piątek, 28 lutego 2014

Siedem

Ludzie wracający z Rosji mówią, że ten kraj nauczył ich hardości, odpowiedzialności i wytrzymałości. A mnie czego nauczył po dwóch miesiącach? Tego, że zakładanie swetra pod bluzę wcale nie jest głupie.
- N..naprawdę n…nnnie jest c…ci ziim..n…nno?- zapytałam, próbując sobie przy tym nie odgryźć języka. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek tak głośno szczękała zębami.
- Nie, cieplutko przecież dzisiaj- odparł, radośnie wdychając powietrze. Gdybym ja wzięła taki niefiltrowany przez zaciśnięte zęby oddech, to najpewniej zamroziłoby mi organy od środka.
- Człowieku, jest z minus dwadzieścia pięć! Jesteśmy w Moskwie, tutaj cywilizacja powinna jeszcze obowiązywać.- burknęłam, wtulając nos w kolorowy szalik.
- Nie marudź, tylko chodź!- zakomenderował, łapiąc moją dłoń. Po chwili zreflektował się i zwolnił uścisk. No tak, przecież się nie lubiliśmy. Zaciągnął mnie chyba przez tysiąc schodów, które wcale nie znajdowały się w pomieszczeniu- nadal było cholernie zimno, zupełnie jak na otwartej przestrzeni. Sivozhelez zachowywał się zupełnie nie jak on, uśmiechał się od czasu do czasu, wtrącał ciekawe anegdotki o mieście, a mimo to wcale nie zwalniał kroku i w szaleńczym tempie oprowadzał mnie po rosyjskiej stolicy. Gdy wychodziliśmy z hotelu minął nas Dmitrij. Zażenowana udałam, że nie widzę jego szerokiego uśmiechu i zaciekłej gestykulacji. Chyba chciał mi powiedzieć, że bardzo cieszy się z naszego pogodzenia. Pokazywał też dłońmi coś na znak serca, ale zmroziłam go wzrokiem, zanim przyjmujący to zauważył.
- Jesteśmy na miejscu- zadowolony podparł się pod boki, a ja rozejrzałam się dookoła. Więc to tutaj był koniec naszej wycieczki?
- Wiesz… Nie chcę być niewdzięczna, ale czy w zwiedzanie Moskwy nie powinien być wliczony, no nie wiem, Kreml? Albo chociaż Plac Czerwony…- wymamrotałam, nieco zawiedziona. Staliśmy na dachu jakiegoś wysokiego budynku, a gdy wyjrzałam w dół, ujrzałam tylko drogę, samochody, banki i więcej samochodów.
- Patrzysz na złą stronę Moskwy- zakpił Sivozhelez, a ja uniosłam brwi. Pchnął mnie lekko w przeciwnym kierunku. Zdezorientowana spojrzałam w dół i aż oniemiałam z wrażenia. W dole rozciągało się wszystko- cała panorama rosyjskiej stolicy w zasięgu wzroku.
- I jak?- zapytał zadowolony, widząc moją minę.
- Pięknie…- szepnęłam, bo bałam się, że z zachwytu odbierze mi głos. Jak to możliwe, że nie szlajało się tu mnóstwo turystów? To był najwspanialszy widok, jaki w życiu widziałam.
- Tylko nie mów nikomu o tym miejscu- niewiele osób wie, jak tu dotrzeć. Tak właściwie, to krążą o nim legendy!- roześmiał się, a ja zmarszczyłam brwi.
- I zabrałeś tutaj akurat mnie?- zdziwiłam się- skąd ta nagła zmiana? Z nienawiści w coś bardziej… ludzkiego. Denerwują mnie te ciągłe wahania nastrojów- mógłbyś się określić: albo mnie nie lubisz, albo zabierasz mnie do najpiękniejszego miejsca w Rosji i żyjemy sobie niczym najlepsi przyjaciele.- zażądałam, a chłopak przygryzł wargę.
- To trochę głupia historia- wykręcał się, a na jego twarz wstąpił rumieniec. Uśmiechnęłam się szeroko- zawstydzony Sivozhelez! Tego jeszcze tutaj nie grali.
- Powiedz mi!- szturchnęłam go w ramię i aż zdziwiła mnie naturalność tego gestu.- Przecież to dotyczy mojej osoby.
- Kiedyś spotykałem się z dziewczyną, która wyglądała… Wyglądała prawie jak ty. Potem wystawiła mnie do wiatru i wyjechała z moim ówczesnym najlepszym przyjacielem. I to dlatego tak dziwnie na ciebie reaguję… Reagowałem.- poprawił się i skrzywił, jakby sam nie dowierzał swojemu wcześniejszemu zachowaniu.
- W takim razie ta nienawiść była zrozumiała…- wyszeptałam, spoglądając na jego zamyśloną twarz.
- Nie nazwałbym tego nienawiścią. Po prostu nie mogłem na ciebie patrzeć, bo to sprawiało niemalże fizyczny ból. Kiedyś naprawdę ją kochałem… Ale gdy na ciebie spojrzałem po raz pierwszy, tak naprawdę, to uświadomiłem sobie, że jesteś zupełnym przeciwieństwem Aurelii- wyglądacie jak siostry, ale ty masz inny charakter. Poza tym, nie kwapiłaś się, żeby mnie uwieść. Chciałaś tylko odegrać się na wszystkich wyrządzonych krzywdach, co mnie przekonało, że nie zależy ci na zadawaniu bólu- jesteś po prostu cholernie uparta.- wyjaśnił, a ja uśmiechnęłam się szeroko.
- Ale w pewnym stopniu na pewno ci ją przypominam?- spytałam, a on z nikłym uśmiechem pokręcił głową.
- Już nie. Poza tym, ona miała zupełnie inne oczy- odparł, ale mimo moich licznych próśb, nie wyjaśnił mi, co w nich było innego.
- Więc możemy się… lubić?- zapytałam ze zdziwieniem, sama nie mogąc uwierzyć w możliwość takiej sytuacji. Wracaliśmy do hotelu, rozmawiając przy tym niczym para znajomych.
- Tak, myślę, że tak. Przecież razem pracujemy.- odparł z prostotą, a ja prychnęłam.
- Szkoda, że nie przyszło ci to do głowy dwa miesiące wcześniej!- wytknęłam Evgeny’emu, na co on uśmiechnął się przepraszająco. Nadal nie mogłam przywyknąć do tego, że nasze relacje z wrogich zmieniły się w koleżeńskie.
- Cześć gołąbeczki!- gdy tylko przekroczyliśmy próg budynku, podleciał do nas rozradowany Werbow. Spojrzeliśmy na siebie z Sivozhelzem przerażeni.
- Aleks, brałeś coś dzisiaj?- zapytał rosyjski przyjmujący, a chłopak uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Po prostu cieszę się, że wreszcie przestaliście się z tym kryć!- wykrzyknął, wesoło podskakując w miejscu. Przyłożyłam mu rękę do czoła.
- Evgeny, on bredzi…- poinformowałam Sivozhelza, na co Werbow zrobił rozanieloną minę.
- Zaraz… Przestaliśmy się kryć? Niby z czym?- zapytał zbity z tropu Rosjanin, marszcząc brwi.
- No jak to z czym!? Z waszym związkiem!
- Co?!- wrzasnęliśmy równocześnie, a Werbow w udawanym geście przerażenia zatknął dłonią usta.
- Więc to jeszcze nieoficjalne? Uf, to dobrze, że nie zadzwoniłem do twojego ojca Mila… Swoją drogą, Evgeny, masz pozdrowienia od mamusi.
- Co mam?!- wydarł się chłopak, próbując schwycić Aleksjeja za ramiona. Ten jednak uchylił się i w podskokach popędził na górę.- O co tutaj chodzi?- zapytał mnie żałośnie, gdy stracił sylwetkę libero z oczu.  Nad moją głową zapaliła się niewidzialna lampka.
- Musimy porozmawiać z Muserskim.- oznajmiłam pewnie, ciągnąć go za nadgarstek w stronę schodów.

