Ludzie wracający z Rosji mówią, że ten kraj nauczył ich
hardości, odpowiedzialności i wytrzymałości. A mnie czego nauczył po dwóch
miesiącach? Tego, że zakładanie swetra pod bluzę wcale nie jest głupie.
- N..naprawdę n…nnnie jest c…ci ziim..n…nno?- zapytałam,
próbując sobie przy tym nie odgryźć języka. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek
tak głośno szczękała zębami.
- Nie, cieplutko przecież dzisiaj- odparł, radośnie
wdychając powietrze. Gdybym ja wzięła taki niefiltrowany przez zaciśnięte zęby
oddech, to najpewniej zamroziłoby mi organy od środka.
- Człowieku, jest z minus dwadzieścia pięć! Jesteśmy w
Moskwie, tutaj cywilizacja powinna jeszcze obowiązywać.- burknęłam, wtulając
nos w kolorowy szalik.
- Nie marudź, tylko chodź!- zakomenderował, łapiąc moją
dłoń. Po chwili zreflektował się i zwolnił uścisk. No tak, przecież się nie
lubiliśmy. Zaciągnął mnie chyba przez tysiąc schodów, które wcale nie
znajdowały się w pomieszczeniu- nadal było cholernie zimno, zupełnie jak na
otwartej przestrzeni. Sivozhelez zachowywał się zupełnie nie jak on, uśmiechał
się od czasu do czasu, wtrącał ciekawe anegdotki o mieście, a mimo to wcale nie
zwalniał kroku i w szaleńczym tempie oprowadzał mnie po rosyjskiej stolicy. Gdy
wychodziliśmy z hotelu minął nas Dmitrij. Zażenowana udałam, że nie widzę jego
szerokiego uśmiechu i zaciekłej gestykulacji. Chyba chciał mi powiedzieć, że
bardzo cieszy się z naszego pogodzenia. Pokazywał też dłońmi coś na znak serca,
ale zmroziłam go wzrokiem, zanim przyjmujący to zauważył.
- Jesteśmy na miejscu- zadowolony podparł się pod boki, a ja
rozejrzałam się dookoła. Więc to tutaj był koniec naszej wycieczki?
- Wiesz… Nie chcę być niewdzięczna, ale czy w zwiedzanie
Moskwy nie powinien być wliczony, no nie wiem, Kreml? Albo chociaż Plac
Czerwony…- wymamrotałam, nieco zawiedziona. Staliśmy na dachu jakiegoś
wysokiego budynku, a gdy wyjrzałam w dół, ujrzałam tylko drogę, samochody,
banki i więcej samochodów.
- Patrzysz na złą stronę Moskwy- zakpił Sivozhelez, a ja
uniosłam brwi. Pchnął mnie lekko w przeciwnym kierunku. Zdezorientowana
spojrzałam w dół i aż oniemiałam z wrażenia. W dole rozciągało się wszystko- cała
panorama rosyjskiej stolicy w zasięgu wzroku.
- I jak?- zapytał zadowolony, widząc moją minę.
- Pięknie…- szepnęłam, bo bałam się, że z zachwytu odbierze
mi głos. Jak to możliwe, że nie szlajało się tu mnóstwo turystów? To był
najwspanialszy widok, jaki w życiu widziałam.
- Tylko nie mów nikomu o tym miejscu- niewiele osób wie, jak
tu dotrzeć. Tak właściwie, to krążą o nim legendy!- roześmiał się, a ja
zmarszczyłam brwi.
- I zabrałeś tutaj akurat mnie?- zdziwiłam się- skąd ta
nagła zmiana? Z nienawiści w coś bardziej… ludzkiego. Denerwują mnie te ciągłe wahania
nastrojów- mógłbyś się określić: albo mnie nie lubisz, albo zabierasz mnie do
najpiękniejszego miejsca w Rosji i żyjemy sobie niczym najlepsi przyjaciele.-
zażądałam, a chłopak przygryzł wargę.
- To trochę głupia historia- wykręcał się, a na jego twarz
wstąpił rumieniec. Uśmiechnęłam się szeroko- zawstydzony Sivozhelez! Tego
jeszcze tutaj nie grali.
- Powiedz mi!- szturchnęłam go w ramię i aż zdziwiła mnie
naturalność tego gestu.- Przecież to dotyczy mojej osoby.
