś godzinę.- dodałam i wsiadłam do czerwonej taksówki.
Maxim na szczęście był w domu, bo nie wybaczyłabym sobie, gdybym nikogo nie zastała i przemierzyła pół miasta na marne. Gdy otworzył drzwi, od razu go wyminęłam i usiadłam w salonie na kanapie. Michajłow patrzył na mnie z mieszanką zdziwienia, czujności i ciekawości. Ostrożnie usiadł naprzeciwko i zmrużył badawczo oczy.
- Maxim- zaczęłam, biorąc głęboki oddech- pamiętasz naszą rozmowę, jakieś dwa lata temu, podczas pobytu w Chicago?- zapytałam, a Rosjanin zmarszczył brwi. Po chwili pokiwał nieznacznie głową.
- Pamiętam- odparł, a mi kamień spadł z serca, mimo tego, że najtrudniejsze dopiero przede mną.
- Powiedziałeś wtedy, że wreszcie odkryję, komu jestem przeznaczona- przypomniałam, a on ponownie kiwnął głową. Wpatrywałam się w niego z oczekującą miną, lecz atakujący nic nie mówił.- Kogo miałeś na myśli?- wyrzuciłam z siebie w końcu, a Maxim uśmiechnął się nieznacznie i spojrzał na mnie pobłażliwie.
- Myślę, że doskonale wiesz, kogo- odparł poważnie. Poczułam jak drżą mi ręce. Zaśmiałam się histerycznie, próbując ukryć zdenerwowanie.
- Nie kłamiesz? Chcesz mi powiedzieć, że już dwa lata temu wiedziałeś, że będziemy z Evgenym razem?- drążyłam, nie mogąc uwierzyć w prawdziwość jego słów.
- Widziałem, jak na ciebie patrzy- przyznał, a mnie aż zatchnęło z wrażenia. Więc już wtedy, w Chicago Evgeny był we mnie zakochany? Jak do cholery, mogłam tego nie zauważyć? Zerwałam się z miejsca i uściskałam serdecznie rosyjskiego atakującego. Gdy już miał zamykać drzwi, nieco się zreflektowałam. Ostatnio nie mieliśmy w ogóle czasu się spotkać, mam wrażenie, że od kiedy byłam z Sivozhelezem nieco zaniedbałam sprawę Maxima.
- U ciebie wszystko w porządku?- zapytałam, na co chłopak uśmiechnął się wesoło.
- Jasne. Tak się składa, że na kogoś czekam- odparł nieco zarumieniony, a ja momentalnie podchwyciłam temat.
- Żartujesz! To kobieta, prawda?- upewniłam się. Maxim spojrzał na mnie jak na wariatkę.
- Oczywiście, że tak! Wyglądam ci na geja?- zaśmiał się.
- Pozory czasem mylą…- mruknęłam, sprawiając, że chłopak zaczął drążyć temat.- Opowiem ci przy innej okazji- obiecałam.- A kim jest ta tajemnicza niewiasta?- dopytywałam, lecz Maxim uśmiechnął się chytrze.
- Opowiem ci przy innej okazji- wyszczerzył zęby i zatrzasnął mi drzwi przed nosem. Złorzecząc na przebiegłość mojego przyjaciela zderzyłam się z kobiecą sylwetką, która właśnie wchodziła po schodach.
- Emila?- zdziwiła się, a ja wytrzeszczyłam zdziwiona oczy.
- Tanja? Co ty tu robisz?- zapytałam, chociaż było to zupełnie zbędne. Więc to z nią spotykał się teraz Maxim! Byłam przeszczęśliwa.
- Lecę do Maxa, umówiliśmy się na film- odparła. Za to ją uwielbiałam! Nie potrzebowała robić sekretu z rzeczy, które były dla niej naturalne.
- Super! W takim razie pozdrów go ode mnie i bawcie się dobrze- poprosiłam i wyminęłam ją na schodach. No, i na nic się nie zdały te jego przebiegłe zabiegi.

-Tak- stanęłam w drzwiach i rzuciłam torbę na podłogę. Evgeny leniwie podniósł wzrok znad komputera.