- Co to wszystko ma znaczyć?!- wtargnęłam do pokoju numer osiem bez pukania. Skulony w rogu pokoju Dmitrij szeptał coś na ucho Michajłowowi, który patrzył na niego nieco sceptycznym wzrokiem.
- Oni, razem? Przecież to…- zaczął Maxim, lecz gdy ujrzał moją rozwścieczoną postać w drzwiach, od razu zamilkł. Zza moich pleców wychylił się skonsternowany Sivozhelez.
- Już jesteście, Misiaki!- zawołał ucieszony Dmitrjij, poklepując miejsce koło siebie.- Musimy poważnie porozmawiać na temat waszych… relacji- zniżył głos do szeptu, a we mnie wszystko się zagotowało.
- Świetnie, widzę, że chociaż w jednej sprawie się zgadzamy. Czy mogę zadać wam chłopcy jedno, bardzo ważne pytanie?
- Ależ oczywiście, pytaj o co chcesz! Jesteś nadal częścią naszej drużyny, wspieramy waszą dwójkę bez względu na wszystko…- zaczął, lecz przerwałam mu głośnym wdechem.
- Czego wyście się do jasnej cholery naćpali, że gadacie takie brednie?!- wydarłam się, a Michajłow spojrzał na mnie tak, jakbym z premedytacją przejechała mu psa.
- Nie odgrywajcie szopki, Mila. My już wszystko wiemy. Ja głupi chciałem ci pomóc, naprawdę myślałem, że ty masz go dość! A to była tylko taka przykrywka…- odezwał się smutno Maxim, a ja żałośnie schowałam twarz w dłoniach. Nie byliśmy nawet  o krok bliżej do rozwiązania tego problemu.
- Chłopaki, ja naprawdę nie mam pojęcia o co wam chodzi. To jakieś rosyjskie prima aprilis, tak? Zaraz wyskoczy stąd Pawłow w stroju baletnicy i powie „Mamy Cię!”? Dzisiaj naprawdę nie mam nastroju na takie żarty.
- Chcieliśmy porozmawiać o WAS- wytłumaczył Dima, kładąc nacisk na ostatnie słowo.
- Jakich nas?! Przecież ja tu sama siedzę!- wrzasnęłam, po chwili spoglądając na Sivozhelza- Och, wybacz.- zreflektowałam się- Jakich znowu nas?
- O was, tobie i Evgenym.- odparł środkowy, a my z Rudobrodym spojrzeliśmy na siebie jak przybysze z innej planety.
- A o czym tutaj można rozmawiać?- zdziwił się przyjmujący.
- No przecież jesteście razem, tak?!- zdenerwował się Maxim, który najwyraźniej miał dość tej całej szopki.
- MY?!- jak jeden mąż unieśliśmy brwi do góry.- Skąd ten idiotyczny pomysł?
- Widziałem przecież, jak potajemnie wymykacie się z hotelu!- zarzucił nam Muserski, a ja pacnęłam się z otwartej dłoni w czoło.
- Evgeny pokazywał mi Moskwę, w zamian za to, że pomogłam mu w rehabilitacji.- wyjaśniłam, a z twarzy Dmitrija nieco zeszła pewność siebie.
- Ale Aleksjej widział, jak dzisiaj trzymaliście się za ręce!- rzucił z uśmiechem, jakby czuł, że tak silnego dowodu nie da się zbić.
- Złapałem ją za rękę, bo ta oferma wlazła na pasy, w ogóle nie patrząc na boki, prosto pod rozpędzoną ciężarówkę. Gdybym jej nie przytrzymał, to nie byłoby co zbierać.- wytłumaczył, a ja zbladłam ze złości.
- Jak mnie nazwałeś?- wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
- Adekwatnie do zachowania- odparował, a ja zmrużyłam oczy.
- To przecież nie moja wina, że kierowcy w Rosji są tacy nieobliczalni! Zresztą, poradziłabym sobie sama- warknęłam, na co Sivozhelez przewrócił oczami.
- Ta, na pewno załatwiłabyś sobie kogoś, kto zeskrobałby cię z jezdni…- żachnął się, a ja naburmuszona odwróciłam się w przeciwną stronę. Cholera, jeden zero dla Wiewióry. Bo gdyby nie on, to chyba naprawdę nie byłoby ze mną dobrze.
- Jezu, jaki z tego Werbowa jest idiota!- jęknął Dima, a Maxim pokiwał smutno głową.
- No, trochę to wszystko wyolbrzymił.
- A co, zaserwował wam opowieść o Pięknej i Bestii, kolacji przy świecach, romantycznej muzyce i namiętnym pocałunku na sam koniec?- zapytałam, patrząc z uśmiechem na Evgenego.
- Coś w tym rodzaju- Muserski podrapał się po głowie- Przepraszamy was za tę całą akcję- mruknął ze skruszoną miną. Nagle zeszło ze mnie całe napięcie, bo sprawa się rozwiązała.
