Patrząc w lustro na siłowni, zastanawiałam się, która
psychofanka była by skłonna zabić mnie za to, żeby teraz znajdować się w tym
miejscu co ja. Chociaż, jeżeli mogłyby wybierać, to pewnie zdecydowałyby się na
trening Polaków, Włochów, czy Argentyńczyków. Mnie pozostawał margines, jeśli
chodzi o sportowców lubianych w Polsce- Rosjanie. Z perspektywy fizjoterapeuty
płci pięknej siedzenie na siłowni nie było niczym ciekawym. Co więcej, byłam
przekonana, że to największa nuda na świecie. Bo na sali zawsze się coś działo,
czasem ktoś dostał piłką w głowę albo trzeba było zbierać jakieś „zwłoki” z
boiska. A na siłowni to tylko duchota, ciągłe jęki i marudzenie. Jedyną
rozrywką byłaby w tym momencie krzyżówka, ale przecież jestem w pracy- takie
zabawy są surowo zabronione. Nawet poćwiczyć sama nie mogłam! Odliczałam minuty
do zakończenia treningu i dla zabicia czasu rozglądałam się leniwym wzrokiem po
pomieszczeniu. Patrząc w lustro, mogłam zobaczyć wszystkich ćwiczących, ale mój
wzrok ciągle szukał tego jednego- ćwiczącego nogi Werbowa, który co chwila
ukradkiem spoglądał z tajemniczym uśmiechem na mnie, to na Sivozhelza. Trzeba
mu naprawdę uświadomić, że nie jesteśmy parą, bo jeszcze zacznie paplać i
plotka się rozprzestrzeni na cały sztab szkoleniowy, a to nieco utrudniłoby mi
pracę w reprezentacji. Po chwili mój wzrok powędrował w stronę Wiewióra, który
wykonywał ćwiczenia na skoczność. Był już w pełni sił, a po kontuzji nie pozostał
nawet ślad. Wciąż miał na kostce stabilizator, w razie gdyby sytuacja z meczu z
Iranem się powtórzyła. Lekarze jednak nie podejrzewali odnowienia urazu, chyba
że znowu nadwyrężyłby staw skokowy. Evgeny uniósł wzrok i spojrzał w lustro,
wprost na mnie. Uśmiechnął się triumfalnie, jakby właśnie wygrał pralkę na
loterii. Skrzywiłam się i odwróciłam wzrok. Jeszcze sobie cholera jasna coś
pomyśli! Westchnęłam głęboko i w obrażonym geście skrzyżowałam ręce na piersi. Chłopak
powrócił do ćwiczeń, a ja zaczęłam mu się przypatrywać, tym razem nieco
bardziej dyskretnie. A co, jeśli to wczorajsze zaproszenie to wcale nie był
żart? Jeśli naprawdę chciał się ze mną… umówić? To takie dziecinne! Zresztą,
jeżeli naprawdę chciał, to moja odpowiedź i tak pozostawałaby niezmieniona.
Przecież obiecałam sobie- nigdy więcej randek, tylko praca. Już dość mam cierpień
na następne dziesięć lat.
Po kilkunastu minutach bicia się z myślami doszłam do
wniosku, że to wszystko było powiedziane w formie żartu. Uspokojona tą tezą
spokojnie dotrwałam do końca zajęć i z czystym sercem mogłam udać się do
swojego pokoju.
- Mila…- zaczął nieśmiało Muserski, gdy lecieliśmy do USA na
mecz fazy grupowej LŚ. Był już czerwiec, a ten turniej był naszym ostatnim
sprawdzianem przed Mistrzostwami Świata. Rosjanie celowali w złoty medal,
chociaż przeciwnicy nie byli łatwi do pokonania. Odrobinę ubolewałam nad tym,
że moi zimnokrwiści przyjaciele nie spotkają się w grupie z Polakami- wtedy
mogłabym chociaż odwiedzić rodzinę i przyjaciół. Wybieraliśmy się jednak na
drugi koniec świata, do Stanów Zjednoczonych, co też nie było złą opcją. Gorszą
sprawą było to, że jako „najmniejsza w drużynie”, jak to określił Werbow, (wygrał
ze mną zaledwie o siedem centymetrów!) muszę siedzieć z tym największym w
samolocie, ażeby zachowana była równowaga wszechświata. Chcąc nie chcąc,
wylądowałam na miejscu koło Dmitrija, który co chwila narzekał na to, że nie ma
gdzie nóg podziać.