- Co „tak”?- spytał, a ja przewróciłam oczami. Mierzyliśmy się spojrzeniami przez kilka sekund. Uniosłam brwi w oczekującym geście.
- Czekam, aż mi to powiesz.- uśmiechnął się, odstawiając laptopa na stolik. Prychnęłam śmiechem.
- Evgeny, czy zrobisz mi tę przyjemność i pozwolisz mi ze sobą zamieszkać?- zironizowałam, lecz nie zdążyłam nawet poprawić opadającego na czoło kosmyka włosów, bo już byłam w jego silnych ramionach.
- Wiedziałem, że w końcu zmądrzejesz- szepnął mi ze śmiechem do ucha. Próbowałam udać obrażoną, lecz jego pocałunek zamknął mi usta i tak jakoś wyszło, że zapomniałam o fochach. Tak właściwie, to zapomniałam o wszystkim, nie licząc smaku jego delikatnych warg…


23.08.2017
-… Bierzesz sobie tę oto za żonę- perorowałam, przechadzając się dużymi krokami po pokoju, podczas gdy zestresowany Maxim obgryzał paznokcie.- I ślubujesz jej miłość, wierność i uczciwość małżeńską, póki śmierć was nie rozłączy?
- Tak- odparł atakujący piskliwym głosikiem, a ja udałam, że ocieram pot z czoła.
- No, już lepiej. Nie płaczesz i nie patrzysz na mnie jakbym usmażyła twojego chomika. Jest progres!- pochwaliłam, a Michajłow osunął się zmęczony na kanapę.
- Mila, ty nie myślisz, że to za wcześnie?- spytał. Mogłam niemalże usłyszeć, jak szczęka zębami ze strachu. Zastanowiłam się.
- Trochę mnie zdziwiliście tak szybką decyzją, ale wychodzę z założenia, że skoro dwójka ludzi się kocha, to przecież powinna…- tłumaczyłam, lecz on mi przerwał.
- A ty i Evgeny?- zapytał, na co spłonęłam rumieńcem.
- To trochę inna historia.- wyplątałam się, patrząc w podłogę.
- Oczywiście że inna, bo wy znacie się już prawie cztery lata i o ile się nie mylę, to w związku jesteście od trzech. A my z Tanją po roku zdecydowaliśmy się na ślub. Więc to albo my za szybko podjęliśmy decyzję, albo z wami jest coś nie tak- wywnioskował mądrze. Westchnęłam i uśmiechnęłam się na samą myśl o Sivozhelezu.
- To nie jest tak, że my nie chcemy być małżeństwem. Wiesz, odkładamy to, bo dobrze nam się żyje razem. Po co psuć to ślubem?- odpowiedziałam, na co Maxim zbladł.- Jezu, Max! Wszystko co powiem, to źle. Ślub jest w przypadku twoim i Tanji najwspanialszym rozwiązaniem.- zapewniłam i chłopak na szczęście nieco się uspokoił. Bycie druhną jego narzeczonej nie wiązało się z niczym innym, jak tylko z doprowadzeniem Michajłowa do jako takiej używalności przed ożenkiem.- A teraz zabieraj dupę w troki i jazda na ceremonię!- chwyciłam go za ręce i z ogromnym trudem podniosłam do góry. Zrównał się ze mną sylwetką i spojrzał mi w oczy.
- Dobrze, że spotkałem Tanję. Bo bez niej, to chyba bym się z ciebie nigdy nie wyleczył- uśmiechnął się wesoło, uścisnął mnie, a gdy nadal stałam na środku pokoju jak słup soli, to wyminął i zamknął za sobą drzwi. Dzięki ci Boże za Tanję Iwanow!
- I ślubuję ci miłość, wierność…- szeptał mi do ucha Evgeny, a ja uciszyłam go cichym syknięciem. Powtarzał słowo w słowo regułkę za księdzem, co chwila jeżdżąc ręką po moim udzie.
- Sivozhelez, do jasnej cholery!- warknęłam, łapiąc go za nadgarstek. Siedzieliśmy w drugim rzędzie, a temu idiocie nagle zachciało się zalotów.