- Kiedyś spotykałem się z dziewczyną, która wyglądała…
Wyglądała prawie jak ty. Potem wystawiła mnie do wiatru i wyjechała z moim
ówczesnym najlepszym przyjacielem. I to dlatego tak dziwnie na ciebie reaguję…
Reagowałem.- poprawił się i skrzywił, jakby sam nie dowierzał swojemu
wcześniejszemu zachowaniu.
- W takim razie ta nienawiść była zrozumiała…- wyszeptałam, spoglądając
na jego zamyśloną twarz.
- Nie nazwałbym tego nienawiścią. Po prostu nie mogłem na
ciebie patrzeć, bo to sprawiało niemalże fizyczny ból. Kiedyś naprawdę ją
kochałem… Ale gdy na ciebie spojrzałem po raz pierwszy, tak naprawdę, to
uświadomiłem sobie, że jesteś zupełnym przeciwieństwem Aurelii- wyglądacie jak
siostry, ale ty masz inny charakter. Poza tym, nie kwapiłaś się, żeby mnie
uwieść. Chciałaś tylko odegrać się na wszystkich wyrządzonych krzywdach, co
mnie przekonało, że nie zależy ci na zadawaniu bólu- jesteś po prostu cholernie
uparta.- wyjaśnił, a ja uśmiechnęłam się szeroko.
- Ale w pewnym stopniu na pewno ci ją przypominam?-
spytałam, a on z nikłym uśmiechem pokręcił głową.
- Już nie. Poza tym, ona miała zupełnie inne oczy- odparł,
ale mimo moich licznych próśb, nie wyjaśnił mi, co w nich było innego.
- Więc możemy się… lubić?- zapytałam ze zdziwieniem, sama
nie mogąc uwierzyć w możliwość takiej sytuacji. Wracaliśmy do hotelu,
rozmawiając przy tym niczym para znajomych.
- Tak, myślę, że tak. Przecież razem pracujemy.- odparł z
prostotą, a ja prychnęłam.
- Szkoda, że nie przyszło ci to do głowy dwa miesiące
wcześniej!- wytknęłam Evgeny’emu, na co on uśmiechnął się przepraszająco. Nadal
nie mogłam przywyknąć do tego, że nasze relacje z wrogich zmieniły się w
koleżeńskie.
- Cześć gołąbeczki!- gdy tylko przekroczyliśmy próg budynku,
podleciał do nas rozradowany Werbow. Spojrzeliśmy na siebie z Sivozhelzem
przerażeni.
- Aleks, brałeś coś dzisiaj?- zapytał rosyjski przyjmujący,
a chłopak uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Po prostu cieszę się, że wreszcie przestaliście się z tym
kryć!- wykrzyknął, wesoło podskakując w miejscu. Przyłożyłam mu rękę do czoła.
- Evgeny, on bredzi…- poinformowałam Sivozhelza, na co
Werbow zrobił rozanieloną minę.
- Zaraz… Przestaliśmy się kryć? Niby z czym?- zapytał zbity
z tropu Rosjanin, marszcząc brwi.
- No jak to z czym!? Z waszym związkiem!
- Co?!- wrzasnęliśmy równocześnie, a Werbow w udawanym
geście przerażenia zatknął dłonią usta.
- Więc to jeszcze nieoficjalne? Uf, to dobrze, że nie
zadzwoniłem do twojego ojca Mila… Swoją drogą, Evgeny, masz pozdrowienia od
mamusi.
- Co mam?!- wydarł się chłopak, próbując schwycić Aleksjeja
za ramiona. Ten jednak uchylił się i w podskokach popędził na górę.- O co tutaj
chodzi?- zapytał mnie żałośnie, gdy stracił sylwetkę libero z oczu. Nad moją głową zapaliła się niewidzialna
lampka.
- Musimy porozmawiać z Muserskim.- oznajmiłam pewnie,
ciągnąć go za nadgarstek w stronę schodów.
- Co to wszystko ma znaczyć?!- wtargnęłam do pokoju numer
osiem bez pukania. Skulony w rogu pokoju Dmitrij szeptał coś na ucho
Michajłowowi, który patrzył na niego nieco sceptycznym wzrokiem.
- Oni, razem? Przecież to…- zaczął Maxim, lecz gdy ujrzał
moją rozwścieczoną postać w drzwiach, od razu zamilkł. Zza moich pleców
wychylił się skonsternowany Sivozhelez.
