niedziela, 3 sierpnia 2014

Dwadzieścia jeden i dwadzieścia dwa

Evgeny dzwonił do mnie ponad dwadzieścia razy. Matt pięć, Maxim dwa, a Dmitrij tylko raz. Odrzuciłam wszystkie połączenia. Ciągle za to myślałam o Sivozhelezu. Czy mówił prawdę? Jak mogłam tego wcześniej nie zauważyć? Wszystkie jego spojrzenia, każdy z gestów, które tak skrzętnie starał się ukrywać… I chcąc nie chcąc, w swojej pamięci wciąż miałam ten pocałunek. Nawet nie mogłam porównać tego jednego z tysiącami, którymi obdarowywał mnie Matt. Ten był inny, wyjątkowy. Nie mogłam zapomnieć smaku jego ust na swoich, nie mogłam zapomnieć jego dotyku, gdy dłońmi przytrzymywał moją twarz. Nie mogłam również wyrzucić z pamięci bólu w jego oczach, gdy patrzył za odjeżdżającym autobusem. Zachowałam się jak idiotka, skończona idiotka. Ale nie mogłam postąpić inaczej- za bardzo bałam się odrzucenia. Przez te wszystkie długie miesiące starałam się, żeby nikt mnie więcej nie zranił. A gdy otworzyłam się po raz pierwszy od ponad dwóch lat… Gorzej już być nie mogło.
- Jak kocha, to przyjedzie- powiedziała Fran, mieszając intensywnie swoje latte macchiato, którego mieszać nie powinna w ogóle, a już na pewno nie tak głośno.
- To nie takie proste- westchnęłam, dźgając widelcem swoją szarlotkę, którą przyjaciółka musiała we mnie wmuszać, kęs po kęsie. Od przyjazdu do Olsztyna nie jadłam prawie nic, piłam tylko mnóstwo kawy i nie spałam po nocach, a te zabiegi upodabniały mnie bardzo skutecznie do żywego trupa.
- Bella, to jest właśnie proste jak budowa cepa. Kocha to przyjedzie, nie przyjedzie to niech spada!- wykrzyknęła wesoło, przyciągając tym samym wzrok ludzi siedzących obok. Fran była typową Włoszką- bezkompromisową i stanowczą, wybuchową i temperamentną, ale stąpającą twardo po ziemi. Minął już ponad tydzień od mojego przyjazdu do Polski, a ja wciąż nie potrafiłam przestać myśleć o tym zdarzeniu na przystanku. Evgeny już do mnie nie wydzwaniał, wiedział że telefonami nic nie wskóra. Puszczał tylko sygnał raz dziennie, w razie gdybym nagle zechciała się do kogokolwiek odezwać. Matt przestał mnie już nękać telefonami, a Maximowi zwyczajnie powiedziałam, że potrzebuję czasu i naprawdę nie chcę z nikim rozmawiać. Wyjrzałam za szybę olsztyńskiej kawiarni- niebo spowijały czarne chmury, lecz w oddali przebijał się przez nie nieśmiały promyk słońca. Potraktowałam to jako znak, że wszystko będzie dobrze.
Nie przyjechał. I przestał dzwonić. Minęły już dwa tygodnie, a ja pogrążyłam się na nowo w smutku, bo sama męczyłam się z własną głupotą. Czemu nie mogłam po prostu rzucić mu się na szyję i powiedzieć, że odwzajemniam jego uczucia? No tak, bo bałam się komukolwiek zaufać. Na dodatek ta cholerna Fran ze swoimi mądrościami. „Jak kocha to przyjedzie!” Nie przyjechał. I chyba już nie kochał.
Któregoś dnia, jednego z wielu, których nie liczyłam- przecież to obojętne, czy płakałam w sobotę, czy w środę- zadzwonił telefon. Zerknęłam na wyświetlacz, a nieznany numer zupełnie nic mi nie podpowiedział. Westchnęłam. To mogło być coś ważnego.
- Emilia Coletti, słucham?- przywitałam się bezbarwnym tonem, nie dbając w ogóle o modulację głosu.
