poniedziałek, 7 lipca 2014

Dwadzieścia

Obudziły mnie ciepłe promienie słońca wpadające przez okno do sypialni. Otworzyłam leniwie oczy i niemrawo rozejrzałam się po pomieszczeniu. To zdecydowanie nie był mój pokój i byłam skłonna zaryzykować stwierdzenie, że nie było to nawet moje mieszkanie. Spojrzałam w prawo i zobaczyłam umięśnione plecy, ozdobione tatuażem obrazującym Igrzyska Olimpijskie w Londynie. I nagle wszystko sobie przypomniałam. Każdy moment, każdy ruch, każdy gest, każdy pocałunek. I aż zaczerwieniłam się na samą myśl o tym, co wczoraj wyprawiałam.
Matt poruszył się nieznacznie i po chwili odwrócił w moją stronę.
- Cześć śpiochu- przywitałam się, a on spojrzał na mnie zaspanymi oczami. Zmarszczył czoło i przypatrywał mi się przez dłuższą chwilę.
- Jesteś bez makijażu?- zapytał, wzrokiem badając dokładnie fakturę mojej skóry. Uniosłam brwi zdziwiona i przytaknęłam.
- A co, nie poznajesz?- zaśmiałam się i odgarnęłam opadające włosy na czoło.
- Mało kobiet wygląda tak o siódmej nad ranem- odparł, lecz ja nadal nie wiedziałam do czego zmierza.
- Tak, czyli jak?- drążyłam. Matt posłał mi swój firmowy uśmiech.
- Idealnie.- szepnął, po czym zbliżył się i nadal przypatrując mi się badawczo zaczął składać pocałunki na moich policzkach, czole, ustach, a potem na szyi. Przymknęłam oczy, wciąż omotana zapachem jego skóry, na której perfumy utrzymywały się przez całą wczorajszą noc, aż do rana.
Nie wiem, czy była to miłość, czy zwykłe zauroczenie, czy tylko kwestia fizyczności. Ale uzależniłam się od niego, tak jak narkoman uzależniony jest od heroiny. W grę chyba najbardziej wchodziła jego perfekcyjność. Nie znaliśmy się prawie wcale, ale potrzebowaliśmy siebie nawzajem. Zaryzykowałam oddać komuś duszę i serce, zapominając o zranieniach. Bo ile można myśleć o przeszłości? Nie mogłam przecież stać w miejscu, musiałam ruszyć do przodu, a Matt sprawił, że to wszystko nagle stało się proste.
- Kochasz go?- zapytał Maxim grobowym tonem, jakby pytał, czy to ja przejechałam mu kota. Bardzo sceptycznie podchodził do mojego związku z Mattem. Skrzywiłam się.
- Powiem ci o miłości, gdy już będę miała domek we Włoszech, trójkę dzieci biegających w ogródku i ukochanego, który będzie ze mną na dobre i na złe. Nie znam go długo, przecież wiesz.- wytłumaczyłam, mieszając spaghetti w garnku. Michajłow przebywał aktualnie w moim mieszkaniu, gdyż umówił się z Sivozhelezem, a ten stał teraz w gigantycznym korku i nie mógł otworzyć mu mieszkania, więc zaproponowałam, że zajmę się nim do przyjazdu Wiewióra. Maxim głośno westchnął. Byłam z Mattem już dwa miesiące, na razie układało się nam wspaniale, uwielbiałam w nim dosłownie wszystko- pewność siebie, wzrost, poczucie humoru, niebieskie oczy, ambitność, jego uśmiech, jego perfekcyjność w każdym geście i w każdym słowie, które wypowiadał. Czasem czułam, jakbym umawiała się z greckim bogiem- był najlepszy we wszystkim, zawsze przepuszczał mnie w drzwiach i całował tak namiętnie, jak jeszcze nikt wcześniej. Ale czasami wydawało mi się, że jest po prostu zbyt idealny by istnieć.
- Może i się zakochałam.- mruknęłam nieco zarumieniona, skupiając całą swą uwagę na czerwonej breji gotującej się w naczyniu. Maxim wciąż patrzył na mnie z tą okropną, pełną litości miną.- Co, ja już nie mam do tego prawa?- wybuchnęłam, z zaciekłością próbując oderwać sos od przypalonego garnka. Atakujący spuścił wzrok.