- Słucham?- odezwałam się, uprzednio odkleiwszy twarz od
okna. Byliśmy nad oceanem, w oddali za horyzontem pojawiały się pierwsze
promyki słońca.
- Co ty zrobisz, jak sezon reprezentacyjny się skończy?-
zapytał z wyczuwalną nutą melancholii w głosie. Zmarszczyłam brwi zdziwiona.
- Nie wiem, poszukam sobie czegoś. A co, martwisz się o mnie?-
zaśmiałam się, a chłopak pospieszył z wyjaśnieniami.
- A może chciałabyś pracować w Biełgorie Biełgorod?- spytał,
a ja aż otworzyłam usta ze zdziwienia. Prawdę mówiąc, nie myślałam o dalszej pracy
w Rosji- przewidywałam powrót do Polski na kilka miesięcy.
- Dima, przecież macie wystarczającą ilość fizjoterapeutów.-
zauważyłam, a on nieco się zasępił.
- Niby tak, ale zawsze przyda się ktoś dodatkowy…- bąknął, a
ja obdarowałam go uśmiechem. To miłe, że chciał dalej ze mną współpracować. Nie
przypuszczałam, że kiedykolwiek to powiem, ale bardzo przywiązałam się do tych
dziwnych, zimnych istot. Bo gdy się je oswoi, to potrafią dać od siebie trochę
ciepła.
- My mamy wakat na stanowisku terapeuty!- wyrwał się
Michajłow z tyłu, na co ja odwróciłam głowę i spojrzałam na niego sceptycznie.
- Nieładnie tak podsłuchiwać…- burknął Muserski, obrażony
składając ręce na piersi.
- Poważnie mówię, Mila. Doktor Kuzniecow został zwolniony
dyscyplinarnie, całkiem niedawno się dowiedziałem. Podam prezesowi namiary na
ciebie, na pewno się odezwą!- wykrzyknął rozradowany, a zza fotela wychylił się
uśmiechnięty Werbow.
- Będziesz z nami pracowała? Super! Jak pomyślę, że mogłabyś
nas nie masować, to już mi oczy łzawią… O, widzisz?- pokazał na zaszklone
tęczówki, a ja stanowczo pokręciłam głową.
- Chłopaki, czekajcie! To wszystko dzieje się za szybko. Ja
muszę tę sprawę przemyśleć, rozważyć kilka opcji…- zaczęłam, lecz Maxim
przerwał mi gestem dłoni.
- Kobieto, Zenit to czołowy rosyjski klub, potrzeba
ogromnego szczęścia, żeby się tam dostać!- zganił mnie atakujący, a ja
przygryzłam dolną wargę. Może i miał rację… Zerknęłam błagalnie na Dmitrija.
- I masz bliżej do Moskwy, a co za tym idzie, do Polski!- dodał
Werbow, a Muserski prychnął.
- Nieprawda, z Biełgorodu jest bliżej- zaoponował Dima, a
Aleksjej przewrócił oczami.
- No, może troszeczkę. Ale trasa lepsza!
- Samolotem?- zakpił środkowy, a Aleks warknął i schował się
na swoje miejsce.- Ale to co mówi Maxim, to poniekąd prawda. Rzeczywiście
bardzo trudno dostać się do Zenitu, a jeśli jeszcze mają wolne miejsce…-
westchnął, a ja rozpostarłam ramiona i przytuliłam go z całej siły.
- Dziękuję!- szepnęłam z wdzięcznością. Z przodu wychyliła
się zaspana głowa Sivozhelza.
- Powiedzcie mi, że to był tylko sen- jęknął rozżalony,
przecierając oczy.
- To, że jesteś przystojny? Niestety tak.- wypaliłam, a ze
strony słuchaczy rozległo się głośne „uuu”.
- Będziesz pracowała w Kazaniu?- dopytywał się, teraz już
normalniejszym tonem.