- Nie rozłączaj się, proszę- usłyszałam niski baryton w słuchawce i na samo wyobrażenie jego właściciela zacisnęłam zęby. Nie przerwałam jednak połączenia. Byłam na tyle silna, żeby czuć się lepsza od niego- mogłam go teraz zmieszać z błotem.
- Czego chcesz?- warknęłam, zupełnie nie zawracając sobie głowy stwarzaniem pozorów. Odpowiedziała mi cisza.
- Mila, on naprawdę cię kocha- zaczął, ale ja nie mogłam tego dłużej słuchać. Już miałam rzucić słuchawką, gdy przetworzyłam sobie jego zdanie w głowie. „On cię kocha”? Nie powinien powiedzieć raczej:  „ja cię kocham”?
- Po czym wnosisz? Ludzie bez serca chyba nie wiedzą, czym jest miłość- syknęłam, na moment sprawiając, że nie mógł wydusić z siebie słowa.
- Dowiedział się o tym, co chciałem zrobić. Od Maxima, bo sama mu powiedziałaś. Wściekł się, jeszcze nigdy nie widziałem go w takiej furii. I zwyczajnie dał mi po mordzie, obił mi pysk tak, że wyglądam jak surowy kotlet schabowy.- powiedział, na co parsknęłam niekontrolowanym śmiechem.
-Chwalisz się czy żalisz? Zresztą, należało ci się- mruknęłam.- Ale nadal nie wiem, co to ma wspólnego ze mną.
- Powiedział, że nieważne z kim będziesz i gdzie będziesz, to on zawsze będzie cię bronił.
- Tak postępują przyjaciele- odparłam, nerwowo wyłamując palce.- Poza tym, nie przyjechał- dodałam, a te słowa wypłynęły z moich ust tak niespodziewanie, że nie mogłam ich powstrzymać.
- Myślisz że nie chciał?- Matt zaśmiał się gorzko- Był już spakowany i nawet kupił bilet na samolot, ale Alekno powiedział, że jeśli wyjedzie teraz, to nie ma już po co wracać. A on i tak wyjechał. Chłopaki złapali go dopiero na lotnisku, tuż przed odprawą. Zachowywał się jak wariat, jakby od tego wyjazdu zależało jego życie. Powiedział, że zrobi wszystko, aby się z tobą zobaczyć. Pilnowaliśmy go przez dobry tydzień, a ty nadal nie odbierałaś telefonów, więc względnie dał sobie spokój.- wytłumaczył, a ostatnie zdanie bardzo mnie zabolało. Przecież wiem, że to wszystko była moja wina.
- Skoro dał sobie spokój, to po co do mnie dzwonisz?- burknęłam ze złością. Nie miałam ochoty z nim rozmawiać- gdyby nie te jego pieprzone gierki, to nadal byłabym w Kazaniu.
- Powiedział nam, że odpuścił. Ale to nieprawda. Gra jak ostatnia pokraka, nigdy nie widziałem go w tak słabej formie. Nigdzie nie wychodzi wieczorami, siedzi w domu i udaje, że wszystko jest w porządku. On ma twoje zdjęcie przy łóżku i zakrywa je, kiedy ktoś przychodzi. Werbow mi powiedział.- Matt ciągle mówił, a w moich oczach zaczęły gromadzić się łzy.
- Czemu miałabym nagle zacząć ci wierzyć?- zapytałam, ocierając policzki.
- Bo zrobiłem już zbyt wiele złych rzeczy i muszę to jakoś naprawić- szepnął zmienionym, chrapliwy głosem.- Gdy się spotkamy to dowiesz się wszystkiego- obiecał, a ja fuknęłam ze złością.
- Nie mam zamiaru się z tobą spotykać.- odparłam. Matt prawie niedosłyszalnie pociągnął nosem.
- Proszę, daj szansę Evgenemu. Znienawidź mnie, oczerń, możesz nawet sprawić, że wylecę z klubu i nie przyjmą mnie nigdzie indziej. Ale daj mu szansę.- nie zdążyłam odpowiedzieć, bo rozległ się sygnał zakończonego połączenia. Przełknęłam głośno ślinę. Muszę wracać do Kazania.


