Obudziły mnie ciepłe promienie słońca wpadające przez okno
do sypialni. Otworzyłam leniwie oczy i niemrawo rozejrzałam się po
pomieszczeniu. To zdecydowanie nie był mój pokój i byłam skłonna zaryzykować
stwierdzenie, że nie było to nawet moje mieszkanie. Spojrzałam w prawo i
zobaczyłam umięśnione plecy, ozdobione tatuażem obrazującym Igrzyska
Olimpijskie w Londynie. I nagle wszystko sobie przypomniałam. Każdy moment,
każdy ruch, każdy gest, każdy pocałunek. I aż zaczerwieniłam się na samą myśl o
tym, co wczoraj wyprawiałam.
Matt poruszył się nieznacznie i po chwili odwrócił w moją stronę.
- Cześć śpiochu- przywitałam się, a on spojrzał na mnie
zaspanymi oczami. Zmarszczył czoło i przypatrywał mi się przez dłuższą chwilę.
- Jesteś bez makijażu?- zapytał, wzrokiem badając dokładnie
fakturę mojej skóry. Uniosłam brwi zdziwiona i przytaknęłam.
- A co, nie poznajesz?- zaśmiałam się i odgarnęłam opadające
włosy na czoło.
- Mało kobiet wygląda tak o siódmej nad ranem- odparł, lecz
ja nadal nie wiedziałam do czego zmierza.
- Tak, czyli jak?- drążyłam. Matt posłał mi swój firmowy
uśmiech.
- Idealnie.- szepnął, po czym zbliżył się i nadal
przypatrując mi się badawczo zaczął składać pocałunki na moich policzkach,
czole, ustach, a potem na szyi. Przymknęłam oczy, wciąż omotana zapachem jego
skóry, na której perfumy utrzymywały się przez całą wczorajszą noc, aż do rana.
Nie wiem, czy była to miłość, czy zwykłe zauroczenie, czy
tylko kwestia fizyczności. Ale uzależniłam się od niego, tak jak narkoman
uzależniony jest od heroiny. W grę chyba najbardziej wchodziła jego perfekcyjność.
Nie znaliśmy się prawie wcale, ale potrzebowaliśmy siebie nawzajem.
Zaryzykowałam oddać komuś duszę i serce, zapominając o zranieniach. Bo ile
można myśleć o przeszłości? Nie mogłam przecież stać w miejscu, musiałam ruszyć
do przodu, a Matt sprawił, że to wszystko nagle stało się proste.
- Kochasz go?- zapytał Maxim grobowym tonem, jakby pytał,
czy to ja przejechałam mu kota. Bardzo sceptycznie podchodził do mojego związku
z Mattem. Skrzywiłam się.
- Powiem ci o miłości, gdy już będę miała domek we Włoszech,
trójkę dzieci biegających w ogródku i ukochanego, który będzie ze mną na dobre
i na złe. Nie znam go długo, przecież wiesz.- wytłumaczyłam, mieszając
spaghetti w garnku. Michajłow przebywał aktualnie w moim mieszkaniu, gdyż
umówił się z Sivozhelezem, a ten stał teraz w gigantycznym korku i nie mógł otworzyć
mu mieszkania, więc zaproponowałam, że zajmę się nim do przyjazdu Wiewióra.
Maxim głośno westchnął. Byłam z Mattem już dwa miesiące, na razie układało się
nam wspaniale, uwielbiałam w nim dosłownie wszystko- pewność siebie, wzrost,
poczucie humoru, niebieskie oczy, ambitność, jego uśmiech, jego perfekcyjność w
każdym geście i w każdym słowie, które wypowiadał. Czasem czułam, jakbym
umawiała się z greckim bogiem- był najlepszy we wszystkim, zawsze przepuszczał
mnie w drzwiach i całował tak namiętnie, jak jeszcze nikt wcześniej. Ale czasami
wydawało mi się, że jest po prostu zbyt idealny by istnieć.
- Może i się zakochałam.- mruknęłam nieco zarumieniona,
skupiając całą swą uwagę na czerwonej breji gotującej się w naczyniu. Maxim
wciąż patrzył na mnie z tą okropną, pełną litości miną.- Co, ja już nie mam do
tego prawa?- wybuchnęłam, z zaciekłością próbując oderwać sos od przypalonego
garnka. Atakujący spuścił wzrok.