- Uwielbiam, gdy jesteś taka stanowcza- wymruczał mi do ucha i pocałował w policzek. Nie potrafiłam powstrzymać uśmiechu. On przypatrywał mi się zaciekawiony, lecz po kilku sekundach odwrócił wzrok. Automatycznie wplotłam moją dłoń w jego, jakbyśmy do tego właśnie byli zaprogramowani. Rozejrzałam się po kościele i mój wzrok padł na Matta, siedzącego po drugiej stronie sali. Był z Thomasem, chociaż to nie jego wybrał jako osobę towarzyszącą- kryli się z tym związkiem jak para nastolatków, jak na razie tylko mi przyznał się do swojej odmiennej orientacji. Trudno było jednak nie zauważyć, jak blisko są ze sobą i chociaż starali się to ukrywać, ja doskonale widziałam czułość wypisaną na twarzy Andersona i dłoń Thomasa, która niby przypadkiem dotykała jego dłoni. Uśmiechnęłam się nieco zawstydzona, bo w ich relacji było coś tak tajemniczego i intymnego, że czułam się, jakbym wchodziła z butami w czyjąś prywatność. Odwróciłam wzrok.
- Na co tak patrzysz?- zagaił Evgeny. Absolutnie nic nie robił sobie z ceremonii, zachowywał się jakbyśmy byli w zupełnie innym miejscu. Zmroziłam go wzrokiem.- Ach, na nich. Widzisz, pewnie nawet geje hajtną się szybciej niż my dwoje- zaśmiał się ze swego żartu, a ja wytrzeszczyłam oczy.
- Skąd wiesz?- zapytałam stłumionym szeptem. Rudobrody przewrócił oczami, jakbym mówiła o czymś oczywistym.
- Nie bądź naiwna. To widać na kilometr- przyznał, z pewną dozą niesmaku i rozbawienia patrząc jak Matt poprawia Thomasowi klapę w marynarce.
- Wszyscy wiedzą?- zapytałam z rezygnacją. Tyle czasu kryłam Andersona, a tu się okazuje, że to nie był żaden sekret!
- Myślę, że tak. Nie gadamy o tym za często- uśmiechnął się do mnie czule.- Swoją drogą, nie wiem jakim cudem mógł wybrać faceta, mając przy sobie kogoś takiego jak ty.
- To było nietaktowne!- zganiłam go rozbawiona. Wiewiór przewrócił wesoło oczami.
- A chciałabyś ich wyprzedzić?- spytał, nagle poważniejąc.
- Nie wiem- odpowiedziałam zgodnie z prawdą, strwożona własną zmiennością. Evgeny spojrzał na mnie smutno i pokiwał głową.
- Ja też nie wiem- odparł z westchnieniem, opierając głowę na moim ramieniu.
- I ogłaszam was mężem i żoną- zakończył uroczyście ksiądz. Spojrzałam na młodą parę. Boże, wyglądali na przeszczęśliwych! Może i warto przemyśleć sprawę małżeństwa?


16.11.17
- Jestem!- krzyknęłam w głąb mieszkania i postawiłam zakupy na blacie. To był doprawdy szalony dzień- Evgeny skończył trening już dwie godziny temu, a ja miałam jakąś cholerną konferencję w centrum Kazania, szkoda gadać. Zdjęłam kurtkę, buty i czapkę. Prognostyki mówiły o urywających głowę mrozach i tym razem niestety się nie myliły- prawie odmarzły mi ręce, gdy autobusem wracałam do domu. Potarłam o siebie zgrabiałe dłonie i przeszłam w stronę salonu. Z kuchni jak proca wybiegł Sivozhelez i ujął moją twarz w dłonie, składając na ustach gorący pocałunek. Rozwiązał swój przekomiczny fartuch i rzucił go w kąt.
- Jesteś za wcześnie- zaczął oskarżycielsko, a ja w zdziwieniu otworzyłam usta.