22.
Popełniłam ogromny błąd. Nie tylko uciekając z Kazania- to był po prostu efekt mojej głupoty. Błędem było to, że nigdy nie spojrzałam na Evgenego jak na potencjalnego faceta. Był albo znienawidzoną, rudobrodą kulą pełną zła, albo najlepszym przyjacielem, nie było niczego pomiędzy, bo bałam się spojrzeć na niego w ten konkretny sposób- jak na człowieka płci przeciwnej, nie jak na dobrego kumpla. Przez całą podróż myślałam właśnie o tym- jak mogłam nie zauważyć, że tak bardzo mu zależy, jak mogłam również nie zauważyć swoich potrzeb, które ukierunkowały się w Andersonie, którego przecież tak naprawdę nigdy nie kochałam. A to od początku był Evgeny- tak myślę. Zawsze było między nami coś, co elektryzowało. Ignorowałam to za każdym razem, gdy patrzyłam mu w oczy lub przez przypadek dotykałam jego dłoni- ten niewyjaśniony prąd, który tłumaczyłam często zimnem albo jakimś cholernym przeciągiem. Boże, co to za ironia! Tak bardzo starałam się unikać wszystkich uczuć, że nawet nie zauważyłam, gdy się zakochałam. Parsknęłam cichym śmiechem i zdjęłam swoją walizkę z wolno sunącej taśmy na lotnisku. Czekała mnie teraz godzinna podróż autobusem. Właściwie, to nie wiedziałam co mam zrobić, gdy już go zobaczę. Po prostu wyjechałam, bo tak podpowiadało mi serce, a postanowiłam, że wreszcie zacznę go słuchać, bo to już chyba najwyższy czas. Nie przemyślałam tego, w ogóle. Miałam zamiar, ale ta podróż zleciała po prostu zbyt szybko. I tak stałam przed drzwiami do jego mieszkania, a moja ręka nacisnęła dzwonek, chociaż wcale tego nie zamierzałam. Drzwi się otworzyły, a ja miałam ochotę uciec.
Wyglądał inaczej. Zapuścił brodę, co zanotowałam z radością, ale też schudł, a raczej jego twarz schudła- policzki zapadły się nieco, jeszcze bardziej uwydatniając widoczne już wcześniej kości policzkowe. Brązowe oczy patrzyły z nieskrywanym smutkiem, a włosy były ułożone w nieładzie, czyli (odkryłam to właśnie teraz) tak jak lubiłam najbardziej.
- Cześć- wyszeptałam, bo głos uwiązł mi w gardle. Przestraszyłam się, że zaraz zamknie mi drzwi przed nosem i tyle wyjdzie z mojej podróży.
- Cześć- odparł cicho, wciąż świdrując mnie swoimi brązowymi oczami. Kogo ja chciałam oszukać? Emanował magnetyzmem od samego początku. Było w jego tęczówkach coś takiego, że nie mogłam oderwać od nich wzroku. I cholerne podobał mi się z brodą, chociaż bałam się do tego przyznać przed samą sobą.- Co ty tutaj robisz?- spytał bezbarwnym tonem, a ja zadrżałam, bo poczułam chłód jego słów. Przełknęłam ślinę. Nie tak sobie wyobrażałam nasze ponowne spotkanie. Spuściłam wzrok i zaczęłam się przypatrywać swoim butom. Staliśmy tak w ciszy przez kilkanaście sekund.
- Chciałam się z tobą zobaczyć- wybąkałam w końcu drżącym głosem.
- Przysłali cię, prawda?- strzelił, a jego głos stał się nagle donośniejszy. Podniosłam oczy.
- Kto?- zdziwiłam się, nie mogąc pomóc sensu jego słów.
- Maxim, Matt, Aleksjej, nie wiem. Ktoś musiał cię przysłać.- oznajmił stanowczo, wciąż mierząc mnie spojrzeniem.
- Czemu tak myślisz?- patrzyłam na niego wyzywająco, ale on nadal mi nie wierzył.
- Bo sama byś tu nie przyjechała.- powiedział tak cicho, że lewo go usłyszałam. Bolał mnie ten jego spokój. Nie pokazywał w żaden sposób, że mu zależy na słowach, na tej rozmowie… na mnie.
- Evgeny…- wydukałam łamiącym się głosem, chociaż obiecałam sobie, że już nigdy więcej nie będę płakać. Wystraszony tym tonem podniósł wzrok i wreszcie spojrzał mi prosto w oczy. A w nich wyczytałam naprawdę wszystko- niesamowitą wściekłość, troskę, nadzieję, ulgę i bezsilność. Otarłam łzy i odchrząknęłam.
- Okłamałam cię kilka razy podczas trwania naszej znajomości- zaczęłam, a on uniósł brwi.- W wielu różnych sprawach, których już kompletnie nie pamiętam. Pamiętam tę jedną, dla mnie bardzo ważną. Wiesz jaką?- spytałam, na co on pokręcił powoli głową.- Tak naprawdę to mam ogromną słabość do facetów z brodą.- wyrzuciłam z siebie z szybkością karabinu maszynowego. On przez chwilę patrzył na mnie zdezorientowany, miałam wrażenie, że zwyczajnie mych słów nie usłyszał. A potem uśmiechnął się szeroko i przygarnął mnie do siebie. Zabawne, ale w niczyich ramionach nie czułam się tak bezpiecznie jak właśnie w tych konkretnych ramionach rosyjskich.