- Nie ma sprawy, każdy przecież zna osobę, która z byle głupstwa potrafi zrobić sensację… Ja lecę pracować, ale przyślijcie dzisiaj do mnie Werbowa. Coś czuję, że po tym masażu długo się nie pozbiera z podłogi…- uśmiechnęłam się chytrze i podniosłam z łóżka. Sivozhelez wstał razem ze mną i przepuścił mnie w drzwiach. Spojrzałam na niego ze zdziwionym uśmiechem.
-Ojej, potrafisz być szarmancki! Za dobre sprawowanie przyślę ci do pokoju trochę orzeszków, Wiewióreczko- puściłam mu oczko i szybkim krokiem zbiegłam po schodach.
Planowałam na Werbowie bardzo słodką zemstę. Musiałam ją niestety odłożyć na inny dzień, bo do gabinetu pół godziny temu wszedł Sasza ze stosem papierów i z szerokim uśmiechem oznajmił mi, że on „niestety” musi lecieć i mam to załatwić sama. Oczywiście obiecał, że postara się przyjść wieczorem i mi pomóc, ale gdy wyszedł, wiedziałam że nie zobaczę go przynajmniej do jutra. Od początku sezonu każdy jak mógł wymigiwał się od papierkowej roboty, aż w końcu calusieńki jej stos spadł na mnie- zupełnie bez potrzeby ujawniłam się ze swoimi zdolnościami matematycznymi, teraz wszystko było na mojej głowie! Siedzę więc zakopana w dokumentach, a zza tego ogromnego zbiorowiska wystaje tylko czubek mojej głowy. Wychylam się zza papierów, gdy słyszę, jak ktoś otwiera drzwi.
- Nie dostałem orzeszków- przywitał mnie nonszalancko Sivozhelez, opierając się o framugę. Zamaskowałam uśmiech, który nagle pojawił się na mojej twarzy.
- Widocznie nie zasłużyłeś, Wiewiórze.- odgryzłam się, wstając z krzesła.- Czego chcesz?- zapytałam nadzwyczaj uprzejmie, a on przewrócił oczami.
- Nie bądź taka miła, bo ktoś cię polubi- zironizował.
- Kiedyś omijałeś ten pokój szerokim łukiem, skąd ta nagła zmiana?- zaciekawiłam się, mierząc jego sylwetkę od góry do dołu. Był ubrany w jeansy i czarną koszulkę z białym napisem. W powietrzu roznosiła się woń mocnych perfum.
- Przyszedłem na masaż, bo wiedziałem, że nie możesz już beze mnie wytrzymać- wypalił, a ja zmrużyłam oczy.
- Masaż przed randką? Stanowczo nie polecam- uśmiechnęłam się promiennie, a on zrobił zdziwioną minę.
- Masz randkę?- spytał zszokowany, a ja westchnęłam głęboko. Jeszcze będzie się zgrywał!
- Ty masz, głupku! Przecież widzę, że gdzieś idziesz.
- Nie idę…- odparł ostrożnie, lecz po chwili na jego twarzy rozkwitł chytry uśmieszek- chyba, że chcesz mnie gdzieś zaprosić?- uniósł sugestywnie brwi, a ja zamknęłam oczy i w myślach policzyłam do pięciu. Nie dam się tym razem wyprowadzić z równowagi!
- Nie chcę cię urazić, ale… Gustuję w osobnikach tego samego gatunku, Wiewióreczko.- przygryzłam dolną wargę i uśmiechnęłam się.
- Działasz mi na nerwy, Coletti.- warknął, a ja zaśmiałam się na głos.
- Czemu po nazwisku, Sivozhelez?- zapytałam, a po jego twarzy przemknął cień uśmiechu. Już nie potrafiliśmy się kłócić tak naprawdę, jak kiedyś. Teraz to było tylko takie przekomarzanie, żebyśmy sami nie czuli się winni temu, że tak nagle zaczęliśmy utrzymywać koleżeńskie stosunki.
- Jak wymyślę jakąś adekwatną ksywkę, to już nie będę mówił po nazwisku. Co z tym masażem?- zniecierpliwił się, a ja z uśmiechem pokręciłam głową.
- Nie dzisiaj, Rudy. Sasza zaczyna za pół godziny, a ja mam wolny wieczór.- szepnęłam mu na ucho, będąc już przy drzwiach. Zagryzł zęby na „Rudego”, ale zignorował tę słowną zaczepkę.
- Więc może dasz się wyciągnąć na kolację?- zbliżył swoją twarz do mojej, chyba po raz pierwszy tak naprawdę patrząc  mi w oczy. Zabawne, kiedyś myślałam, że są szare, a w rzeczywistości były intensywnie brązowe, jak mleczna czekolada. Całkiem ładne, muszę przyznać. On w ogóle nie był taki znowu zły. Chyba.