- Może jestem po prostu zazdrosny- odparł przez zaciśnięte zęby, jakby te słowa nie mogły mu przejść przez gardło. Momentalnie złagodniałam. Przecież wytłumaczyliśmy sobie dawno temu, że nie bylibyśmy dobrą parą!
- Maxim…- zaczęłam, lecz przerwało mi głośne pukanie do drzwi. Pobiegłam otworzyć. W portalu stał Evgeny, który posłał mi nieśmiały uśmiech.
- Jestem!- wykrzyknął w głąb mieszkania, cały czas unikając mojego wzroku. W ogóle jakoś ostatnio mnie unikał, jakby bał się, że ja przez ten związek z Mattem się zmieniłam, że już nie jestem tą samą osobą.
- Evgeny, musimy porozmawiać- oznajmiłam stanowczo, a on spojrzał na mnie spłoszony.
- Wiesz… Teraz musimy z Maxem lecieć, ale może jutro, dobrze?- wykręcił się, ciągle wyglądając gramolącego się do nas Michajłowa. Posłał mi uśmiech, który nawet nie był namiastką tego prawdziwego.
- Poczekam na zewnątrz- dodał i odwrócił się. Złapałam go za nadgarstek, a chłopak niemalże zesztywniał pod wpływem mojego dotyku.
- Evgeny, wszystko u ciebie w porządku?- zapytałam, patrząc mu głęboko w oczy. Zmarszczył czoło. Grał, widziałam to w jego brązowych tęczówkach.
- Ze mną? Jasne że tak.- zaśmiał się i próbował wytrzymać moje spojrzenie. Uśmiechnęłam się smutno i puściłam jego dłoń. Kłamał. Znałam go lepiej, niż mógł przypuszczać.
***
Świat trochę mi się zawalił. Ale tak przecież miało być, prawda? Miała być z kimś tak idealnym, jak ona. Lepszego faceta niż Matt nie mogła sobie znaleźć. Gdy zobaczyłem ich na imprezie byłem tak zszokowany, że aż wypuściłem szklankę z ręki. A ona potłukła się na milion kawałeczków, tak jak wtedy moje serce. Poważnie, chciałbym dramatyzować, ale to najświętsza prawda. Nie poskładałem się jeszcze po stracie. Stracie kobiety, której nigdy nie miałem. Nie potrafię już z nią rozmawiać, gardło zaciska mi się na samą myśl, że już nie ma jej takiej, jaka była. Jest inna- straciłem bowiem nadzieję, że kiedykolwiek będzie moja. Ale chcę jej szczęścia. Mimo wszystko.
***
Cholera, chyba zostawiłam telefon w mieszkaniu Matta. Miałam tam mnóstwo rzeczy- buty, apaszki, talerze, książki, a nawet trochę kosmetyków. Kursowaliśmy z jednego mieszkania do drugiego, zazwyczaj wchodząc bez pukania. Wiedziałam, że teraz pewnie śpi albo odpoczywa po treningu, ale wczoraj umawiałam się na rozmowę z Dmitrijem, więc dzwonek mógłby go obudzić. Cichutko uchyliłam drzwi do mieszkania i na palcach weszłam do salonu. Drzwi od łazienki były uchylone, słyszałam szum wody z prysznica. Namierzyłam wzrokiem komórkę i zabrałam ją z szafki nocnej. Już miałam wycofywać się do wyjścia, gdy zadzwonił telefon Andersona. Zastygłam w bezruchu i wytężyłam słuch. Przecież wiem, że nie powinnam podsłuchiwać, ale intuicja rozkazała mi nie ruszać się z miejsca.