- Może jestem po prostu zazdrosny- odparł przez zaciśnięte
zęby, jakby te słowa nie mogły mu przejść przez gardło. Momentalnie
złagodniałam. Przecież wytłumaczyliśmy sobie dawno temu, że nie bylibyśmy dobrą
parą!
- Maxim…- zaczęłam, lecz przerwało mi głośne pukanie do
drzwi. Pobiegłam otworzyć. W portalu stał Evgeny, który posłał mi nieśmiały
uśmiech.
- Jestem!- wykrzyknął w głąb mieszkania, cały czas unikając
mojego wzroku. W ogóle jakoś ostatnio mnie unikał, jakby bał się, że ja przez
ten związek z Mattem się zmieniłam, że już nie jestem tą samą osobą.
- Evgeny, musimy porozmawiać- oznajmiłam stanowczo, a on
spojrzał na mnie spłoszony.
- Wiesz… Teraz musimy z Maxem lecieć, ale może jutro,
dobrze?- wykręcił się, ciągle wyglądając gramolącego się do nas Michajłowa.
Posłał mi uśmiech, który nawet nie był namiastką tego prawdziwego.
- Poczekam na zewnątrz- dodał i odwrócił się. Złapałam go za
nadgarstek, a chłopak niemalże zesztywniał pod wpływem mojego dotyku.
- Evgeny, wszystko u ciebie w porządku?- zapytałam, patrząc
mu głęboko w oczy. Zmarszczył czoło. Grał, widziałam to w jego brązowych
tęczówkach.
- Ze mną? Jasne że tak.- zaśmiał się i próbował wytrzymać
moje spojrzenie. Uśmiechnęłam się smutno i puściłam jego dłoń. Kłamał. Znałam
go lepiej, niż mógł przypuszczać.
***
Świat trochę mi się
zawalił. Ale tak przecież miało być, prawda? Miała być z kimś tak idealnym, jak
ona. Lepszego faceta niż Matt nie mogła sobie znaleźć. Gdy zobaczyłem ich na
imprezie byłem tak zszokowany, że aż wypuściłem szklankę z ręki. A ona potłukła
się na milion kawałeczków, tak jak wtedy moje serce. Poważnie, chciałbym
dramatyzować, ale to najświętsza prawda. Nie poskładałem się jeszcze po
stracie. Stracie kobiety, której nigdy nie miałem. Nie potrafię już z nią
rozmawiać, gardło zaciska mi się na samą myśl, że już nie ma jej takiej, jaka
była. Jest inna- straciłem bowiem nadzieję, że kiedykolwiek będzie moja. Ale
chcę jej szczęścia. Mimo wszystko.
***
Cholera, chyba zostawiłam telefon w mieszkaniu Matta. Miałam
tam mnóstwo rzeczy- buty, apaszki, talerze, książki, a nawet trochę kosmetyków.
Kursowaliśmy z jednego mieszkania do drugiego, zazwyczaj wchodząc bez pukania.
Wiedziałam, że teraz pewnie śpi albo odpoczywa po treningu, ale wczoraj
umawiałam się na rozmowę z Dmitrijem, więc dzwonek mógłby go obudzić. Cichutko
uchyliłam drzwi do mieszkania i na palcach weszłam do salonu. Drzwi od łazienki
były uchylone, słyszałam szum wody z prysznica. Namierzyłam wzrokiem komórkę i
zabrałam ją z szafki nocnej. Już miałam wycofywać się do wyjścia, gdy zadzwonił
telefon Andersona. Zastygłam w bezruchu i wytężyłam słuch. Przecież wiem, że
nie powinnam podsłuchiwać, ale intuicja rozkazała mi nie ruszać się z miejsca.
***
Bardzo długo musiałem przekonywać samego siebie,
że to co robię jest słuszne. Miałem wrażenie, że ona jest inna, że jest dobra, wspaniała,
idealna. Całe noce spędziłem, wpatrując się w jej nieskazitelne rysy twarzy i
ten nikły uśmiech, gdy śniło jej się coś miłego. Miałem chyba rozdwojenie
jaźni- w jednych chwilach byłem zakochanym po uszy szczeniakiem, a w innych
bezwzględnym brutalem, który musi wypełnić swoje zadanie. Nie mogłem poddać się
jej urokowi. Muszę to skończyć, jak najszybciej. Plan był inny, miała cierpieć,
płakać i rozpaczać, miała poczuć, jak to jest być porzuconą. Ale teraz nie
mogłem jej tego zrobić, bo naprawdę owinęła mnie sobie wokół palca i chyba
nawet nie zdawała sobie z tego sprawy. Nie mogła być aż tak dobrą aktorką! Jak
to możliwe? Ten wspaniały, przystojny Matt Anderson zakochał się w zwykłej
dziewczynie, chociaż mógł mieć każdą, codziennie inną. Ale ona nie była zwykła.