- Tylko w twoich snach, chłoptasiu- odparowałam i zręcznie wyminęłam go w progu. Coraz bardziej podobały mi się te nasze kłótnie.
________________________________________________________
Podoba mi się ta końcówka. A Wam?
Sporo mnie nie było, wiem. Dlatego dzisiaj tak długo, trochę w ramach rekompensaty.

Teraz o limicie komentarzy- robiłam go nie ze względu na to, że mnie "pojebało z tym szantażem" I nie robię żadnej łaski i bardzo mi przykro, że niektórzy z Was odebrali to w ten sposób. Miałam kilka powodów. Najważniejszy był taki, że ja też mam życie i przynajmniej nie czuję się winna, nie wstawiając rozdziałów na czas- bo zanim te komentarze się uzbierają to trochę czasu minie. Nie mam czasu na siedzenie w internecie całe wieki, nie piszę rozdziału za rozdziałem i nie mam życia tutaj, na blogu. Jest to owszem jakaś ważna część tego, co robię, bo pisanie to moja pasja, ale mam ważniejsze rzeczy na głowie i musicie to zrozumieć. I rzeczywiście przyznam się przed Wami i przed samą sobą, że trochę przesadziłam. Podobno ciekawość to pierwszy stopień do piekła, ale zachłanność też okazuje się być bardzo zła i uwierzcie mi- nie była zamierzona. Jak dla mnie to nie musicie wcale tego opowiadania komentować- najlepiej gdybyście mi napisali po prostu na pocztę, czy odwiedzacie tego bloga bo chcecie, żeby Wasze opowiadania zdobyły więcej czytelników, czy Wam się rzeczywiście spodobał, co byście poprawili i co zmienili, jakie błędy notorycznie popełniam i których nie zauważam, co nie zgadza się w treści (nigdy nie byłam typem historyka, wybaczcie). Bardzo bym chciała dostawać od Was maile, ale wiem dobrze, że nikt teraz nie ma na to czasu. Jestem próżna, lubię słuchać dobre rzeczy o tym, co sama stworzyłam. Ale konstruktywna krytyka też mnie bardzo podbudowuje, bo widzę, że ktoś naprawdę chciałby pomóc.