***
Bardzo długo musiałem przekonywać samego siebie, że to co robię jest słuszne. Miałem wrażenie, że ona jest inna, że jest dobra, wspaniała, idealna. Całe noce spędziłem, wpatrując się w jej nieskazitelne rysy twarzy i ten nikły uśmiech, gdy śniło jej się coś miłego. Miałem chyba rozdwojenie jaźni- w jednych chwilach byłem zakochanym po uszy szczeniakiem, a w innych bezwzględnym brutalem, który musi wypełnić swoje zadanie. Nie mogłem poddać się jej urokowi. Muszę to skończyć, jak najszybciej. Plan był inny, miała cierpieć, płakać i rozpaczać, miała poczuć, jak to jest być porzuconą. Ale teraz nie mogłem jej tego zrobić, bo naprawdę owinęła mnie sobie wokół palca i chyba nawet nie zdawała sobie z tego sprawy. Nie mogła być aż tak dobrą aktorką! Jak to możliwe? Ten wspaniały, przystojny Matt Anderson zakochał się w zwykłej dziewczynie, chociaż mógł mieć każdą, codziennie inną. Ale ona nie była zwykła. Była naprawdę wyjątkowa… Muszę to skończyć. Niech ma mnie za idiotę, za buca, za zdrajcę. Nie chcę po prostu, żeby cierpiała jeszcze mocniej. Zadzwonił telefon. Zakręciłem wodę pod prysznicem i opasałem biodra ręcznikiem. Odebrałem.
- Cześć przystojniaku, jak twój połów?- odezwał się Paul z głupkowatym rechotem. Westchnąłem.
- Nawet nie wiesz, jak łatwo udało mi się ją złapać w pułapkę. Jedno czułe słówko, jedno spojrzenie i już była moja- zaśmiałem się. Przy Lotmanie znowu musiałem zgrywać skurwysyna. Sam już gubiłem się w tych wszystkich rolach. Kiedyś byłem po prostu zły, aż do szpiku kości. A Ona zapaliła we mnie iskierkę dobra i za nic nie mogłem się jej pozbyć.
- Co teraz planujesz?- zapytał. Wiedział o moich podbojach- przecież to z nim zawarłem pakt.
- Znasz zasady: Uwieść, rozkochać, porzucić, zapomnieć. Chcę po prostu, żeby bolało- wyrecytowałem i aż sam oburzyłem się na dźwięk własnych słów. Jak można być takim dupkiem?
- W takim razie powodzenia!- pożyczył mi rozbawiony Paul i rozłączył się. Dwoje zgorzkniałych i porzuconych facetów próbuje mścić się na każdej napotkanej kobiecie- mogli by z tego zrobić jakiś kurwa dokument. Wyszedłem z łazienki z ciężkim westchnieniem. A moje serce momentalnie się zatrzymało, gdy zobaczyłem Ją. Stała spokojnie, lecz jej ręce trzęsły się jak podczas ataku, a po policzkach jak groch spływały gorące łzy. Otworzyłem usta, lecz nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Byłem po prostu zbyt zszokowany.
- Mila, to nie tak…- wydusiłem z siebie w końcu. Pokręciła powoli głową i spojrzała mi wyzywająco w oczy. Jej dolna warga drżała. Miałem ochotę ją pocałować i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Ale nie mogłem. Los sam się dopełnił- cierpiała z mojej winy, choć wcale tego nie chciałem.
***
Każde słowo wbijało mi się jak sztylet w serce. Pułapka? Uwiedź, rozkochaj, porzuć, zapomnij? Co to wszystko miało znaczyć? Czy ten związek, w którym byłam tak szczęśliwa, miał okazać się zwykłym żartem? Paskudną grą pozorów, imitacją, zemstą? Pokręciłam głową, nie dowierzając jego słowom. Miałam nadzieję, że zaraz się obudzę, znowu w jego silnych ramionach, że ta chora sytuacja okaże się tylko snem. Mrugam, lecz Matt nie znika- rozmazuje się tylko, a ja odkrywam, że pod moimi powiekami zebrało się morze łez.
- Mila, to nie tak…- zaczyna, lecz ja odwracam się, nie mogąc dłużej patrzeć na jego kłamliwą, pełną obłudy twarz. Zatrzaskuję za sobą drzwi i sprintem zbiegam po schodach. Wpadam do mieszkania i ze spazmatycznym rykiem rzucam się na łóżko.