- To źle?- upewniłam się, chociaż widząc jego marsową minę podczas gdy szukał czegoś w tylnej kieszeni spodni, sama potrafiłam sobie bezbłędnie na to pytanie odpowiedzieć.
- Miałaś być za godzinę. Jeszcze nie zdążyłem niczego przygotować. Ale to tylko twoja wina. Zresztą, nieważne. Jak minął ci dzień?- gadał jak nakręcony, otwierając małe , kwadratowe pudełeczko.- Ale poczekaj, później mi powiesz. Bo jak ja cię teraz nie zapytam, to zaraz zwariuję- przyznał, a widząc moją coraz bardziej zdezorientowaną minę uklęknął na jedno kolano i podniósł do góry pudełko. Uniosłam dłoń do ust i patrzyłam na niego w niemym zdumieniu. Nie wierzę, że chciał to zrobić.
- Emilio Coletti, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?- oczy zaszkliły mi się łzami, a dolna warga nagle zaczęła drżeć. Przecież nigdy nie zależało mi na małżeństwie. Aż do teraz. Kiwnęłam wzruszona głową, hamując morze spływających po policzkach łez.
- Jasne że tak- szepnęłam ze śmiechem, chociaż twarz była już cała mokra od płaczu. Evgeny porwał mnie w ramiona i zaczął całować, na oślep, po czole, po szyi, po policzkach, w nos i wreszcie w usta. Wsunął na palec serdeczny pierścionek z małym brylancikiem i pocałował jeszcze raz.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo się denerwowałem. Teraz muszę tylko dopilnować, abyś nie zwiała mi sprzed ołtarza- uznał, posyłając mi rozbrajający uśmiech.


29.01.18
Byli od nas szybsi. No cholera jasna, byli szybsi!
- A gdzie twoja obrączka?- Maxim rozbawiony uniósł brwi, a Evgeny parsknął śmiechem. Matt zarumieniony spuścił wzrok i wyciągnął zza pleców lewą dłoń. Otworzyliśmy zdumieni oczy na złotą obręcz na serdecznym palcu Andersona. Werbow zagwizdał.
- Jak się żenić, to z rozmachem…- przyznał nieco zawstydzony.
- Geje wychodzą za mąż, nie żenią się. To związek dwóch facetów, więc…- tłumaczył Michajłow, a Matt wzniósł oczy do nieba.
- To zupełnie bez znaczenia Max…- odparł cicho Anderson, spuszczając wzrok. Nagle wezbrała się we mnie ogromna wściekłość, aż wstałam i zaczęłam machać rękoma.
- Czemu żeście nam nie powiedzieli? Para gejów wyszła za mąż szybciej niż ja! To jest kurwa jakiś kabaret! Wyjechali sobie na jakieś Bóg wie Malibu albo innej Holandii i są teraz w pieprzonym związku małżeńskim! - wybuchnęłam, nawet sama nie wiedząc dlaczego. Przecież w sumie, to wszystko jedno mi było, kto wyjdzie za mąż po mnie, a kto przede mną. Ostatnio cały czas byłam albo nerwowa albo zaspana… To pewnie wszystko przez pracę połączoną z wyczerpującymi przygotowaniami do ślubu. A teraz jeszcze miałam ogromną ochotę na truskawki. Wydałam z siebie zduszony okrzyk i usiadłam z powrotem na kanapie, uprzednio biorąc ze stolika ciastko. Zgromadzeni spojrzeli na mnie zdezorientowani.
- No co?- zapytałam niewyraźnie z pełną buzią.
- Co ty ostatnio taka nerwowa?- zapytał Maxim, a ja zmierzyłam go surowym spojrzeniem.
- Wcale nie jestem nerwowa- syknęłam, sięgając po kolejne ciastko.
- A może jesteś w ciąży?- zarechotał głupkowato Werbow, a ja zamarłam z przysmakiem w połowie drogi do ust. Spojrzałam spłoszona na Evgenego. W salonie nastała głucha cisza.
- Jesteś?- spytał nieśmiało Matt. Wytrzeszczyłam oczy.