Była naprawdę wyjątkowa… Muszę to skończyć. Niech ma mnie za idiotę, za buca,
za zdrajcę. Nie chcę po prostu, żeby cierpiała jeszcze mocniej. Zadzwonił
telefon. Zakręciłem wodę pod prysznicem i opasałem biodra ręcznikiem.
Odebrałem.
- Cześć przystojniaku, jak twój połów?- odezwał
się Paul z głupkowatym rechotem. Westchnąłem.
- Nawet nie wiesz, jak łatwo udało mi się ją
złapać w pułapkę. Jedno czułe słówko, jedno spojrzenie i już była moja-
zaśmiałem się. Przy Lotmanie znowu musiałem zgrywać skurwysyna. Sam już gubiłem
się w tych wszystkich rolach. Kiedyś byłem po prostu zły, aż do szpiku kości. A
Ona zapaliła we mnie iskierkę dobra i za nic nie mogłem się jej pozbyć.
- Co teraz planujesz?- zapytał. Wiedział o moich
podbojach- przecież to z nim zawarłem pakt.
- Znasz zasady: Uwieść, rozkochać, porzucić,
zapomnieć. Chcę po prostu, żeby bolało- wyrecytowałem i aż sam oburzyłem się na
dźwięk własnych słów. Jak można być takim dupkiem?
- W takim razie powodzenia!- pożyczył mi
rozbawiony Paul i rozłączył się. Dwoje zgorzkniałych i porzuconych facetów
próbuje mścić się na każdej napotkanej kobiecie- mogli by z tego zrobić jakiś
kurwa dokument. Wyszedłem z łazienki z ciężkim westchnieniem. A moje serce
momentalnie się zatrzymało, gdy zobaczyłem Ją. Stała spokojnie, lecz jej ręce
trzęsły się jak podczas ataku, a po policzkach jak groch spływały gorące łzy.
Otworzyłem usta, lecz nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Byłem po prostu zbyt
zszokowany.
- Mila, to nie tak…- wydusiłem z siebie w końcu.
Pokręciła powoli głową i spojrzała mi wyzywająco w oczy. Jej dolna warga
drżała. Miałem ochotę ją pocałować i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Ale
nie mogłem. Los sam się dopełnił- cierpiała z mojej winy, choć wcale tego nie chciałem.
***
Każde słowo wbijało mi się jak sztylet w serce. Pułapka? Uwiedź,
rozkochaj, porzuć, zapomnij? Co to wszystko miało znaczyć? Czy ten związek, w
którym byłam tak szczęśliwa, miał okazać się zwykłym żartem? Paskudną grą
pozorów, imitacją, zemstą? Pokręciłam głową, nie dowierzając jego słowom.
Miałam nadzieję, że zaraz się obudzę, znowu w jego silnych ramionach, że ta
chora sytuacja okaże się tylko snem. Mrugam, lecz Matt nie znika- rozmazuje się
tylko, a ja odkrywam, że pod moimi powiekami zebrało się morze łez.
- Mila, to nie tak…- zaczyna, lecz ja odwracam się, nie mogąc
dłużej patrzeć na jego kłamliwą, pełną obłudy twarz. Zatrzaskuję za sobą drzwi
i sprintem zbiegam po schodach. Wpadam do mieszkania i ze spazmatycznym rykiem
rzucam się na łóżko.
Miłość. Zabawne to słowo, które zupełnie nic nie znaczy. Albo
znaczy dokładnie tyle samo, co cierpienie. Czemu zawsze mnie to spotyka? Czemu
to ja zawsze jestem pokrzywdzona? Co takiego robię, że przyciągam do siebie
samych dupków? Tyle pytań i żadnej odpowiedzi. Nie jestem teraz w stanie się
nad tym zastanawiać. Chcę uciec, zniknąć, zapomnieć- zupełnie tak, jak on
chciał zapomnieć o mnie. Wciąż szlochając, wyjmuję z szafki walizkę i wrzucam
do niej najpotrzebniejsze rzeczy- trochę ubrań, pieniądze, kosmetyki. Wtem
rozlega się głośne pukanie do drzwi. Przełykam głośno ślinę.