- Jeśli chcesz, to możemy zapomnieć o… Tamtym- zaproponował nieco skrępowany podając mi kubek z gorącą kawą. Siedzieliśmy u niego w mieszkaniu. Moje walizki walały się w przedpokoju, podczas gdy mój własny kącik ział pustką- jeszcze nie zdążyłam tam zajrzeć.
- Zapomnijmy o wszystkim.- odparłam pewnie, a Evgeny o mało co nie wylał wrzącego napoju. Odstawił naczynie i odchrząknął.
- Wszystkim?- spytał zdezorientowany, widząc mój tajemniczy uśmiech.
- Absolutnie wszystkim. Bo dla mnie zawsze byłeś albo największym wrogiem, albo najlepszym przyjacielem. Teraz muszę na ciebie spojrzeć jak na potencjalnego chłopaka.- wytłumaczyłam tak, jak tłumaczy się idiotom proste zadania z matematyki. Chłopak chrząknął i splótł dłonie, jakby nie wiedział co ze sobą zrobić.
- Ta twoja nowa władcza postawa jest całkiem seksowna- mruknął w końcu z nieśmiałym uśmiechem, upijając łyk kawy z mlekiem. Przewróciłam oczami.
- Mówię całkiem poważnie!- krzyknęłam, wymachując rękami.- Za długo nie dopuszczałam do siebie jakichkolwiek emocji, nie mogę tak po prostu przejść tej bariery i rzucić ci się na szyję. To nie takie proste.- wyjaśniłam z głośnym westchnieniem.
- Mówisz o uczuciach jakby były jakąś nieuleczalną chorobą- zaśmiał się wesoło.
- Bo przez większość czasu wmawiałam sobie, że SĄ chorobą- prychnęłam, przypominając sobie o własnej głupocie.- Naprawdę chcę zacząć od początku.- poprosiłam, na co Rudobrody wypuścił powietrze z płuc.
- Cześć, jestem Evgeny- wyciągnął dłoń w moją stronę. Nie zignorowałam tego przyjemnego dreszczu, gdy odwzajemniłam uścisk.
- Emilia- odpowiedziałam z wdzięcznością, że przyjął moją propozycję.
- Jakie piękne imię! Ale zbyt poważne. Mogę ci mówić, no nie wiem, Mila?- zakpił z mojego pomysłu, a ja zagryzłam zęby.
- Pewnie! Mogę mówić ci Żenia?- odbiłam piłeczkę, na co on wycelował we mnie oskarżycielsko palcem.
- Przecież miało być wszystko od początku!- jęknął. Wiedziałam, że nienawidzi tego zdrobnienia.
- Dobra Wiewiór, tylko się nie denerwuj bo ci jeszcze włosy poczerwienieją- poleciłam z szerokim uśmiechem. Evgeny wydał z siebie kolejny zduszony okrzyk i przez kilkanaście sekund przypatrywał mi się z obrażoną miną.
- Robisz coś dziś wieczorem?- burknął w końcu z założonymi rękami na piersi. Posłałam mu zalotne spojrzenie.
- Muszę sprawdzić w kalendarzu.