- Oczywiście, że nie! To znaczy… chyba- dodałam po chwilowym zastanowieniu, łapiąc się za brzuch. Może i stał się trochę większy, ale to tylko dlatego, że pofolgowałam sobie nieco z dietą.
- Ostatnio rzeczywiście zachowywałaś się dość… Impulsywnie- przyznał Rudobrody, zapewne przypominając sobie sytuację, gdy zbiłam talerz i zaczęłam płakać nad jego żałosnym losem.
- To przemęczenie- zapewniłam, chociaż wcale taka pewna nie byłam.
- Może pojedziemy do domu i…- zawiesił, na co pokiwałam energicznie głową i podniosłam się z miejsca.
- Jasne. Miło było was widzieć chłopaki. Przekaż gratulacje dla Toma- poleciłam Andersonowi i nieco chwiejnym krokiem udałam się do wyjścia. Podczas jazdy samochodem Evgeny zamiast patrzeć na drogę, to co chwila zerkał na mnie badawczo. Fuknęłam gniewnie.
- To, że być może jestem w ciąży nie oznacza, że wylezie ze mnie jakiś predator- warknęłam, krzyżując ręce na brzuchu.- Przynajmniej nie przez następne dziewięć miesięcy- dodałam skrzywiona. Twarz Sivozheleza zastygła w bezruchu.
- Nie chcesz mieć dzieci?- zapytał cicho, a ja wydałam z siebie głębokie westchnienie.
- Nie wiem! Jesteśmy za młodzi, nie mieliśmy podróżować, zwiedzać świata?
- Już to robimy- zauważył i tutaj rzeczywiście musiałam przyznać mu rację. Ciągle byliśmy poza domem.- Zresztą, ja mam trzydzieści dwa lata, a ty trzydzieści. To najwyższy czas.
- Musiałabym zrezygnować z pracy. Na długo. Dziecko nie może jeździć na mecze. Widywalibyśmy się rzadziej, bo ty ciągle byś wyjeżdżał. Nie lepiej zaczekać, no nie wiem, aż skończysz karierę?
- Planuję pograć jeszcze jeden, może dwa sezony, przecież wiesz. I tylko w klubie, reprezentacja to już zamknięta sprawa.- zaparkował przy aptece z dużym, zielonym szyldem na górze.
- Nie wejdę tam- odparłam przerażona, wciskając się w fotel.- Nie mogę tego kupić.- spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem.
- Mam iść i kupić test ciążowy? Poważnie?- zmarszczył czoło, lecz gdy tylko zobaczył łzy gromadzące się w moich oczach, kiwnął głową i odpiął pasy.- Będę za dwie minuty.

- Już?- sterczał pod drzwiami już od kilkudziesięciu sekund. Słyszałam, jak nerwowo wyłamuje palce.
- Jest napisane, że trzeba czekać pięć minut!- odkrzyknęłam zachrypniętym głosem, jak zaczarowana wpatrując się w mały przyrząd. Zacisnęłam powieki i odliczałam kolejne oddechy. A gdy je otworzyłam, test wskazywał dwie kreski. Pozytywny. Spojrzałam w lustro nad zlewem- wyglądałam, jakbym co najmniej zobaczyła ducha. Wyszłam z łazienki i patrzyłam w milczeniu na Evgenego.
- I co? Nie patrz tak na mnie, tylko mi powiedz czy…- przerwał, bo zobaczył strach w moich ogromnych, brązowych oczach.
- Będziesz świetnym tatą- powiedziałam bezbarwnym tonem i poklepałam go po ramieniu.- Gorsza sprawa, że ja nie mam pojęcia jak być dobrą matką.