- Wynoś się!- krzyczę drżącym głosikiem, wciąż nie mogąc
powstrzymać płaczu.
- Mila, to ja- odezwał się stłumiony głos Evgenego.
- To bez znaczenia. Wynoś się!- chlipię, chociaż tak naprawdę
bardzo chcę, żeby tu był i żeby mnie pocieszył. Żeby było jak dawniej. Ale wiem
również, że będzie odwodził mnie od wyjazdu. A ja muszę lecieć do Polski. Nie
mogę tu dłużej zostać. Usłyszałam, jak coś osuwa się z głośnym odgłosem na
podłogę.
- Będę tu siedział tak długo, aż mnie nie wpuścisz- zakomunikował,
lecz ja tylko pociągnęłam nosem. Przez piętnaście minut nasłuchiwałam, czy
przypadkiem już sobie nie poszedł.
- Every breath you
take, every step you take, I’ll be watching you- zanucił, przez co rozkleiłam
się jeszcze bardziej. Powolnym krokiem podeszłam do drzwi i
przekręciłam zamek. Evgeny wstał i otrzepał się z kurzu, który najpewniej tkwił
na wycieraczce. Wyciągnął ręce i zamknął mnie w szczelnym uścisku.
- Będziemy tak się przytulać na korytarzu?- spytał, a ja kiwnęłam
głową, niczym małpka przyczepiona do jego torsu. Rudobrody zaśmiał się i
podnosząc mnie do góry, przeszedł chwiejnym krokiem do salonu. Postawił mnie na
podłodze i uniósł mi brodę do góry.
- Cześć- przywitał się. Uciekłam wzrokiem. Nie chciałam, żeby
patrzył jak płaczę.- Już raz widziałem twoje łzy- oznajmił smutno, wycierając
mokre policzki kciukiem. Nie przypuszczałam, że to pamięta- I wtedy bardzo
cierpiałaś. Kto cię skrzywdził?- zapytał, żądając szybkiej odpowiedzi.
Pokręciłam głową.
- To nic takiego- zapewniłam, lecz połączyło się to z cichym
pociągnięciem nosa, co sprawiło, że wcześniejsze zdanie straciło nieco na
wiarygodności.- Chcesz herbaty?- spytałam i wyplątałam się z jego objęć. A on
wtedy zauważył walizkę.
- Wyjeżdżasz?- zapytał głucho, a jego niski głos odbił się od
ścian. Bałam się spojrzeć mu w oczy.- Emila, co on ci zrobił?- drążył, na co
spłonęłam czerwienią. Nienawidziłam kłamać.
- Nic.- odpowiedziałam hardo, unosząc głowę.- Nic, czemu mógłbyś
zapobiec.- dodałam, widząc jak bije się z myślami- pójść na górę i dać Mattowi
w pysk, czy zostać tutaj ze mną i odwieść mnie od wyprowadzki.
- Dobrze, nie będę drążył tematu. Ale obiecaj, że nie wyjedziesz.
Załatwimy to jakoś razem, naprawdę.- złapał mnie za nadgarstki i zmusił do
skupienia wzroku na jego czekoladowych oczach.- Obiecujesz?- kiwnęłam głową,
ale on nie był tym usatysfakcjonowany.- Powiedz to.
- Obiecuję- szepnęłam, a on uspokojony puścił moje ręce. Przecież
nie wiedział, jak dobrą byłam aktorką.
- Obejrzymy jakiś film?- zaproponował, a ja obojętnie wzruszyłam
ramionami. Nic nie było mnie chyba w stanie pocieszyć, chociaż obecność
Wiewióra niewątpliwie podnosiła mnie na duchu. Po prostu pływałam w głębokim
morzu smutku, z którego nawet nie próbowałam się wydostać. Było mi wszystko
jedno. Gdy Evgeny poszedł do siebie, aby znaleźć jakiś dobry film akcji, bez
miłości i romansów, ja odpaliłam laptopa i zabukowałam bilet z Kazania do
Warszawy na dwudziestą trzecią. Zamknęłam stronę dokładnie w momencie, gdy
chłopak zatrzasnął drzwi do mieszkania.
- Nie masz innych rzeczy do roboty? Na pewno jesteś zmęczony po
treningu- wytknęłam mu, gdy podłączał laptopa do telewizora.