Miłość. Zabawne to słowo, które zupełnie nic nie znaczy. Albo znaczy dokładnie tyle samo, co cierpienie. Czemu zawsze mnie to spotyka? Czemu to ja zawsze jestem pokrzywdzona? Co takiego robię, że przyciągam do siebie samych dupków? Tyle pytań i żadnej odpowiedzi. Nie jestem teraz w stanie się nad tym zastanawiać. Chcę uciec, zniknąć, zapomnieć- zupełnie tak, jak on chciał zapomnieć o mnie. Wciąż szlochając, wyjmuję z szafki walizkę i wrzucam do niej najpotrzebniejsze rzeczy- trochę ubrań, pieniądze, kosmetyki. Wtem rozlega się głośne pukanie do drzwi. Przełykam głośno ślinę.
- Wynoś się!- krzyczę drżącym głosikiem, wciąż nie mogąc powstrzymać płaczu.
- Mila, to ja- odezwał się stłumiony głos Evgenego.
- To bez znaczenia. Wynoś się!- chlipię, chociaż tak naprawdę bardzo chcę, żeby tu był i żeby mnie pocieszył. Żeby było jak dawniej. Ale wiem również, że będzie odwodził mnie od wyjazdu. A ja muszę lecieć do Polski. Nie mogę tu dłużej zostać. Usłyszałam, jak coś osuwa się z głośnym odgłosem na podłogę.
- Będę tu siedział tak długo, aż mnie nie wpuścisz- zakomunikował, lecz ja tylko pociągnęłam nosem. Przez piętnaście minut nasłuchiwałam, czy przypadkiem już sobie nie poszedł.
- Every breath you take, every step you take, I’ll be watching you- zanucił, przez co rozkleiłam się jeszcze bardziej. Powolnym krokiem podeszłam do drzwi i przekręciłam zamek. Evgeny wstał i otrzepał się z kurzu, który najpewniej tkwił na wycieraczce. Wyciągnął ręce i zamknął mnie w szczelnym uścisku.
- Będziemy tak się przytulać na korytarzu?- spytał, a ja kiwnęłam głową, niczym małpka przyczepiona do jego torsu. Rudobrody zaśmiał się i podnosząc mnie do góry, przeszedł chwiejnym krokiem do salonu. Postawił mnie na podłodze i uniósł mi brodę do góry.
- Cześć- przywitał się. Uciekłam wzrokiem. Nie chciałam, żeby patrzył jak płaczę.- Już raz widziałem twoje łzy- oznajmił smutno, wycierając mokre policzki kciukiem. Nie przypuszczałam, że to pamięta- I wtedy bardzo cierpiałaś. Kto cię skrzywdził?- zapytał, żądając szybkiej odpowiedzi. Pokręciłam głową.
- To nic takiego- zapewniłam, lecz połączyło się to z cichym pociągnięciem nosa, co sprawiło, że wcześniejsze zdanie straciło nieco na wiarygodności.- Chcesz herbaty?- spytałam i wyplątałam się z jego objęć. A on wtedy zauważył walizkę.
- Wyjeżdżasz?- zapytał głucho, a jego niski głos odbił się od ścian. Bałam się spojrzeć mu w oczy.- Emila, co on ci zrobił?- drążył, na co spłonęłam czerwienią. Nienawidziłam kłamać.
- Nic.- odpowiedziałam hardo, unosząc głowę.- Nic, czemu mógłbyś zapobiec.- dodałam, widząc jak bije się z myślami- pójść na górę i dać Mattowi w pysk, czy zostać tutaj ze mną i odwieść mnie od wyprowadzki.
- Dobrze, nie będę drążył tematu. Ale obiecaj, że nie wyjedziesz. Załatwimy to jakoś razem, naprawdę.- złapał mnie za nadgarstki i zmusił do skupienia wzroku na jego czekoladowych oczach.- Obiecujesz?- kiwnęłam głową, ale on nie był tym usatysfakcjonowany.- Powiedz to.
- Obiecuję- szepnęłam, a on uspokojony puścił moje ręce. Przecież nie wiedział, jak dobrą byłam aktorką.
- Obejrzymy jakiś film?- zaproponował, a ja obojętnie wzruszyłam ramionami. Nic nie było mnie chyba w stanie pocieszyć, chociaż obecność Wiewióra niewątpliwie podnosiła mnie na duchu. Po prostu pływałam w głębokim morzu smutku, z którego nawet nie próbowałam się wydostać. Było mi wszystko jedno. Gdy Evgeny poszedł do siebie, aby znaleźć jakiś dobry film akcji, bez miłości i romansów, ja odpaliłam laptopa i zabukowałam bilet z Kazania do Warszawy na dwudziestą trzecią. Zamknęłam stronę dokładnie w momencie, gdy chłopak zatrzasnął drzwi do mieszkania.