- Najprawdopodobniej tak. Chociaż gdy patrzę, jak znowu
przemieniasz się w szynszyla, to chyba rozpatrzę jeszcze kilka innych
możliwości- wyszczerzyłam zęby, a Evgeny z marnym skutkiem próbował zachować
groźną minę, bowiem kąciki jego ust ciągle drgały.
- Spokojnie, po sezonie reprezentacyjnym zawsze ją goli-
wtrącił się Werbow, za co został zdzielony w głowę.
- Skoro tak, to właśnie się zdecydowałam. Maxim, działaj!-
poleciłam, a rosyjski atakujący pisnął jak mała dziewczynka i położył sobie
laptopa na kolanach.
- To świetnie, że będziesz z nami w klubie!- zachwycił się
Werbow.
- To jeszcze nie jest pewne…- zauważyłam, ale libero
zupełnie zignorował moje słowa i mówił dalej:
- Nie wyobrażam sobie, żeby masował mnie ktoś inny, wiesz?
Już dawno nie miałem tak sprawnych pleców, prawie w ogóle nie bolą! No, może
czasami po siłowni, czy cięższym treningu, ale jeśli chodzi o…- paplał
Aleksjej, a mi do głowy wpadła pewna myśl.
- Evgeny, nie wiem jak to możliwe, ale ty nie byłeś u mnie
na masażu jeszcze ani razu!- zauważyłam. Sivozhelez zamyślił się na chwilę.
- Rzeczywiście, nie byłem- odparł z prostotą.
- Czemu? Boisz się, czy co?- zadrwiłam
- Może trochę- błysnął uśmiechem- ale mam ważniejszy powód-
dodał tajemniczo
- Jaki?
- Nie rozbieram się przed obcymi kobietami…- poruszył
brwiami, a ja parsknęłam śmiechem.
- Idioto, przecież ja nie jestem obca!- wytknęłam mu,
celując palcem wskazującym w jego klatkę piersiową.
-Przed niemiłymi też się nie rozbieram…- mruknął, na co ja
przewróciłam oczami. Milczeliśmy przez kilkanaście sekund, mierząc się
spojrzeniami. Na Rudobrodym (chyba znowu mogłam go tak nazywać) już żadnego
wrażenia nie robił mój wzrok, którego kiedyś unikał jak ognia. Ogólnie dużo się
pozmieniało w naszych relacjach- z wrogów staliśmy się… Przyjaciółmi. Bo mimo
tych wszystkich docinek, to traktowałam Sivozhelza na równi z Maximem i Dimą,
chociaż stopień znajomości był tutaj nieco inny, bo z tamtymi dwoma nie
kłóciłam się o każdą głupotę.
-W reprezentacji Stanów gra pewien mój znajomy, Matt
Anderson. Typowe amerykańskie ciacho… Może ci się spodobać- mrugnął do mnie, a
ja pokręciłam z uśmiechem głową.
- Nie lecę na banały, a amerykańskie ciacho to właśnie jeden
z takich.- odparłam dumnie, wygodniej rozsiadając się na fotelu.
- Na pewno zmienisz zdanie. Facet jak młody bóg, palce
lizać!- obwieścił, a ja złapałam się za głowę.
- Myślałeś może o zmianie orientacji?- zapytałam
zniesmaczona, a Evgeny zaśmiał się głośno.
- Nie, ale dla Andersona to chyba mógłbym… Zamyślił się,
oblizując usta.
- Ohyda!- wrzasnęłam, udając odruch wymiotny.
- Wiesz przecież, że żartuję!- bronił się, a ja pokiwałam
głową
- Jasne, bo kto cię tam wie…- mruknęłam, wyjmując z pudełka
przed sobą koc. Niezłe wyposażenie mieli w tym samolocie.- Pozwolisz, że chwilę
się prześpię?- zapytałam, opatulając się niebieskim materiałem.
- Koszmarnych snów!- pożyczył mi przyjmujący, po czym się
odwrócił. Jego rozmowa z Pawłowem docierała do mnie jak przez mgłę. Obudził mnie
nagły podskok- samolot wpadł w lekkie turbulencje. Zamrugałam, a obserwująca
mnie twarz stała się wyraźna.
- Długo się tak gapisz?- zapytałam speszona, poprawiając
włosy opadające na twarz. Podczas snu nie czułam, jak Sivozhelez świdruje mnie
wzrokiem.