- Już jesteście, Misiaki!- zawołał ucieszony Dmitrjij,
poklepując miejsce koło siebie.- Musimy poważnie porozmawiać na temat waszych…
relacji- zniżył głos do szeptu, a we mnie wszystko się zagotowało.
- Świetnie, widzę, że chociaż w jednej sprawie się zgadzamy.
Czy mogę zadać wam chłopcy jedno, bardzo ważne pytanie?
- Ależ oczywiście, pytaj o co chcesz! Jesteś nadal częścią
naszej drużyny, wspieramy waszą dwójkę bez względu na wszystko…- zaczął, lecz
przerwałam mu głośnym wdechem.
- Czego wyście się do jasnej cholery naćpali, że gadacie
takie brednie?!- wydarłam się, a Michajłow spojrzał na mnie tak, jakbym z
premedytacją przejechała mu psa.
- Nie odgrywajcie szopki, Mila. My już wszystko wiemy. Ja
głupi chciałem ci pomóc, naprawdę myślałem, że ty masz go dość! A to była tylko
taka przykrywka…- odezwał się smutno Maxim, a ja żałośnie schowałam twarz w
dłoniach. Nie byliśmy nawet o krok
bliżej do rozwiązania tego problemu.
- Chłopaki, ja naprawdę nie mam pojęcia o co wam chodzi. To
jakieś rosyjskie prima aprilis, tak? Zaraz wyskoczy stąd Pawłow w stroju
baletnicy i powie „Mamy Cię!”? Dzisiaj naprawdę nie mam nastroju na takie
żarty.
- Chcieliśmy porozmawiać o WAS- wytłumaczył Dima, kładąc
nacisk na ostatnie słowo.
- Jakich nas?! Przecież ja tu sama siedzę!- wrzasnęłam, po
chwili spoglądając na Sivozhelza- Och, wybacz.- zreflektowałam się- Jakich
znowu nas?
- O was, tobie i Evgenym.- odparł środkowy, a my z
Rudobrodym spojrzeliśmy na siebie jak przybysze z innej planety.
- A o czym tutaj można rozmawiać?- zdziwił się przyjmujący.
- No przecież jesteście razem, tak?!- zdenerwował się Maxim,
który najwyraźniej miał dość tej całej szopki.
- MY?!- jak jeden mąż unieśliśmy brwi do góry.- Skąd ten
idiotyczny pomysł?
- Widziałem przecież, jak potajemnie wymykacie się z hotelu!-
zarzucił nam Muserski, a ja pacnęłam się z otwartej dłoni w czoło.
- Evgeny pokazywał mi Moskwę, w zamian za to, że pomogłam mu
w rehabilitacji.- wyjaśniłam, a z twarzy Dmitrija nieco zeszła pewność siebie.
- Ale Aleksjej widział, jak dzisiaj trzymaliście się za
ręce!- rzucił z uśmiechem, jakby czuł, że tak silnego dowodu nie da się zbić.
- Złapałem ją za rękę, bo ta oferma wlazła na pasy, w ogóle
nie patrząc na boki, prosto pod rozpędzoną ciężarówkę. Gdybym jej nie przytrzymał,
to nie byłoby co zbierać.- wytłumaczył, a ja zbladłam ze złości.
- Jak mnie nazwałeś?- wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
- Adekwatnie do zachowania- odparował, a ja zmrużyłam oczy.
- To przecież nie moja wina, że kierowcy w Rosji są tacy
nieobliczalni! Zresztą, poradziłabym sobie sama- warknęłam, na co Sivozhelez
przewrócił oczami.
- Ta, na pewno załatwiłabyś sobie kogoś, kto zeskrobałby cię
z jezdni…- żachnął się, a ja naburmuszona odwróciłam się w przeciwną stronę.
Cholera, jeden zero dla Wiewióry. Bo gdyby nie on, to chyba naprawdę nie byłoby
ze mną dobrze.
- Jezu, jaki z tego Werbowa jest idiota!- jęknął Dima, a
Maxim pokiwał smutno głową.
- No, trochę to wszystko wyolbrzymił.
- A co, zaserwował wam opowieść o Pięknej i Bestii, kolacji
przy świecach, romantycznej muzyce i namiętnym pocałunku na sam koniec?-
zapytałam, patrząc z uśmiechem na Evgenego.
- Coś w tym rodzaju- Muserski podrapał się po głowie-
Przepraszamy was za tę całą akcję- mruknął ze skruszoną miną. Nagle zeszło ze
mnie całe napięcie, bo sprawa się rozwiązała.