- Jestem na każde twoje zawołanie, pamiętasz?- przypomniał mi, a
ja z nikłym uśmiechem pokiwałam głową. Zawsze znalazł jakąś odpowiedź na
wszystko. Nacisnął „start” i ułożył się koło mnie na kanapie. Położyłam głowę
na jego klatce piersiowej, a on objął mnie ramieniem. Słyszałam jego serce,
rytmicznie bijące przez materiał koszulki i czułam ciepło, którym emanował.
Jego perfumy były intensywne, ale w jakiś niewyjaśniony sposób sprawiały, że
czułam się bezpiecznie. I w jego ramionach zapomniałam chociaż na chwilę o
Andersonie i o jego wszystkich kłamstwach, którymi karmił mnie przez ponad dwa
miesiące. Przez pierwsze pół godziny w ogóle nie skupiałam się na filmie-
liczyłam oddechy Evgenego, zwinąwszy się uprzednio przy nim w kłębek i objąwszy
siebie samą ramionami.
- Zimno ci?- spytał, a mnie owionął jego ciepły oddech. W
odpowiedzi pokręciłam głową, lecz on i tak przysunął mnie do siebie i przytknął
rozgrzane czoło do mojej głowy. Film był naprawdę nudny- dużo kosmitów,
wybuchających samochodów i krwi, ale byłam bardzo wdzięczna Sivozhelezowi, że
nie wybrał jakiejś komedii romantycznej albo dramatu. Naprawdę nie
potrzebowałam innych powodów do smutku niż te, które już miałam. Po kilkunastu
kolejnych minutach uścisk Evgenego się rozluźnił, a głowa odchyliła się do
tyłu. Zerknęłam na niego rozczulona. Zasnął, najzwyczajniej w świecie, po
ciężkim treningu zrobił sobie drzemkę. Pewnie odprawiał ten rytuał codziennie,
a jednak go zaburzył, żeby tylko być ze mną. Wytężyłam umysł. Matt nigdy tak
nie robił. Trzymał się harmonogramu i choćby świat się walił i palił, to on nie
zmieniał swoich planów. Bo chyba to różniło tę dwójkę najbardziej- Evgeny
naprawdę był moim najlepszym przyjacielem. Bliższym niż Dmitrij, nawet bliższym
niż Maxim, z którym przecież rozmawiałam o wszystkim. Bo Wiewiór gotów był
rzucić całe swoje życie, byle tylko znaleźć się przy mnie. A ja byłam na tyle
głupia, żeby teraz go zostawić i wyjechać, jak skończona egoistka. Podniosłam
się cicho i pocałowałam go w policzek. Poruszył się, ale nie obudził. Zasunęłam
walizkę i zamknęłam drzwi z cichym kliknięciem. Za piętnaście minut odjeżdżał
ostatni autobus na lotnisko.
***
Otworzyłem
oczy i od razu poczułem, że coś jest nie tak. Gdzie ona się do cholery
podziała? Wiedziałem, że wyjedzie. Zawsze musiała postawić na swoim. Ale ja nie
mogę pozwolić jej odejść. Zbyt długo na nią czekałem. Chwyciłem kurtkę z
wieszaka i nawet nie zamykając ani swojego, ani jej mieszkania zbiegłem niczym
proca po schodach. Nogi same niosły mnie na dworzec autobusowy, czułem, że może
być już za późno. Ty piekielny losie, daj mi jedną szansę, a wykorzystam ją
wreszcie tak jak trzeba. Tylko proszę, niech ona będzie na tym dworcu, niech
tam będzie… Skręciłem w ostatnią uliczkę i z westchnieniem ulgi zdałem sobie
sprawę, że los posłuchał mnie chyba pierwszy raz w życiu.
- Dzięki-
rzuciłem cicho w górę i popędziłem w jej stronę. Znowu płakała, nawet nie zawracając
już sobie głowy wycieraniem łez. Gdy mnie zobaczyła, przerażona zerwała się z
krzesełka. Nie pozwolę jej zniknąć z mojego życia. Nie dam sobie odebrać tej
jedynej szansy, którą dał mi los.
***
Był tutaj, patrzył na mnie oskarżycielskim wzrokiem i najwyraźniej
żądał wyjaśnień.
- Co ty tutaj robisz?- zapytałam zdziwiona. Nie miałam nawet już
siły krzyczeć. Po prostu chciałam zasnąć i obudzić się, gdy całe cierpienie
minie.