Rozejrzałam się sceptycznym wzrokiem po sali. Była ogromna, a mimo to połowa obecnych zdążyła mnie już zauważyć i odpowiednio rzucić mi się na szyję (Werbow) oraz zrugać za nieodpowiedzialność (Maxim).
- Spadać hieny, to mój dzień- obronił mnie Sivozhelez widząc jak Michajłow jedzie po mnie od góry do dołu- Później pogadacie- spojrzał prosząco na rosyjskiego atakującego, a ten w kwaśną miną kiwnął głową i ciągnąc za sobą Aleksjeja oddalił się na drugi koniec pomieszczenia.
- Gdy mówiłeś „wieczór w świetnym miejscu” to myślałam bardziej o restauracji we dwoje, a nie klubie zatłoczonym przez osoby, z których co najmniej połowa chce mnie udusić.- bąknęłam nieśmiało, a Evgeny zaśmiał się.
- Myślałaś, że skoro byłaś na tyle łaskawa aby wrócić do Kazania ja będę organizował specjalne wyjścia dla nowopoznanej koleżanki? Zaprosiłem prawie obcą osobę na galę, powinnaś być wniebowzięta!- wyszeptał mi do ucha i zaśmiał się, chociaż przecież nie mógł widzieć jak przewracam oczami z udawaną irytacją. Tak naprawdę byłam ogromnie ucieszona, bo bardzo stęskniłam się za drużyną.
- Po imprezie gdzieś wyjdziemy, obiecuję- dodał poważnie, rezygnując z przekomarzania. Nikt poza Mattem, Maximem i Aleksjejem nie wiedział dlaczego tak naprawdę wyjechałam, nikt też nie wiedział o tym, co zdarzyło się pomiędzy mną a Evgenym, musieliśmy więc zachowywać się tak jak przedtem. Tak właściwie, to przed sobą również udawaliśmy, że nic się nie stało. Ale ciągnęło nas do siebie, czułam to i widziałam teraz wyraźnie wszystkie detale- rdzawy zarost na jego twarzy, rozwichrzone włosy, umięśnione ramiona, świetnie skrojoną marynarkę i idealnie dopasowany krawat, mądrze patrzące duże brązowe oczy i uśmiech, za który niejedna oddałaby życie. Przecież on bił Andersona na głowę! Jak mogłam tego wcześniej nie zauważyć?
- Zatańczymy?- spytał, ujmując moją dłoń. Spojrzałam na niego ze zmarszczonym czołem.
- Przecież ty nie umiesz tańczyć!- zakpiłam, chociaż tak naprawdę to nigdy nie widziałam go na parkiecie. Evgeny zmrużył złośliwie oczy.
- Obawiam się, że jeszcze niewiele o mnie wiesz- odparł tajemniczo, po czym zdecydowanym ruchem przyciągnął mnie do siebie.
- Muszę cię zmartwić, ale taniec to nie tylko bujanie się po sali niczym łódka na morzu. Dla mnie to coś więcej- rzuciłam. Z głośników zabrzmiało „El tango de Roxanne” z Moulin Rouge. Gwałtownie podniosłam wzrok.- Możesz się jeszcze wycofać- wyszeptałam złośliwie, gdy delikatnie chwycił mnie w talii.
- Jak już mówiłem, słabo się znamy- szepnął, gdy zaczęliśmy powolnym krokiem sunąć po parkiecie.- Mama zawsze chciała, żeby jej syn był tancerzem- dodał i obrócił mnie o 360 stopni. Uśmiechnęłam się zalotnie.
- To zabawne, bo moja miała podobne zapędy- poprawiłam ramę i skupiłam wzrok na jego brązowych tęczówkach. Nikt oprócz nas nie tańczył, wszyscy rozpierzchli się i przyglądali naszym wyczynom. Nie przeszkadzało mi to nagłe zainteresowanie. Czułam, że jestem na właściwym miejscu, po raz pierwszy od wielu tygodni. Evgeny prowadził wzorowo. Robił ze mną co chciał, wszystkie zmiany kierunku, każde wychylenie, każdy krok był pod jego dyktando. Uczyłam się tańczyć od szóstego roku życia i wreszcie trafiłam na kogoś, kto był tak dobry jak ja albo- musiałam to przyznać- nawet lepszy. Evgeny gwałtownie przyciągnął mnie do siebie w taki sposób, że nasze twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów, a ja mogłam policzyć każdy radosny ognik w jego oczach. Nigdy wcześniej nie widziałam go takiego- władczego, stanowczego, pewnego siebie. I musiałam przyznać przed samą sobą, że w takiej wersji bardzo mnie pociągał, tak jak jeszcze nigdy wcześniej.
- Czy taki taniec przystoi nowopoznanej parze znajomych?- zapytał, wciąż nie odrywając ode mnie wzroku. Piosenka jeszcze się nie zakończyła, a my nadal tkwiliśmy w bezruchu.
- Mam dziwne wrażenie, jakbyśmy znali się od dawna- wyszeptałam, na co Sivozhelez zaśmiał się cicho. Utwór skończył się, a ja puściłam jego dłoń i wolnym krokiem ruszyłam w stronę wyjścia.
- Zaczekaj!- wykrzyknął za mną, lecz ja jeszcze przyspieszyłam kroku. Dogonił mnie po kilkunastu sekundach, gdy zatrzasnęły się drzwi wejściowe. Uderzył mnie chłód listopadowego wieczoru. Evgeny podbiegł do mnie zdyszany.
- Co ty wyprawiasz?- zdziwił się, ręką mierzwiąc sobie włosy. Spojrzałam na niego z zagadkowym uśmiechem.
- Przecież nie będziemy całować się przy tych wszystkich ludziach, prawda?- zapytałam z udawanym zaskoczeniem. Sivozhelez patrzył na mnie osłupiały, lecz po chwili na jego twarzy również zagościł uśmiech.
- Jasne że nie- odparł obojętnie.- Ładny dzisiaj mamy wieczór, prawda?- zauważył, spoglądając w niebo. Wywróciłam oczami. Naprawdę chciał się teraz ze mną bawić w kotka i myszkę?
- Rzeczywiście, uroczy- przyznałam ugodowo, podążając za jego spojrzeniem. Staliśmy w ciszy przez kilkadziesiąt sekund. W końcu Rudobrody pękł.
- Obiecałem sobie, ale chyba nie jestem w stanie czekać na twój pierwszy krok, podczas gdy prowadzisz tę swoją uwodzicielską grę- zerknął na mnie kątem oka, znowu przybierając ten pewny ton, którym kupił mnie do reszty.
- Gdybyś wcześniej był taki stanowczy, to wszystko potoczyłoby się szybciej- powiedziałam- a gra nie byłaby potrzebna.
- Więc dałabyś się uwieść?- wymruczał mi wprost do ucha, a na jego słowa zadrżałam.
- Oczywiście, że nie. Ale mogłeś zawsze spróbować- odparłam obojętnie. Evgeny westchnął i włożył ręce do kieszeni.
- Tyle miesięcy spędziliśmy razem, a ja wciąż nie jestem w stanie cię rozgryźć- wyżalił się.
- Więc jestem nieprzewidywalna?- rzuciłam, starając się zamaskować uśmiech.
- Jak cholera- wyznał, kiwając nieznacznie głową.
- To żeśmy się nieźle dobrali- mruknęłam, po czym chwyciłam go za krawat i gwałtownie przyciągnęłam do siebie. Chłopak zachwiał się gwałtownie i prawie przewróciliśmy się z powodu całej tej mojej nieprzewidywalności.
- Teraz pewnie spodziewasz się pocałunku, co?- zbliżył usta do mojej szyi, a zapach jego mocnych perfum dotarł do mnie ze zdwojoną siłą. Przymknęłam oczy.
- Mhm- tylko tyle byłam w stanie powiedzieć, bo aż cała drżałam i nie mogłam wydobyć z siebie głosu. Jakim cudem nie zauważyłam wcześniej, jak on na mnie działa?