- Nie myśl sobie, czekałem, aż zaczniesz spać „na
popielniczkę”- wyszczerzył się, ukazując rząd białych zębów.
- Gdzie jesteśmy?- zapytałam zdawkowo. Wszystko bolało mnie
od spania w niewygodnej pozycji.
- Nad Chicago. Za kilka minut będziemy lądować- oznajmił i
rzeczywiście, po chwili z głośników rozległ się komunikat, informujący o
lądowaniu i proszący o zapięcie pasów. Wylądowaliśmy bez żadnych przeszkód,
lecz to mnie przypadło dobudzanie Dmitrija, który spał jak kamień i nie miał
najwyraźniej żadnego dobrego powodu, żeby się obudzić. Cuciłam go, szturchałam,
krzyczałam do ucha, a on absolutnie nic sobie w tego nie robił. Zdesperowana
rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu pomocy. Evgeny zarzuciwszy torbę na
ramię podszedł do nas i wymierzył środkowemu siarczysty policzek. Ten
podskoczył w miejscu i szeroko otworzył oczy. Rudobrody bez słowa wziął z
siedzenia mój plecak i podążył w stronę wyjścia.
- Co się stało?- ziewnął rozanielony Muserski, przeciągając
się.
- Wysiadamy. Już Chicago- poinformowałam, po czym ruszyłam
do drzwi i zostawiłam wielkoluda za sobą. Sivozhelza dogoniłam dopiero po
odprawie. Zasapana zrównałam się z nim i odebrałam plecak, który podał mi bez
słowa.
- Dzięki- bąknęłam, zakładając włosy za ucho. To było bardzo
miłe, mimo tego, że na ten jego pokrętny sposób. Autobusem dostaliśmy się do
hotelu, gdzie od dwóch dni przebywała już reprezentacja USA. Woronkow i Speraw,
trener Amerykanów, przywitali się wylewnie już na korytarzu, podczas gdy
rozdawane były klucze do pokojów. Bycie jedyną kobietą w zespole jest naprawdę
wspaniałą sprawą- na wyjazdach zawsze spałam sama i jako jedyna nie narzekałam
na chrapanie, dobiegające z łóżka obok. Niech żyje brak równouprawnienia! Z
uśmiechem na ustach odebrałam swoją
„jedynkę” i wypięłam język Maximowi, który zazdrośnie patrzył na mój
kluczyk.
- Emila!- usłyszałam w tłumie głos Sivozhelza. Podeszłam do
niego i uniosłam brwi w oczekiwaniu.
- To jest Matt, ten, o którym tyle ci mówiłem- złapał mnie
za ramiona i obrócił odrobinę w taki sposób, że znajdowałam się naprzeciwko wysokiego
bruneta o szerokim uśmiechu rodem z reklamy pasty do zębów.
- Hello- podał mi dłoń. Nie przypominam sobie, kiedy
ostatnio słyszałam angielski! Powoli zaczynałam już nawet myśleć po rosyjsku,
więc ta odmiana na pewno się przyda.- I’m Matt- posłał mi szeroki uśmiech od
ucha do ucha, a jego niebieskie oczy błysnęły w świetle lamp. Przedstawiłam
się, a Sivozhelez zniknął gdzieś w tłumie. Wydaje mi się, czy ten głupek chciał
nas zeswatać?!
- Jesteś Rosjanką?- zapytał, lustrując mnie wzrokiem.
Stanowczo pokręciłam głową.
- Jestem z Polski, ale mam włoskie korzenie- odparłam, chyba
po raz tysięczny w swoim życiu- ludzie zawsze pytali, skąd jestem, bo nie mogli
się nadziwić nad tym typem urody.
- Dwóch moich przyjaciół gra w polskiej lidze! Dzisiaj na
pewno ich poznasz- obiecał- I tak właściwie, to mogłem zgadnąć… Przecież
wszystkie dziewczyny z Polski mają nieziemską urodę…- dodał, a ja spłonęłam
rumieńcem. Przez chwilę staliśmy w ciszy, ale z odsieczą przybył Muserski,
który podszedł do mnie z poważną miną.