Musicie mi wybaczyć, ale w najbliższym czasie nie będę czytała ani komentowała żadnych opowiadań. Wiem, że oczekuję tego od Was i to trochę egoistyczne z mojej strony, ale zrozumcie. Tyle rzeczy mi się teraz zwaliło na głowę- różowe okulary zsunęły mi się z nosa, ukazały szarość życia, pokazały, że coś takiego jak nieszczęśliwa miłość jest fraszką w porównaniu z niektórymi sprawami, które przychodzą bardzo nagle. Dawno tak bardzo nie zastanawiałam się nad tym, jak kruche jest ludzkie życie.
Nie informuję Was, ale wierzę, że będziecie i że ten rozdział przysporzył Wam trochę rozrywki i może nieco uśmiechu na twarzy :)
Limitu nie ma, mejle mile widziane na oliver.mcblaier@gmail.com
Nie musimy rozmawiać o opowiadaniu. Chętnie popiszę nawet o problemach egzystencjalnych, polityce zagranicznej o której nie mam pojęcia, albo o ulubionym serialu.
Całusy :)

10 komentarzy:

  1. Nie no super "historyjkę" wymyśliła kadra;D Strasznie się uśmiałam, bo nic nie docierało do nich. Przynajmniej teraz wiemy, dlaczego Rudy tak nie lubił pani fizjo. A teraz jaki kolega się zrobił, fajne są ich te sprzeczki;p
    Pozdrawiam;>