- Niestety tym razem się nie przeliczysz- wymamrotał i wbrew wszelkim oczekiwaniom przechylił mnie mocno do tyłu.- Ale skoro już udało ci się mnie uwieść, to od teraz gramy na moich zasadach.- dodał, po czym złożył na moich ustach długi i namiętny pocałunek- taki, na który od początku naszej znajomości podświadomie czekałam. 
____________________________________________
Uwierzycie mi, jak Wam powiem, że zapomniałam, że prowadzę bloga? Chyba nie, ale na jakiś czas naprawdę wypadł mi z głowy. Wybaczcie za chaos, nie wiem kogo mam informować, a kogo nie, po prostu jestem, kończę i wierzę, że została Was jakaś tam garstka, która to przeczyta i dowie się, jak potoczyły się losy Evgenego i Emilii. Postaram się napisać epilog do końca. Naprawdę, bo jestem Wam to winna. A dzisiaj dwa rozdziały, bo po co bez sensu dodawać taki króciusieńki, skoro i tak zaraz koniec opowiadania? Epilog, obiecuję obiecuję, obiecuję. Jak najszybciej, nawet przed wrześniem.
Mam nadzieję, że pamiętaliście o Mroźnej Rosji i nie zawiodłam Was za bardzo.
Ale na smutki i pożegnania przyjdzie czas później. Bo jeśli już teraz będę się rozliczać z dobrych i złych momentów, to już nic nie napiszę. 
Mroźna Rosja to moje ulubione opowiadanie. Najulubieńsze, z najwspanialszym Evgenym. I mimo niechęci Polaków i ogólnie całego świata do Rosji i systemów tam rządzących, mam nadzieję, że pokazałam Wam, że Rosjanie to są zwyczajni ludzie, w większości bardzo sympatyczni i uczynni. Tylko władze mają do niczego. 
Buziaki i widzimy się niedługo, już po raz ostatni :*