- Nie ma sprawy, każdy przecież zna osobę, która z byle
głupstwa potrafi zrobić sensację… Ja lecę pracować, ale przyślijcie dzisiaj do
mnie Werbowa. Coś czuję, że po tym masażu długo się nie pozbiera z podłogi…-
uśmiechnęłam się chytrze i podniosłam z łóżka. Sivozhelez wstał razem ze mną i
przepuścił mnie w drzwiach. Spojrzałam na niego ze zdziwionym uśmiechem.
-Ojej, potrafisz być szarmancki! Za dobre sprawowanie
przyślę ci do pokoju trochę orzeszków, Wiewióreczko- puściłam mu oczko i szybkim
krokiem zbiegłam po schodach.
Planowałam na Werbowie bardzo słodką zemstę. Musiałam ją
niestety odłożyć na inny dzień, bo do gabinetu pół godziny temu wszedł Sasza ze
stosem papierów i z szerokim uśmiechem oznajmił mi, że on „niestety” musi
lecieć i mam to załatwić sama. Oczywiście obiecał, że postara się przyjść
wieczorem i mi pomóc, ale gdy wyszedł, wiedziałam że nie zobaczę go
przynajmniej do jutra. Od początku sezonu każdy jak mógł wymigiwał się od
papierkowej roboty, aż w końcu calusieńki jej stos spadł na mnie- zupełnie bez potrzeby ujawniłam się ze swoimi zdolnościami matematycznymi, teraz wszystko było na mojej głowie! Siedzę więc zakopana w dokumentach, a zza tego ogromnego zbiorowiska wystaje tylko czubek
mojej głowy. Wychylam się zza papierów, gdy słyszę, jak ktoś otwiera drzwi.
- Nie dostałem orzeszków- przywitał mnie nonszalancko Sivozhelez,
opierając się o framugę. Zamaskowałam uśmiech, który nagle pojawił się na mojej
twarzy.
- Widocznie nie zasłużyłeś, Wiewiórze.- odgryzłam się,
wstając z krzesła.- Czego chcesz?- zapytałam nadzwyczaj uprzejmie, a on
przewrócił oczami.
- Nie bądź taka miła, bo ktoś cię polubi- zironizował.
- Kiedyś omijałeś ten pokój szerokim łukiem, skąd ta nagła
zmiana?- zaciekawiłam się, mierząc jego sylwetkę od góry do dołu. Był ubrany w
jeansy i czarną koszulkę z białym napisem. W powietrzu roznosiła się woń mocnych
perfum.
- Przyszedłem na masaż, bo wiedziałem, że nie możesz już
beze mnie wytrzymać- wypalił, a ja zmrużyłam oczy.
- Masaż przed randką? Stanowczo nie polecam- uśmiechnęłam
się promiennie, a on zrobił zdziwioną minę.
- Masz randkę?- spytał zszokowany, a ja westchnęłam głęboko.
Jeszcze będzie się zgrywał!
- Ty masz, głupku! Przecież widzę, że gdzieś idziesz.
- Nie idę…- odparł ostrożnie, lecz po chwili na jego twarzy
rozkwitł chytry uśmieszek- chyba, że chcesz mnie gdzieś zaprosić?- uniósł
sugestywnie brwi, a ja zamknęłam oczy i w myślach policzyłam do pięciu. Nie dam
się tym razem wyprowadzić z równowagi!
- Nie chcę cię urazić, ale… Gustuję w osobnikach tego samego
gatunku, Wiewióreczko.- przygryzłam dolną wargę i uśmiechnęłam się.
- Działasz mi na nerwy, Coletti.- warknął, a ja zaśmiałam
się na głos.
- Czemu po nazwisku, Sivozhelez?- zapytałam, a po jego
twarzy przemknął cień uśmiechu. Już nie potrafiliśmy się kłócić tak naprawdę,
jak kiedyś. Teraz to było tylko takie przekomarzanie, żebyśmy sami nie czuli
się winni temu, że tak nagle zaczęliśmy utrzymywać koleżeńskie stosunki.
- Jak wymyślę jakąś adekwatną ksywkę, to już nie będę mówił
po nazwisku. Co z tym masażem?- zniecierpliwił się, a ja z uśmiechem pokręciłam
głową.
- Nie dzisiaj, Rudy. Sasza zaczyna za pół godziny, a ja mam
wolny wieczór.- szepnęłam mu na ucho, będąc już przy drzwiach. Zagryzł zęby na
„Rudego”, ale zignorował tę słowną zaczepkę.