- Nie masz innych rzeczy do roboty? Na pewno jesteś zmęczony po treningu- wytknęłam mu, gdy podłączał laptopa do telewizora.
- Jestem na każde twoje zawołanie, pamiętasz?- przypomniał mi, a ja z nikłym uśmiechem pokiwałam głową. Zawsze znalazł jakąś odpowiedź na wszystko. Nacisnął „start” i ułożył się koło mnie na kanapie. Położyłam głowę na jego klatce piersiowej, a on objął mnie ramieniem. Słyszałam jego serce, rytmicznie bijące przez materiał koszulki i czułam ciepło, którym emanował. Jego perfumy były intensywne, ale w jakiś niewyjaśniony sposób sprawiały, że czułam się bezpiecznie. I w jego ramionach zapomniałam chociaż na chwilę o Andersonie i o jego wszystkich kłamstwach, którymi karmił mnie przez ponad dwa miesiące. Przez pierwsze pół godziny w ogóle nie skupiałam się na filmie- liczyłam oddechy Evgenego, zwinąwszy się uprzednio przy nim w kłębek i objąwszy siebie samą ramionami.
- Zimno ci?- spytał, a mnie owionął jego ciepły oddech. W odpowiedzi pokręciłam głową, lecz on i tak przysunął mnie do siebie i przytknął rozgrzane czoło do mojej głowy. Film był naprawdę nudny- dużo kosmitów, wybuchających samochodów i krwi, ale byłam bardzo wdzięczna Sivozhelezowi, że nie wybrał jakiejś komedii romantycznej albo dramatu. Naprawdę nie potrzebowałam innych powodów do smutku niż te, które już miałam. Po kilkunastu kolejnych minutach uścisk Evgenego się rozluźnił, a głowa odchyliła się do tyłu. Zerknęłam na niego rozczulona. Zasnął, najzwyczajniej w świecie, po ciężkim treningu zrobił sobie drzemkę. Pewnie odprawiał ten rytuał codziennie, a jednak go zaburzył, żeby tylko być ze mną. Wytężyłam umysł. Matt nigdy tak nie robił. Trzymał się harmonogramu i choćby świat się walił i palił, to on nie zmieniał swoich planów. Bo chyba to różniło tę dwójkę najbardziej- Evgeny naprawdę był moim najlepszym przyjacielem. Bliższym niż Dmitrij, nawet bliższym niż Maxim, z którym przecież rozmawiałam o wszystkim. Bo Wiewiór gotów był rzucić całe swoje życie, byle tylko znaleźć się przy mnie. A ja byłam na tyle głupia, żeby teraz go zostawić i wyjechać, jak skończona egoistka. Podniosłam się cicho i pocałowałam go w policzek. Poruszył się, ale nie obudził. Zasunęłam walizkę i zamknęłam drzwi z cichym kliknięciem. Za piętnaście minut odjeżdżał ostatni autobus na lotnisko.
***
Otworzyłem oczy i od razu poczułem, że coś jest nie tak. Gdzie ona się do cholery podziała? Wiedziałem, że wyjedzie. Zawsze musiała postawić na swoim. Ale ja nie mogę pozwolić jej odejść. Zbyt długo na nią czekałem. Chwyciłem kurtkę z wieszaka i nawet nie zamykając ani swojego, ani jej mieszkania zbiegłem niczym proca po schodach. Nogi same niosły mnie na dworzec autobusowy, czułem, że może być już za późno. Ty piekielny losie, daj mi jedną szansę, a wykorzystam ją wreszcie tak jak trzeba. Tylko proszę, niech ona będzie na tym dworcu, niech tam będzie… Skręciłem w ostatnią uliczkę i z westchnieniem ulgi zdałem sobie sprawę, że los posłuchał mnie chyba pierwszy raz w życiu.