Pierwsze dwa miesiące były strasznie- żyłam w ciągłym strachu o to, że nie podołam zadaniu. Nie chciałam, by dziecko miało tak złą matkę jaką miałam ja. A podobno takie sprawy bywały dziedziczne. Nie potrafiłam utożsamić się z tym małym stworkiem siedzącym w moim brzuchu, który ciągle wymagał czegoś nowego i ciągle zmieniał moje nastawienie do świata. Evgeny zastanawiał się nawet nad jakąś terapią, która pozwoliłaby mi uporać się ze strachem przed macierzyństwem. Byliśmy nawet umówieni na wizytę, już za kilka dni. Posiadanie dziecka wydawało mi się tak niemożliwe, prawie abstrakcyjne! Nie miałam pojęcia, co robić. Aż do pierwszego kopnięcia. Poczułam, jak maleńka nóżka przekręca się w moim wnętrzu. Złapałam się za brzuch i po raz pierwszy poczułam dotyk dziecka. Siedziałam jak zaczarowana, nie potrafiąc nawet się ruszyć. Evgeny wszedł do domu, a ja nie mogłam nawet odkrzyknąć nic na jego „cześć”. Byłam zbyt zszokowana. Chłopak okrążył salon i rozejrzał się zdziwiony.
- Czemu siedzisz po ciemku?- zapytał i włączył światło. Tkwiłam tutaj już tak długo, że zdążyło się ściemnić. Spojrzał na mnie i najwidoczniej ujrzał czarne smugi tuszu do rzęs, wytaczające drogę od kącików oczu aż do szyi. Przerażony usiadł koło mnie i złapał mnie za nadgarstki.- Co się stało?- spytał ostro, jakby bojąc się o to, że nagle zrobiłam się nieobliczalna i mogłam zrobić coś dziecku. Nie potrafiłabym! Było przecież moje. Było nasze. Uniosłam wzrok i uśmiechnęłam się do niego szeroko.
- Kopnęło mnie- odparłam z szeroko otwartymi oczami, nadal nie wierząc w tę sytuację. Miałam w sobie nowe życie, mieszankę genów moich i Evgenego. Chłopak westchnął i z ulgą opadł na kanapę.
- Zwariuję z tobą dziewczyno- mruknął i teatralnym gestem otarł pot z czoła.- Rozumiem, że mam odwoływać terapię?- upewnił się, na co ochoczo kiwnęłam głową.
- Będziemy dla małego idealnymi rodzicami.- powiedziałam, a on przytulił mnie z całej siły.
- Zaraz, a może ja bym chciał dziewczynkę?- awanturował się. Zaśmiałam się głośno.
- Ty kochanieńki nie masz tutaj nic do gadania!


5.06.20
Wzięłam głęboki oddech i zamknęłam oczy. Wspaniale było wdychać morskie, włoskie powietrze, podczas gdy dom w mroźnej Rosji wiał pustką. Koło mnie z impetem walnął się Evgeny. Wydał z siebie pełen zadowolenia pomruk i objął mnie ramieniem.
- Alekno dzwonił- oznajmił dumny jak paw, przekręcając się na prawy bok. Spojrzałam na niego z uśmiechem.
- Gratulacje?- strzeliłam, a Rudobrody kiwnął głową. Kto by pomyślał? Chłopak pierwszy raz występował w roli głównego trenera, a drużyna Zenitu pod jego wodzą zdobyła wyczekiwane od dwóch lat Mistrzostwo Rosji.
- Nieźle sobie poradziłem, co?- zapytał zalotnie, na co parsknęłam śmiechem
- Bez tak genialnego fizjoterapeuty zgarnąłbyś najwyżej szóste miejsce- prychnęłam, spoglądając kontrolnie na bawiącego się w piaskownicy małego Maxima. Koło niego siedziała naburmuszona, roczna Emilka, córka Maxima i Tanji. Wspólne wakacje na Sycylii były świetnym pomysłem. Maxim po zakończeniu kariery sportowej został komentatorem sportowym, a Tanja, po powrocie z urlopu macierzyńskiego nadal pracowała w Zenicie. Byli ze sobą naprawdę szczęśliwi. Evgeny podążył za moim wzrokiem. W zastanowieniu przyglądał się bawiącemu synowi, który był do niego tak podobny, że z wiekiem będzie dosłowną kopią ojca.
- Powinniśmy sobie zrobić drugie- odparł pewnie, a ja wywróciłam ze śmiechem oczami.