- Więc może dasz się wyciągnąć na kolację?- zbliżył swoją
twarz do mojej, chyba po raz pierwszy tak naprawdę patrząc mi w oczy. Zabawne, kiedyś myślałam, że są
szare, a w rzeczywistości były intensywnie brązowe, jak mleczna czekolada.
Całkiem ładne, muszę przyznać. On w ogóle nie był taki znowu zły. Chyba.
- Tylko w twoich snach, chłoptasiu- odparowałam i zręcznie
wyminęłam go w progu. Coraz bardziej podobały mi się te nasze kłótnie.
________________________________________________________
Podoba mi się ta końcówka. A Wam?
Sporo mnie nie było, wiem. Dlatego dzisiaj tak długo, trochę w ramach rekompensaty.
Teraz o limicie komentarzy- robiłam go nie ze względu na to, że mnie "pojebało z tym szantażem" I nie robię żadnej łaski i bardzo mi przykro, że niektórzy z Was odebrali to w ten sposób. Miałam kilka powodów. Najważniejszy był taki, że ja też mam życie i przynajmniej nie czuję się winna, nie wstawiając rozdziałów na czas- bo zanim te komentarze się uzbierają to trochę czasu minie. Nie mam czasu na siedzenie w internecie całe wieki, nie piszę rozdziału za rozdziałem i nie mam życia tutaj, na blogu. Jest to owszem jakaś ważna część tego, co robię, bo pisanie to moja pasja, ale mam ważniejsze rzeczy na głowie i musicie to zrozumieć. I rzeczywiście przyznam się przed Wami i przed samą sobą, że trochę przesadziłam. Podobno ciekawość to pierwszy stopień do piekła, ale zachłanność też okazuje się być bardzo zła i uwierzcie mi- nie była zamierzona. Jak dla mnie to nie musicie wcale tego opowiadania komentować- najlepiej gdybyście mi napisali po prostu na pocztę, czy odwiedzacie tego bloga bo chcecie, żeby Wasze opowiadania zdobyły więcej czytelników, czy Wam się rzeczywiście spodobał, co byście poprawili i co zmienili, jakie błędy notorycznie popełniam i których nie zauważam, co nie zgadza się w treści (nigdy nie byłam typem historyka, wybaczcie). Bardzo bym chciała dostawać od Was maile, ale wiem dobrze, że nikt teraz nie ma na to czasu. Jestem próżna, lubię słuchać dobre rzeczy o tym, co sama stworzyłam. Ale konstruktywna krytyka też mnie bardzo podbudowuje, bo widzę, że ktoś naprawdę chciałby pomóc.
Musicie mi wybaczyć, ale w najbliższym czasie nie będę czytała ani komentowała żadnych opowiadań. Wiem, że oczekuję tego od Was i to trochę egoistyczne z mojej strony, ale zrozumcie. Tyle rzeczy mi się teraz zwaliło na głowę- różowe okulary zsunęły mi się z nosa, ukazały szarość życia, pokazały, że coś takiego jak nieszczęśliwa miłość jest fraszką w porównaniu z niektórymi sprawami, które przychodzą bardzo nagle. Dawno tak bardzo nie zastanawiałam się nad tym, jak kruche jest ludzkie życie.
Nie informuję Was, ale wierzę, że będziecie i że ten rozdział przysporzył Wam trochę rozrywki i może nieco uśmiechu na twarzy :)
Limitu nie ma, mejle mile widziane na oliver.mcblaier@gmail.com
Nie musimy rozmawiać o opowiadaniu. Chętnie popiszę nawet o problemach egzystencjalnych, polityce zagranicznej o której nie mam pojęcia, albo o ulubionym serialu.
Całusy :)
Nie no super "historyjkę" wymyśliła kadra;D Strasznie się uśmiałam, bo nic nie docierało do nich. Przynajmniej teraz wiemy, dlaczego Rudy tak nie lubił pani fizjo. A teraz jaki kolega się zrobił, fajne są ich te sprzeczki;p
OdpowiedzUsuńPozdrawiam;>
Po pierwsze to nikt nie powinien oceniać, a po sekundo to wiadomo, że jak jest trochę komentarzy to wiadomo, że "blogowanie" ma sens dla autora i kropka. Więc nie przejmuj się i olej : > A co do dzisiejszej/wczorajszej notki too..no weeeeź ja chcę ich razem, a najlepiej teraz już zaraz w tym momencie :D Uwielbiam twojego Dmitrija no uwielbiam :3 Z niecierpliwością godna mnie czekam na następna notkę :D
OdpowiedzUsuńSiedzę sobie w pokoju z mamą, czytam Twoje opowiadanie i się uśmiecham. Moja mama patrzy na mnie ze zdziwieniem i pyta: Co ciekawego masz w tym komputerze, że już od dłuższego czasu się uśmiechasz?