- Dzięki- rzuciłem cicho w górę i popędziłem w jej stronę. Znowu płakała, nawet nie zawracając już sobie głowy wycieraniem łez. Gdy mnie zobaczyła, przerażona zerwała się z krzesełka. Nie pozwolę jej zniknąć z mojego życia. Nie dam sobie odebrać tej jedynej szansy, którą dał mi los.
***
Był tutaj, patrzył na mnie oskarżycielskim wzrokiem i najwyraźniej żądał wyjaśnień.
- Co ty tutaj robisz?- zapytałam zdziwiona. Nie miałam nawet już siły krzyczeć. Po prostu chciałam zasnąć i obudzić się, gdy całe cierpienie minie.
- Nie możesz wyjechać.- oznajmił hardo, patrząc mi prosto w oczy. Nigdy wcześniej nie dostrzegłam w nich tak wielkiej determinacji. Przygryzłam dolną wargę, która znowu zaczęła drżeć.
- Przepraszam, ale nic mnie tu już nie trzyma- odparłam bezbarwnym tonem. Przymknął oczy. Przecież wiem, że sprawiłam mu ból, ale nie mogłam tutaj zostać.
- Nie możesz mnie zostawić- przełknął ślinę.
- Wrócę kiedyś po resztę rzeczy- zapewniłam. Evgeny zacisnął zęby.
- Zbyt długo na ciebie czekałem i nie pozwolę, aby coś znowu mi cię odebrało.- wyszeptał, a ja otworzyłam usta ze zdziwienia. Autobus wtoczył się z ociąganiem na przystanek.- Kocham cię- dodał, a ja niekontrolowanie uśmiechnęłam się przez łzy. Kolejne puste słowa.
- Mówisz to tylko po to, żeby mnie zatrzymać- odgadłam, wciąż nie potrafiąc przyswoić jego słów. Chłopak westchnął głęboko.
- Emilia, kocham cię. Zakochałem się w tobie wtedy, gdy pierwszy raz cię zobaczyłem. Ta historyjka o byłej dziewczynie, która wyglądała jak ty… To była podpucha, zwykłe kłamstwo. Znienawidziłem cię, bo byłaś jedyną osobą, którą potrafiłem pokochać. A ty miałaś nigdy nie być moja. Bo nie byłaś z mojej ligi, byłaś o trzy klasy wyżej. Ale ja nie mogę wciąż patrzeć i patrzeć bezczynnie na ciebie i czekać, aż w końcu zrozumiesz, że cię do jasnej cholery kocham jak wariat!- wykrzyknął, a potem wszystko stało się bardzo szybko. Chwycił delikatnie moją twarz w dłonie i złożył na ustach długi, gorący pocałunek. Rozchyliłam wargi, zaskoczona tym gestem. Nie wiem jak to możliwe, ale całował o niebo lepiej niż Matt. Przekazał mi tym prostym gestem mnóstwo emocji- czułam tę samą mieszankę uczuć co on- rozczarowanie, smutek, gorycz, nadzieję i coś jeszcze, czego nie potrafiłam określić. Później zdałam sobie sprawę, że była to miłość.
Odsunęłam się od niego i zakryłam usta ręką. Nie chcę tego! Nie chcę znowu cierpieć. Nie potrafię już nikomu zaufać.
- Nie potrafię, Evgeny. Żegnaj- szepnęłam łamiącym się głosem i pobiegłam w stronę autobusu. Krzyknął za mną, ale nie mógł już mnie zatrzymać. Pokazałam kierowcy bilet i udałam się na tył pojazdu. Zerknęłam w szybę, w której jak w lustrze odbijała się moja zapłakana twarz.

- Dlaczego ty zawsze musisz wszystko zepsuć?- zapytałam, lecz ona nie odpowiedziała- była zbyt załamana, aby wdawać się w jakiekolwiek konwersacje.
__________________________________________________
Kto potrafi zagmatwać coś w jednym rozdziale, a w następnym to rozwiązać i potem zagmatwać jeszcze bardziej? NO JA :D
nie mogę się skupić na napisaniu czegoś sensownego, więc nie będę zasypywać Was bzdurami.
Nie mam siły kończyć tego opowiadania, a jest przecież moim ukochanym. Epilog tkwi w miejscu, nie wiem czy w ogóle uda mi się go tu umieścić. Postaram się, naprawdę, ale motywacja jest hen hen daleko.