- Nie możesz wyjechać.- oznajmił hardo, patrząc mi prosto w oczy.
Nigdy wcześniej nie dostrzegłam w nich tak wielkiej determinacji. Przygryzłam
dolną wargę, która znowu zaczęła drżeć.
- Przepraszam, ale nic mnie tu już nie trzyma- odparłam bezbarwnym
tonem. Przymknął oczy. Przecież wiem, że sprawiłam mu ból, ale nie mogłam tutaj
zostać.
- Nie możesz mnie zostawić- przełknął ślinę.
- Wrócę kiedyś po resztę rzeczy- zapewniłam. Evgeny zacisnął zęby.
- Zbyt długo na ciebie czekałem i nie pozwolę, aby coś znowu mi
cię odebrało.- wyszeptał, a ja otworzyłam usta ze zdziwienia. Autobus wtoczył
się z ociąganiem na przystanek.- Kocham cię- dodał, a ja niekontrolowanie
uśmiechnęłam się przez łzy. Kolejne puste słowa.
- Mówisz to tylko po to, żeby mnie zatrzymać- odgadłam, wciąż nie
potrafiąc przyswoić jego słów. Chłopak westchnął głęboko.
- Emilia, kocham cię. Zakochałem się w tobie wtedy, gdy pierwszy
raz cię zobaczyłem. Ta historyjka o byłej dziewczynie, która wyglądała jak ty…
To była podpucha, zwykłe kłamstwo. Znienawidziłem cię, bo byłaś jedyną osobą,
którą potrafiłem pokochać. A ty miałaś nigdy nie być moja. Bo nie byłaś z mojej
ligi, byłaś o trzy klasy wyżej. Ale ja nie mogę wciąż patrzeć i patrzeć
bezczynnie na ciebie i czekać, aż w końcu zrozumiesz, że cię do jasnej cholery
kocham jak wariat!- wykrzyknął, a potem wszystko stało się bardzo szybko.
Chwycił delikatnie moją twarz w dłonie i złożył na ustach długi, gorący
pocałunek. Rozchyliłam wargi, zaskoczona tym gestem. Nie wiem jak to możliwe,
ale całował o niebo lepiej niż Matt. Przekazał mi tym prostym gestem mnóstwo emocji-
czułam tę samą mieszankę uczuć co on- rozczarowanie, smutek, gorycz, nadzieję i
coś jeszcze, czego nie potrafiłam określić. Później zdałam sobie sprawę, że
była to miłość.
Odsunęłam się od niego i zakryłam usta ręką. Nie chcę tego! Nie
chcę znowu cierpieć. Nie potrafię już nikomu zaufać.
- Nie potrafię, Evgeny. Żegnaj- szepnęłam łamiącym się głosem i
pobiegłam w stronę autobusu. Krzyknął za mną, ale nie mógł już mnie zatrzymać.
Pokazałam kierowcy bilet i udałam się na tył pojazdu. Zerknęłam w szybę, w
której jak w lustrze odbijała się moja zapłakana twarz.
- Dlaczego ty zawsze musisz wszystko zepsuć?- zapytałam, lecz ona
nie odpowiedziała- była zbyt załamana, aby wdawać się w jakiekolwiek
konwersacje.
__________________________________________________
Kto potrafi zagmatwać coś w jednym rozdziale, a w następnym to rozwiązać i potem zagmatwać jeszcze bardziej? NO JA :D
nie mogę się skupić na napisaniu czegoś sensownego, więc nie będę zasypywać Was bzdurami.
Nie mam siły kończyć tego opowiadania, a jest przecież moim ukochanym. Epilog tkwi w miejscu, nie wiem czy w ogóle uda mi się go tu umieścić. Postaram się, naprawdę, ale motywacja jest hen hen daleko.
Ludzie, dajcie mi siłę, bo z gorąca i braku chęci nic już w życiu nie napiszę... :D
Dobra, koniec bredzenia. To już chyba przedostatni rozdział przed epilogiem, ale nie jestem pewna. Pogubiłam się w liczeniu.
Jak Wam mijają wakacje? U mnie na razie leniwe, ale tego właśnie potrzebowałam- dużo odpoczynku.
Buziaki i do następnego kochane :*
__________________________________________________
Kto potrafi zagmatwać coś w jednym rozdziale, a w następnym to rozwiązać i potem zagmatwać jeszcze bardziej? NO JA :D
nie mogę się skupić na napisaniu czegoś sensownego, więc nie będę zasypywać Was bzdurami.