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo, bardzo mi się podoba :)
Miło się czyta :)
Jestem ciekawa, co będzie się dalej działo :))
Rozumiem Cię, blogowanie to takie odejście od świata rzeczywistego dla mnie, myślę, że dla Ciebie też. Nie martw się !!
:)
Pozdrawiam :)
Tak jak piszą dziewczyny powyżej, radzę nie przejmować się osobami, którym wszystko się nie podoba. Zawsze się znajdzie ktoś, komu wszystko przeszkadza i według mnie to nawet nie warto próbować im dogodzić..
OdpowiedzUsuńPoza tym limit komentarzy tylko zachęca do pisania swojej oceny, a nie zmusza, więc nie wiem w czym problem. Chyba każdy jest w stanie zrozumieć, że autor bloga chce wiedzieć, czy to co publikuje się podoba. :))
A rozdział jest naprawdę świetny :) Dima i reszta chłopaków trochę przegięli, ale przynajmniej śmiesznie było. Cieszę się, że Mila i Evegny się dogadują, a ich słowne przekomarzanki są po prostu rozbrajające!
Czekam na jakieś zaostrzenie akcji pomiędzy nimi! :))
Pozdrawiam Cię cieplutko! :***
Buahahahahaha! Genialne. :D
OdpowiedzUsuńWerbow jest niesamowity! Czytając o jego plotce, uśmiech nie schodził mi z twarzy. Ten to ma pomysły... ;)
Już się nie mogę doczekać kolejnego rozdziału. Czuję, że zemsta będzie słodka... xD
Cieszy mnie, że przyjazne stosunki Emilii i Rudego nie wykluczają ich kłótni. Ich cięte riposty mogą doprowadzić do niepohamowanej ,,głupawki". xd
Pozdrawiam i trzymaj się!
PS. Nie musisz się tłumaczyć. To Twoja sprawa, kiedy i z jakiego powodu dodajesz rozdział. Oczywiście- chciałabym je czytać jak najczęściej, ale i tak wszystko zależy od Ciebie. Ludzie powinni to uszanować, a nie- obrażać.
Jakby nie patrzeć to tylko jedna osoba ci tak brzydko napisała. Ja cię wcale nie obrażałam, tylko przyznałam rację anonimowi, że z tymi komentarzami to głupota, bo np zamiast pisać, że widzimy się za ileś tam komentarzy, mogłaś dodawać rozdziały wtedy, kiedy masz czas. A co do rozdziału, to świetny. Już rozumiem czemu Evgeny tak nie cierpiał Mily. Cieszę się, że doszli do porozumienia, ale nie przestają sobie dogryzać. To przekomarzanie się ich jest świetne.
OdpowiedzUsuńNie przejmuj się, Twój blog - Twoje zasady :) A skoro zazwyczaj udaje Ci się tyle osób zmotywować do skomentowania, no to tym bardziej problemu nie ma. Chociaż ja tam bym wolała wszystko "na już" :D
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem, co z tym Siwymżelkiem będzie? :D A odcinek świetny! :)
Zgadzam sie z kolezanka wyzej. Co ja bym dala zeby ta historia szybciej sie rozkrecala. Ale coz pozostaje mi cierpliwie czekac. Rozdzial jak zwykle super. Obiecaj mi ze w nastepnym chociaz jakis pocalunek bedzie!!!
OdpowiedzUsuńUuuu Maxim jest zazdrosny ;) Bożee jacy z nich wszystkich plotkarze, a mówią że to kobiety plotkują ;P Jeszcze bardziej podobają mi się te sprzeczki między Evgenym i Emillią :D Takiego powodu się nie spodziewałam, ale dobrze że Rudy powiedział jej o tym dlaczego ją tak traktował :) Zawstydzony Sivozhelez ^.^ Wiewiórka XD Czekam na kolejny ;* Pozdrawiam :D
OdpowiedzUsuńWerbow i Muserski, jakie plotkary :D
OdpowiedzUsuń