10 komentarzy:

  1. Mam nadzieję, że jeszcze jakaś historia wypłynie spod Twojego pióra? Ta jest naprawdę świetna. Przyznam, że faktycznie takie spojrzenie na Mroźną Rosję jest bardzo odmienne od tego, co sobie wyobraziłam, a przecież to też tylko zwykli ludzie.
    Czekam na epilog z niecierpliwością.
    Pozdrawiam
    Vea
    www.siatkarskie-miniaturki.bloog.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie pojawiła się historia Zbyszka.
      Pozdrawiam
      Vea

      Usuń
  2. Żenia, piękny Żenia. Możnaby powiedzieć NARESZCIE. ♥ I Matt...no kurdę no, gnojek z niego, ale starał się, żeby to naprawić w jakimś tam stopniu. Dobrze, bo inaczej bym się z nim nie polubiła.
    Nie chcę epilogu, chcę jeszcze milion rozdziałów! Wiesz, że przez cały lipiec sprawdzałam, czy dodałaś coś nowego? Kocham to opowiadanie jak mało które!
    Czekam do następnego, nie zapominaj już o nas! Całusy, @auntgoodadvice :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Mila się uczy Rudego od nowa! :D A mnie się to podoba, bo dlaczego nie?
    Oboje się przyznali do tego, co czują i teraz moze być już tylko dobrze!
    Swoją drogą jestem pod wrażeniem Matta. Nie każdy zrobiłby to, co on. Choć pewnie chciał tylko odkupić swoje winy.. :)
    Pozdrawiam i czekam na epilog. :***

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak ja na to czekałam! Uwielbiam to opowiadanie! Emilia nareszcie zrozumiała swoje błędy i myślę, że z Żenią już się wszystko dobrze potoczy. :) Czekam oczywiście na epilog, którego nie mogę się już doczekać. :D
    Jeżeli chodzi o sympatię do rosyjskiej reprezentacji, to muszę przyznać, że należę do nielicznych odmieńców i ich uwielbiam. Podobnie jest z Włochami. Polacy może nie lubią może ich mentalności, bo trochę się ona różni od naszej, jednak ja znajduję podobieństwa i naprawdę doceniam ich grę, stając się często bezstronnym i obiektywnym widzem. Niestety wychodzi mi to tylko, kiedy ich rywalem nie jest polska reprezentacja. ;p
    Pozdrawiam gorąco! (chociaż na zewnątrz i tak nie da się wytrzymać... jak nie upał, to komary ;/ )

    OdpowiedzUsuń
  5. nie pisałam wcześniej, ale przeczytałam wszystko.
    zdaje mi się, że wcześniej już tu zaglądałam, ale jakoś mnie do czytania o Rosji nie ciągnęło. wczoraj wróciłam i naprawdę mnie wciągnęła ta historia. może jest trochę banalna, ale ja lubię takie :)
    pod którymś wpisem prosiłaś, by zgadnąć ile masz lat. piszesz tak, że zdawało mi się że masz więcej. naprawdę podoba mi się styl w jakim piszesz :)
    A reprezentację Włoch też lubię, choć zdają się być trochę dziwni w swojej mentalności, ale każdy ma jakieś "ale" :)
    pozdrawiam!
    E.