- Mila, trener cię szuka- odezwał się po rosyjsku, a ja
kiwnęłam głową.
- Do zobaczenia!- pożegnałam się i ruszyłam za środkowym.-
Ratujesz mi życie! Dziwnie się rozmawia z greckim bogiem. Co Woronkow chce?-
zapytałam szeptem, gdy oddaliliśmy się już wystarczającego od Amerykańskiego
Ciacha.
- Nic, po prostu widziałem, jak się męczysz.- wyznał,
posyłając mi figlarny uśmiech. Pacnęłam go w ramię. Dziwne, ale po tylu
miesiącach spędzonych w mroźnej Rosji stałam się prawie tak zimna, jak jej
mieszkańcy. Chyba najwyższy czas to zmienić.
_________________________________________________________________
_________________________________________________________________
Cześć. O Jezu. To był ciężki tydzień. Nie trudny, jak się powinno mówić, tylko ciężki- naprawdę czuję jego ciężar na barkach.
Czy mi się wydaje, czy Wy już chcecie randek i pocałunków? To jest dopiero ósmy rozdział, a ja mam już łączyć głównych bohaterów? Zresztą, jakich głównych bohaterów? Zaraz pojawi się tyle potencjalnych kandydatów, że same nie będziecie wiedziały kogo wybrać. Bo ja Wam jeszcze nie powiedziałam, ale Mila ma tak niezaprzeczalny urok, że nie sposób przejść koło niej obojętnie. Gdybym była facetem, to na pewno przylgnęłabym do niej jak kurz przyległ do szafek w mojej sypialni.
Na razie nie mam czasu na Was, przecież to widzicie. Ale łudzę się, że ktoś to jednak czyta i smutno by było temu komuś, gdybym skończyła tak bez sensu, mając przecież kilkanaście rozdziałów zapisanych... Dodam je wszystkie kiedy znajdę czas i może nawet uda mi się zakończyć tę historię. Ale wiecie, że bez wsparcia takie pisanie sprawia dużo mniej frajdy. To trochę tak jakbym uderzała grochem o ścianę albo jakby ktoś próbował mi odkrzyknąć prognozę pogody będąc gdzieś w Chinach. Ale wiem, że nie mogę oczekiwać od Was komentowania tego opowiadania, bo przecież sama nic nie robię, żeby jakoś się zintegrować, tyle się dzieje, że nie mam już czasu. Ale ja pamiętam Was, każdą historię z osobna- zatrzymałam się po prostu milion rozdziałów temu i bardzo trudno jest to wszystko nadrobić...
Dlatego stworzyłam stronę internetową, jeśli byście chciały być informowane od razu, oto i ONA
Cieszycie się, że jest Matt? Ja za nim średnio przepadam, ale uznałam, że może nam ubarwić nieco fabułę. W końcu kto nie chciałby u boku Amerykańskiego Ciacha? :)
Buziaki i widzimy się niedługo. Tylko proszę Was o odzew. Chociażby minimalny :)
SUPERSUPERSUPER!SUPERSUPERSUPER! nie no, nie musisz ich łączyć ale podchody jak najmilej widziane ;) a ten tzw, "szynszyl" jest uroczy dla mnie - tak wiem - dziwne, ale this is me : > pliiisss nie rezygnuj - uwielbiam czytać o akurat tejże reprezentacji, no a w twoim wykonaniu nie są tacy...nieosiągalni? coś w ten deseń...No a poza tym - to chyba trzeci blog z właśnie taką tematyką...chyba jest ich za mało w "blogowym światku...ekhem...tak że rozpisałam się i jeszcze jedno: Muserski jest prze - no uwielbiam go!!! HA! najlepszy :3...no to ten tego..kończę i życzę weny, pozdrawiam i do następnej :D
OdpowiedzUsuńpodpisuję się wszystkimi moimi kończynami pod tym ! :D LadyCat mogłabyś mi podać linki do tych podobnych opowiadań ? byłabym wdzięczna :)
Usuńtak krotko bo zasypiam na stojaco
OdpowiedzUsuń... uwielbiam tego bloga mimo mojej niecheci do rosyjskich siatkarzy... czekam na next a sama zapraszam na love-volleyball-life.blogspot.com
Czy mogłabyś ustawić jakieś "archiwum" z listą wszystkich rozdziałów gdzieś na boku? O wiele lepiej by się to czytało :), nie będę musiała się naklikać sto razy, żeby dojść do pierwszego rozdziału.