Ludzie, dajcie mi siłę, bo z gorąca i braku chęci nic już w życiu nie napiszę... :D
Dobra, koniec bredzenia. To już chyba przedostatni rozdział przed epilogiem, ale nie jestem pewna. Pogubiłam się w liczeniu.
Jak Wam mijają wakacje? U mnie na razie leniwe, ale tego właśnie potrzebowałam- dużo odpoczynku.
Buziaki i do następnego kochane :*

7 komentarzy:

  1. wiem jak tojest straci wene i motywacje ale chociaz dla tych ktorzy tu wchodza znajdz jakas jej iskierke i tak jak Evgeny wyznal uczucia tak ty skoncz to opowiadanie bo uwierz mi jesli tego nie zrobisz peknie mi serduszko :'(.... rozumiem Em i nie dziwie sie ze cierpi no ale ma wrocic do prawdziwej milosci i byc do kurwy nedzy szczesliwa :*
    KISSES

    OdpowiedzUsuń
  2. Na wstępie chcę powiedzieć, że od teraz moja ukochana piosenka the police będzie mi się kojarzyła głównie z tym blogiem :) Wiem, że nasze prośby i blagania nie zmienią Twojego zdania gdy już coś postanowisz, ale proszę, spraw żeby Evgeny skończył szczęśliwie! :) Z pozdrowieniami, Ola :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zraniona Mila to raniąca Mila..
    Szkoda, że tak wiele rzeczy stało się w tak krótkim czasie. Wierzę, że gdyby Evgeny powiedział jej wcześniej o swoich uczuciach, ona by go nie odrzuciła. Ale po tym jak Matt ją zranił, chyba po prostu przestała wierzyć w jakiekolwiek szczęście.
    Musisz to odkręcić!! Nie mam zamiaru oglądać załamanego Wiewióra! :D
    Pozdrawiam! :**

    OdpowiedzUsuń
  4. Evgeny, Evgeny, ja bym Cię pocieszyła. :3 Paul jaki....grrr, razem z Mattem są na mojej czarnej liście! Mila musi być z Wiewiórem, on za nią nawet na koniec świata, no!
    Do następnego, @AuntGoodAdvice :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Jesteś bardzo kochana. Po raz kolejny zapomniałaś mnie informować, a ja, cierpiąca prawdopodobnie na sklerozę, dopiero dziś przeglądnęłam listę opowiadań, które czytam. I tak oto jestem, gotowa nadrobić zaległości. Wow, Mila była z Mattem? Czemu dopiero teraz się dowiaduję, kiedy ten związek się rozpadł? I ten biedny Evgeny... Widać, bardzo cierpiał przez ten czas, kiedy ona była z Andersonem. Biedny, bo nawet jego wyznanie nie pomogło jej zatrzymać. Ale to nie może się tak skończyć, po porostu nie może! Czy ona wróci, czy może on do niej pojedzie...? No nie wiem. Przecież jeszcze dwa rozdziały przynajmniej (łącznie z epilogiem), jak rozumiem.
    Ach, jeżeli został jeszcze tylko jeden rozdział i epilog, to mam nadzieję, że tym razem nie zapomnisz mnie poinformować;)

    Cholerka, planujesz coś jeszcze stworzyć po tym opowiadaniu? Bo jak nie to ja umrę bez tego. Jak widzisz, przynajmniej raz na kilka miesięcy muszę wpaść na Twojego bloga i nadrobić zaległości.
    Także ok, już kończę i spieprzam nadrabiać te zaległości, choć, jak typowy sklerotyk, nawet nie pamiętam, jaki rozdział ostatnio czytałam...

    OdpowiedzUsuń
  6. Daję Ci siłę :p Dobra... to było głupie. Ale jest 3:13 więc wiekszego zaangażowania w pisanie dłuższego komentarza się raczej nie spodziewajmy ;) Ale, kurcze, musiałam Ci przekazać że jestem z Tobą.

    OdpowiedzUsuń
  7. Się porobiło... No nic. Czekam na kolejny, bo po tym jakoś smutno.
    Pozdrawiam
    Vea
    www.siatkarskie-miniaturki.bloog.pl

    OdpowiedzUsuń