    OdpowiedzUsuń
  6. O kurcze, dużo mnie ominęło. Przepraszam, że dawno tu nie zaglądałam, ale nie miałam do tego głowy, ostatnio dużo się działo...
    Twój blog jest fantastyczny, szkoda, żebyś go tak szybko kończyła. Mam też nadzieję, że jeszcze coś napiszesz. :)
    Pozdrawiam- stara Spiky X.
    PS. Sivo i Mila naprawdę do siebie pasują. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. To jeszcze raz ja, Spiky X. Teraz postaram się opisać szczegółowo, co mnie najbardziej urzekło w tym opowiadaniu (a trochę tego jest). ;)
    Emilia i Żenia to wspaniała para. Uwielbiam czytać, jak się ze sobą droczą i wygłupiają. Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że jednak są razem. Matt nie dorastał Wiewiórowi do pięt. Niby ideał, ale to jednak Sivo bardziej mnie zaintrygował. Był taki nieśmiały, skryty, zauroczony fizjoterapeutką, ale i nieprzewidywalny, nieco cyniczny i posiadający poczucie humoru. A kiedy tak ładnie wypowiadał się na temat swojej miłości, można się było wzruszyć... Prawdziwy poeta. Nie mogłam go nie polubić. :D
    Matt... W tym opowiadaniu miałam ochotę go udusić. Całe szczęście, że Emilia jednak pokochała brodacza. :]
    Gdybym miała ocenić, który fragment mi się najbardziej podobał, nie potrafiłabym tego zrobić. Momenty takie jak poker, wizyty na masażu, swatanie z Mattem, ,,romantyczny" piknik na trawniku, gonitwy po korytarzach, wchodzenie bez pukania czy też ,,nas ne dogonyat" w wykonaniu Dimy były genialne, gdy je czytałam, od razu pojawiał mi się banan na twarzy. Urocze były chwile, w których Wiewiór myślał o Emilii albo ukazywał, że jest w niej zakochany. A piosenka The Police ,,Every Breath You Take" chyba już zawsze będzie mi się kojarzyła z rosyjskimi siatkarzami. ;)
    Myślałaś może, aby napisać 2 część tego opowiadania? Miło by było, gdyby nadal głównymi bohaterami byli Emilia i Żenia, ale mogłaby też dotyczyć innych rosyjskich siatkarzy, chociażby Dimy. Będzie mi ciężko się z nimi pożegnać. To był naprawdę świetny blog i myślę, że będę do niego wracać.
    Kto by pomyślał, że polubię Rosję? Twoje opowiadanie czyni cuda. Choć fakt- przywódcę mają beznadziejnego. ;)
    Jeszcze raz przepraszam za nieobecność, głupio mi z tego powodu. Nie mogę sobie darować, że nie zaglądałam tu na bieżąco. :(((
    Pozdrawiam i liczę na dłuuuuuuuuuuuugi epilog. :)
    PS. Masz talent do pisania. Twoje opowiadania czyta się z prawdziwą przyjemnością. :)
    PS2. Wiem, że się powtarzam, ale muszę to jeszcze raz napisać. UWIELBIAM TEN BLOG! :D

    OdpowiedzUsuń
  8. No i w tym komentarzu nie napisałam jeszcze czegoś ważnego- moment, kiedy Emilia wróciła do Sivo był cuuudowny. Dobrze, że w końcu się przyznała do swojej słabości do brodaczy. ;)
    I dla mnie to też jeden z najlepszych blogów, jakie miałam okazję czytać. :)
    To chyba tyle, jak mi się coś przypomni, to jeszcze napiszę. ^^

    OdpowiedzUsuń
  9. nadrobiłam kilka rozdziałów i nic nie mogło tak skutecznie poprawić mojego humoru jak ta historia ;))
    ten moment kiedy Mila wróciła do Evgenego ;3 awww *.* to z brodą było słodkie ;)
    zresztą wgl kocham to opowiadanie i mam do niego cholerną słabość, zresztą tak jak do Sivka ;3
    kocham, kocham, kocham ! cudo po prostu ! całe opowiadanie...ehh no nie mogę nawet konkretnie napisać co czuję, bo za dużo tego ;p
    dziękuję ! <3

    OdpowiedzUsuń