- Mało ci było moich humorów podczas ciąży?- przypomniałam sobie te ciągłe wahania nastrojów i jedzenie ogórków kiszonych w połączeniu z czekoladą. Fuj!
- Czasem te awantury były nadal urocze.- przyznał, aby po chwili znowu zamilknąć- Tylko tym razem mogłabyś postarać się o dziewczynkę.- dodał, składając przy tym soczysty pocałunek na środku mojego czoła.
18.04.21
- Spokojnie, liczę teraz do trzech i niech pani głęboko oddycha- poradziła pielęgniarka, podczas gdy czerwona jak burak błagałam tylko, żeby oczy nie wypadły mi z wysiłku. Mocniej ścisnęłam rękę Evgenego i z mściwą satysfakcją patrzyłam, jak krzywi się z bólu.
- Kochanie, oddychaj…- mruknął, zupełnie blady na twarzy. Nie był uczestnikiem poprzedniego porodu, bo był akurat w trakcie wyjazdowego meczu z Lokomotivem Nowosybirsk. Zacisnęłam zęby z wściekłości
- Tyyy… Cholerny… Kretynie… Nigdy… Już… Nie pozwolę… Ci…Zrobić… Mi… Dziecka…- sapnęłam głośno i zamknęłam oczy- Wykastruję cię… Osobiście- warczałam, a pielęgniarka absolutnie nieprofesjonalnie parsknęła śmiechem.
- Ale to pomaga, prawda? Wyzywając mnie lepiej jej idzie.- zauważył Sivozhelez, któremu na twarz wstąpiła odrobina koloru
- TYYYYYYYYYYYYYYYYYYY PIEPRZONY PLEMNIKODAWCO- wycharczałam, niemalże zgniatając jego dłoń w swoim uścisku.
Pół godziny wyzwisk później padłam wyczerpana na poduszki i zaczęłam przyglądać się z czułością maleńkiemu podołkowi, który właśnie mi przyniesiono.
- Dzień dobry maleńka- odezwałam się, całując nowonarodzoną córeczkę w główkę. Zza kotary wyłonił się Evgeny, który na kilka sekund musiał opuścić salę, bo lekarz zauważył jego bardzo podejrzane zzielenienie.
- Sztorm już przeszedł?- wyszczerzył zęby w uśmiechu i podszedł do łóżka.
- Spieprzaj- odparłam ze śmiechem, zwracając ku niemu tobołek- Ktoś chce się z tobą przywitać- dodałam, a z jego twarzy nagle spełzł uśmiech, a pojawiło się zupełnie coś innego, coś na kształt niedowierzania i bezgranicznego szczęścia. Wyciągnął rękę do twarzy córki, a maleństwo oplotło swoją rączką jego palec wskazujący. Wpatrywał się w nią jak zaczarowany przez kilka dobrych minut, aż w końcu podniósł wzrok na mnie. Oczy miał pełne łez.
- Wybacz kochanie, ale od dzisiaj będziesz drugą kobietą mojego życia, dobrze? Musisz ustąpić komuś miejsca.


20.12.27
- Tato, opowiedz mi bajkę!- jęknęła sześcioletnia Nina, uwieszając się na kolanach Evgenego.
- A może wreszcie opowiecie nam swoją historię?- zaproponował poważnie Maxim. Zaśmiałam się zdziwiona.
- Naszą historię? Co przez to rozumiesz, kochanie?
- No chodzi mi o to, jak się poznaliście! I jak to się stało, że jesteście razem?- odparł zmęczonym głosem, jakby wyjaśniał małemu dziecku zagadkę matematyczną. Rozbawiona zamrugałam powiekami, bo poczułam, jakbyśmy zamienili się rolami.
- Skąd ci to przyszło do głowy, Max?- zaciekawił się Evgeny, sadzając córkę wygodniej na swoich kolanach.
- Ivanowi rodzice ciągle opowiadają o tym, jak się poznali i takie różne perypetie z życia. A wy nigdy nic nie mówiliście- odparł oskarżycielsko chłopiec, robiąc naburmuszoną minę. Oczy moje i Evgenego się skrzyżowały.