    OdpowiedzUsuń
  2. Po pierwsze to nikt nie powinien oceniać, a po sekundo to wiadomo, że jak jest trochę komentarzy to wiadomo, że "blogowanie" ma sens dla autora i kropka. Więc nie przejmuj się i olej : > A co do dzisiejszej/wczorajszej notki too..no weeeeź ja chcę ich razem, a najlepiej teraz już zaraz w tym momencie :D Uwielbiam twojego Dmitrija no uwielbiam :3 Z niecierpliwością godna mnie czekam na następna notkę :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Siedzę sobie w pokoju z mamą, czytam Twoje opowiadanie i się uśmiecham. Moja mama patrzy na mnie ze zdziwieniem i pyta: Co ciekawego masz w tym komputerze, że już od dłuższego czasu się uśmiechasz?
    Rozdział bardzo, bardzo mi się podoba :)
    Miło się czyta :)
    Jestem ciekawa, co będzie się dalej działo :))

    Rozumiem Cię, blogowanie to takie odejście od świata rzeczywistego dla mnie, myślę, że dla Ciebie też. Nie martw się !!
    :)



    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak jak piszą dziewczyny powyżej, radzę nie przejmować się osobami, którym wszystko się nie podoba. Zawsze się znajdzie ktoś, komu wszystko przeszkadza i według mnie to nawet nie warto próbować im dogodzić..
    Poza tym limit komentarzy tylko zachęca do pisania swojej oceny, a nie zmusza, więc nie wiem w czym problem. Chyba każdy jest w stanie zrozumieć, że autor bloga chce wiedzieć, czy to co publikuje się podoba. :))

    A rozdział jest naprawdę świetny :) Dima i reszta chłopaków trochę przegięli, ale przynajmniej śmiesznie było. Cieszę się, że Mila i Evegny się dogadują, a ich słowne przekomarzanki są po prostu rozbrajające!
    Czekam na jakieś zaostrzenie akcji pomiędzy nimi! :))

    Pozdrawiam Cię cieplutko! :***

    OdpowiedzUsuń
  5. Buahahahahaha! Genialne. :D
    Werbow jest niesamowity! Czytając o jego plotce, uśmiech nie schodził mi z twarzy. Ten to ma pomysły... ;)
    Już się nie mogę doczekać kolejnego rozdziału. Czuję, że zemsta będzie słodka... xD
    Cieszy mnie, że przyjazne stosunki Emilii i Rudego nie wykluczają ich kłótni. Ich cięte riposty mogą doprowadzić do niepohamowanej ,,głupawki". xd
    Pozdrawiam i trzymaj się!
    PS. Nie musisz się tłumaczyć. To Twoja sprawa, kiedy i z jakiego powodu dodajesz rozdział. Oczywiście- chciałabym je czytać jak najczęściej, ale i tak wszystko zależy od Ciebie. Ludzie powinni to uszanować, a nie- obrażać.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jakby nie patrzeć to tylko jedna osoba ci tak brzydko napisała. Ja cię wcale nie obrażałam, tylko przyznałam rację anonimowi, że z tymi komentarzami to głupota, bo np zamiast pisać, że widzimy się za ileś tam komentarzy, mogłaś dodawać rozdziały wtedy, kiedy masz czas. A co do rozdziału, to świetny. Już rozumiem czemu Evgeny tak nie cierpiał Mily. Cieszę się, że doszli do porozumienia, ale nie przestają sobie dogryzać. To przekomarzanie się ich jest świetne.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie przejmuj się, Twój blog - Twoje zasady :) A skoro zazwyczaj udaje Ci się tyle osób zmotywować do skomentowania, no to tym bardziej problemu nie ma. Chociaż ja tam bym wolała wszystko "na już" :D
    Ciekawa jestem, co z tym Siwymżelkiem będzie? :D A odcinek świetny! :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Zgadzam sie z kolezanka wyzej. Co ja bym dala zeby ta historia szybciej sie rozkrecala. Ale coz pozostaje mi cierpliwie czekac. Rozdzial jak zwykle super. Obiecaj mi ze w nastepnym chociaz jakis pocalunek bedzie!!!

    OdpowiedzUsuń
  9. Uuuu Maxim jest zazdrosny ;) Bożee jacy z nich wszystkich plotkarze, a mówią że to kobiety plotkują ;P Jeszcze bardziej podobają mi się te sprzeczki między Evgenym i Emillią :D Takiego powodu się nie spodziewałam, ale dobrze że Rudy powiedział jej o tym dlaczego ją tak traktował :) Zawstydzony Sivozhelez ^.^ Wiewiórka XD Czekam na kolejny ;* Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Werbow i Muserski, jakie plotkary :D

    OdpowiedzUsuń