OdpowiedzUsuńNie łącz jeszcze głownych bohaterów, fajnie się to czyta, jak się tak nawzajem wkurzają :).
Pozdrawiam.
Winiar został ojcem :P. Wszystkie teraz otwieramy szampana.
UsuńMatko jak ja kocham to opowiadanie *.* Stęskniłam się za Tobą, za Milą i tymi wielkoludami ! :3 Matko a Sivozhelez to przyprawia mnie o ciary tym swoim spojrzeniem i kościami policzkowymi no i jeszcze tak w ogóle to wszystkim :D Jeju dawaj następny jak najszybciej !!!! <3 dbvhubfvblfvbelhvhkgbvesbfeowbobupbfvubvsibvurbvsbcgvsdvevb rozsadza mnie z tej radości, a uśmiech na twarzy to mam jak z Polski do Meksyku :D Całuję siarczyście w policzek ;* ~Nadzieja
OdpowiedzUsuńJa jestem i czytam jak zawsze :) ale przeczytam w poniedziałek, bo dzisiaj jestem padnięta po uczelni i jutro tak samo.
OdpowiedzUsuńDobra, przeczytałam dzisiaj. Hm.. Ja się nie cieszę, że pojawił się Matt. Naprawdę wolałabym, żeby Mila była z Evgenym. Ich teksty są najlepsze. Czasem aż szkoda, że się nie kłócą, jak wzrok Mily rozpraszał Sivozhelez'a :D oni są dla siebie stworzeni! Nie ma innej opcji, muszą być razem! Poza tym miło ze strony chłopaków, że chcieliby mieć Mile w swojej drużynie.
OdpowiedzUsuńCzytałam z wielkim uśmiechem na ustach :)
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba :)
Buziaczki :*
budzenie Muserskiego- nikt by tego lepiej nie wymyślił spuper
OdpowiedzUsuńDroga Chimero, czy zdajesz sobie sprawę z tego, ze właśnie przez Ciebie wszystkie bloggerki tutaj zgromadzone, pokochałyśmy reprezentację rosji?? Dokonałaś niemożliwego! Ja sama chyba już nigdy nie spojrzę na Dimę jak na rosjanina! A na naszego wiewióra to już w ogóle! Będę się do niego śmiać ile wlezie! :D
OdpowiedzUsuńPisałam już, że uwielbiam, kiedy Mila i Evgeny się przekomarzają? Zapewne tak. :)) Naprawdę kocham twoje opowiadanie i nie wyobrażam sobie, że mogłabyś go zawiesić.. Bo nie zrobisz tego, prawda> :D Inaczej Cię zmuszę do dalszego pisania! :))
Pozdrawiam, całuję, ściskam!!
Po pierwsze- zabiję, jeśli nie będziesz mnie informować o następnych rozdziałach! Na szczęście wszystkie zaległe epizody udało mi się już przeczytać, także jestem na bieżąco.
OdpowiedzUsuńMyślę, że Matt jako "ubarwienie opowiadania" to całkiem niezły pomysł. Jeszcze lepiej, gdyby Anderson zacząłby podrywać naszą główną bohaterkę, ciekawe jakby na to reagował Evgeny...:)
hej, świetne jest to opowiadanie, ale proszę, dodaj częściej rozdziały...;)
OdpowiedzUsuńhej. zaczęłam pisać opowiadanie,było by miło gdybyś wpadła http://milosc-siatkowka-nadzieja.blog.onet.pl/
OdpowiedzUsuńGenialny rozdział, zresztą jak każdy :) z chęcią czekam na rozwinięcie fabuły :) Pozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuńzajefajny rozdział! zapraszam do mnie slowo-ma-znaczenie.blogspot.com
OdpowiedzUsuńjak można się męczyć rozmawiając z Mattem?! chociaż w sumie ja na ej miejscu tylko bym się patrzała i zapomniała jak się mówi :D super blog, dzisiaj znalazłam i naprawdę strasznie mi się podoba :)
OdpowiedzUsuń