Nie mam siły kończyć tego opowiadania, a jest przecież moim ukochanym. Epilog tkwi w miejscu, nie wiem czy w ogóle uda mi się go tu umieścić. Postaram się, naprawdę, ale motywacja jest hen hen daleko.
Ludzie, dajcie mi siłę, bo z gorąca i braku chęci nic już w życiu nie napiszę... :D
Dobra, koniec bredzenia. To już chyba przedostatni rozdział przed epilogiem, ale nie jestem pewna. Pogubiłam się w liczeniu.
Jak Wam mijają wakacje? U mnie na razie leniwe, ale tego właśnie potrzebowałam- dużo odpoczynku.
Buziaki i do następnego kochane :*
wiem jak tojest straci wene i motywacje ale chociaz dla tych ktorzy tu wchodza znajdz jakas jej iskierke i tak jak Evgeny wyznal uczucia tak ty skoncz to opowiadanie bo uwierz mi jesli tego nie zrobisz peknie mi serduszko :'(.... rozumiem Em i nie dziwie sie ze cierpi no ale ma wrocic do prawdziwej milosci i byc do kurwy nedzy szczesliwa :*
OdpowiedzUsuńKISSES
Na wstępie chcę powiedzieć, że od teraz moja ukochana piosenka the police będzie mi się kojarzyła głównie z tym blogiem :) Wiem, że nasze prośby i blagania nie zmienią Twojego zdania gdy już coś postanowisz, ale proszę, spraw żeby Evgeny skończył szczęśliwie! :) Z pozdrowieniami, Ola :)
OdpowiedzUsuńZraniona Mila to raniąca Mila..
OdpowiedzUsuńSzkoda, że tak wiele rzeczy stało się w tak krótkim czasie. Wierzę, że gdyby Evgeny powiedział jej wcześniej o swoich uczuciach, ona by go nie odrzuciła. Ale po tym jak Matt ją zranił, chyba po prostu przestała wierzyć w jakiekolwiek szczęście.
Musisz to odkręcić!! Nie mam zamiaru oglądać załamanego Wiewióra! :D
Pozdrawiam! :**
Evgeny, Evgeny, ja bym Cię pocieszyła. :3 Paul jaki....grrr, razem z Mattem są na mojej czarnej liście! Mila musi być z Wiewiórem, on za nią nawet na koniec świata, no!
OdpowiedzUsuńDo następnego, @AuntGoodAdvice :*
Jesteś bardzo kochana. Po raz kolejny zapomniałaś mnie informować, a ja, cierpiąca prawdopodobnie na sklerozę, dopiero dziś przeglądnęłam listę opowiadań, które czytam. I tak oto jestem, gotowa nadrobić zaległości. Wow, Mila była z Mattem? Czemu dopiero teraz się dowiaduję, kiedy ten związek się rozpadł? I ten biedny Evgeny... Widać, bardzo cierpiał przez ten czas, kiedy ona była z Andersonem. Biedny, bo nawet jego wyznanie nie pomogło jej zatrzymać. Ale to nie może się tak skończyć, po porostu nie może! Czy ona wróci, czy może on do niej pojedzie...? No nie wiem. Przecież jeszcze dwa rozdziały przynajmniej (łącznie z epilogiem), jak rozumiem.
OdpowiedzUsuńAch, jeżeli został jeszcze tylko jeden rozdział i epilog, to mam nadzieję, że tym razem nie zapomnisz mnie poinformować;)
Cholerka, planujesz coś jeszcze stworzyć po tym opowiadaniu? Bo jak nie to ja umrę bez tego. Jak widzisz, przynajmniej raz na kilka miesięcy muszę wpaść na Twojego bloga i nadrobić zaległości.
Także ok, już kończę i spieprzam nadrabiać te zaległości, choć, jak typowy sklerotyk, nawet nie pamiętam, jaki rozdział ostatnio czytałam...
Daję Ci siłę :p Dobra... to było głupie. Ale jest 3:13 więc wiekszego zaangażowania w pisanie dłuższego komentarza się raczej nie spodziewajmy ;) Ale, kurcze, musiałam Ci przekazać że jestem z Tobą.
OdpowiedzUsuńSię porobiło... No nic. Czekam na kolejny, bo po tym jakoś smutno.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Vea
www.siatkarskie-miniaturki.bloog.pl