- Wiecie co, ja też bardzo chciałabym usłyszeć wersję waszego taty- uśmiechnęłam się złośliwie i podciągnęłam na fotelu nogi pod brodę. Evgeny spojrzał na mnie wyzywająco i odchrząknął.
- Gdy po raz pierwszy zobaczyłem waszą mamę, serce zabiło mi mocniej niż kiedykolwiek. Grałem jeszcze zawodowo w siatkówkę, a ona zaczynała pracę w moim klubie… Zobaczyłem ją i z miejsca trafiła  mnie strzała Amora. Otworzyłem przed nią drzwi…- mówił, a ja wydałam z siebie zduszony okrzyk.
- Ty łgarzu!- pisnęłam!- Nie otworzyłeś mi ich, tylko prawie mnie nimi przytrzasnąłeś!- warknęłam, patrząc z niedowierzaniem na męża. Maxim parsknął śmiechem, a jego ojciec zrobił dokładnie to samo, tylko że z sekundowym opóźnieniem.
- Okej, może nie było od początku tak różowo. Ale cokolwiek usłyszycie z ust swojej mamy, to wiedzcie, że to tylko jej wersja. Ta kobieta nie ma pojęcia, co się działo w mojej głowie.- mruknął, patrząc synowi prosto w oczy.- A tobie, młody człowieku, opowiem tę historię z mojej perspektywy gdy nieco już podrośniesz.- oznajmił poważnym tonem, a potem machnął do mnie zachęcająco ręką.- Zaczynaj, księżniczko.- dodał, a dzieciaki usiadły zasłuchane naprzeciw mnie.
- Otóż zaczęło się od tego, że przyleciałam z Polski, z mojego rodzinnego kraju na zupełnie mi wtedy obcą, rosyjską ziemię. To dlatego uczycie się dwóch języków. Wysiadłam z samolotu i rozejrzałam się strwożona po terminale, a jedyne co przychodziło mi do głowy to pytanie: „Co ja tutaj w ogóle robię?”
A gdy poznałam waszego tatę, to miałam mu ochotę przytrzasnąć głowę żelazkiem.
- A ja tam kochałem cię od pierwszego wejrzenia- wyznał Evgeny, z czułością wypisaną na twarzy chwytając mnie za rękę. Ja po jakimś czasie również uświadomiłam sobie, że kochałam go niemalże od początku naszej znajomości. Ale dlaczego ktokolwiek miałby o tym wiedzieć?
___________________________________________________________
Nie wierzę. 
Koniec, koniec, koniec, koniec.
Długo to zajęło, ale wreszcie jesteśmy. Wreszcie ja jestem, I chcę się pożegnać.
Najprawdopodobniej na długo- bo jestem teraz już w liceum i nie mam czasu na pisanie- 5 dni w tygodniu spędzam w internacie, a poza tym nie wiem, o czym związanym z siatkówką miałabym pisać.
Chcę, żebyście wiedzieli, że Was uwielbiam i ogromnie Wam dziękuję za wszystkie Wasze słowa i to, że byliście, i że może trochę nawet lubiliście tę historię i ciekawiły Was losy bohaterów i tak dalej.
A ja uwielbiam to opowiadanie. Może nie styl, bo wiem, że jest mnóstwo osób, które napisałyby to lepiej, ale kocham Emilę i Evgenego, i Maxima i Tanję i Dmitrija i wszystkich innych i ich historię i wszystko, co z nimi związane.
To moje najulubieńsze opowiadanie, z którym utożsamiłam się jak z żadnym innym. Nie jest mi żal go kończyć, po prostu wiem, że zdarzyło się to, co się zdarzyć miało. 
Dobra, koniec bredni. Wiecie, że zaczęłam się uczyć rosyjskiego? Naprawdę ładny język.
Kocham Was, dziękuję za wszystko i mam nadzieję, że czytanie tego opowiadania to nie był stracony czas.

I TAK, ZROBIŁAM Z MATTA ANDERSONA GEJA! :D
buziaki kochane. to było naprawdę wspaniałe 10 miesięcy z Wami i z Mroźną Rosją.