Następnego dnia moja diagnoza się potwierdziła- Sivozhelez
miał skręcony staw skokowy i wykluczenie z grania, ale nie na kilka dni, lecz
na dwa tygodnie. Jesteśmy już w ośrodku przygotowawczym w Moskwie, a on drepcze
teraz powoli na stołówkę, przeklinając na swoją tymczasową pomoc- kule.
- Ścigamy się na pierwsze piętro?- zapytałam, a on spojrzał
na mnie lodowatym wzrokiem. Wzruszyłam na ten gest ramionami i skocznym krokiem
podążyłam na stołówkę. Tak jakoś wyszło, że niefortunnie zaplątałam się o dywan
i rozpaczliwie machając rękami poleciałam do przodu. W ostatniej chwili
złapałam się za framugę drzwi i boleśnie wylądowałam na ziemi, a jedyne co
słyszałam, to głośny śmiech Sivozheleza.
- Karma!- wykrzyknął, wymijając mnie w drzwiach i siadając
przy stole. Sapnęłam ze złości, masując obolałą kość ogonową. Wstałam i dumnym
gestem odsunęłam sobie krzesło. Złowrogim wzrokiem zmierzyłam Dmitrija, który
próbował zachować powagę i zasłaniał twarz dłonią.
- Bardzo zabawne- warknęłam, widelcem maltretując swoją
jajecznicę.
- Tylko trochę- odparł Muserski, chrząkając w swoją kanapkę.
- A zakrztuś się!- pożyczyłam mu, zaciskając zęby.
- Złość piękności szkodzi…- zanucił Werbow, a ja wzięłam
głęboki oddech. Dzisiaj naprawdę nie powinni mnie denerwować.
- Nie wiem, czy tutaj coś może jeszcze zaszkodzić…- mruknął
Sivozhelez, na co aż zachłysnęłam się powietrzem. Co za tupet! Wstałam i
ostentacyjnym gestem zgarnęłam ze stołu swój talerz.
- Wybierasz się gdzieś?- zapytał rozbawiony Grankin, a ja z
godnością uniosłam głowę.
- Idę zjeść z PRZYJACIÓŁMI.- odpowiedziałam, wywierając
nacisk na ostatnie słowo, po czym odwróciłam się na pięcie i wyniosłym krokiem
podążyłam w stronę sztabu szkoleniowego.
„Przyjaciele” absolutnie nie przejęli się moją obecnością,
ale też nie docinali mi i rozmawiali o jakiś tam statystykach ostatniego meczu
Włochów, więc mogłam w spokoju dokończyć śniadanie.
- Jesteś zła?- przydreptał do mnie Werbow, gdy odkładałam
tackę do zlewu.
- Skąd, czasem po prostu lubię się nie odzywać i udawać
obrażoną. To niezła frajda, spróbuj kiedyś- odparłam, nawet na niego nie
patrząc.
- Nie gniewaj się!- zza jego pleców wyłonił się Muserski, a
ja zastanowiłam się, jak mogłam go wcześniej nie zauważyć. Zmierzyłam wzrokiem
obu panów, którzy na tę specjalną okazję przybrali miny skarconych szczeniaków.
- Na was chyba nie potrafię…- mruknęłam z rezygnacją, na co
oni tylko wyszczerzyli się szeroko i w podskokach wyszli ze stołówki. Dzisiaj
czekała mnie rehabilitacja z Sivozhelzem. Odliczałam dni do powrotu Saszy, bo w
takim układzie, po przedwczorajszym incydencie czułam się przy nim ogromnie skrępowana.
Emilia Coletti przecież nie płacze. Nigdy, a przy ludziach to już w ogóle. A przy nim zachowałam się jak
pięcioletnia dziewczynka, której ktoś zabrał ulubioną zabawkę. Ale przecież
dotrzymał obietnicy i nadal traktował mnie prawie tak jak wcześniej. No właśnie…
prawie.
- Raz, dwa, trzy… O nie, to znowu ty!- przywitał się,
wchodząc do gabinetu. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu.- Kiedy Sasza wraca?-
zapytał, a ja zmierzyłam go spojrzeniem. Zabawne, ale w jego oczach nie było
już takiej wrogości jak kilka dni temu. Mimo tego trzymał mnie na dystans, tak
samo jak ja jego.
- Też się cieszę, że cię widzę- mruknęłam, układając stos
papierów na biurku. Nikt dotąd nie miał czasu zająć się tymi kserokopiami i
obawiałam się, że ta brudna robota spadnie w końcu na mnie.
- Aleksandr będzie za trzy dni- dodałam, widząc, jak
wyczekująco wodzi za mną wzrokiem.- A dzisiaj niestety musisz pomęczyć się ze
mną…- westchnęłam, wiedząc, że to kara nie tylko dla niego, ale i dla mnie.
Zeszliśmy do pokoju składającego się z kilku luster, czegoś
podobnego do siłowni. Tutaj chłopaki czasem trenowali, lecz najczęściej
dochodzili do siebie po kontuzjach- to miejsce było nieco starsze i mniej
zmodernizowane od drugiej sali. Poza tym, prawie w ogóle nie było tutaj sprzętu
ciężkiego.
- Dzisiaj trochę pobawisz się z piłką, a potem ćwiczenia z
taśmą.- wytłumaczyłam, kładąc stos papierów na krzesełku. Zamiast siedzieć
bezczynnie i nadzorować postępy chorego, miałam zamiar sama trochę popracować.
Sivozhelez spojrzał na mnie zagniewany- widocznie nie spodobało mu się sformułowanie
o „zabawie z przedmiotem”. Wzruszyłam ramionami i zabrałam się za swoją robotę.
Rosjanin jęczał i stękał, mruczał i burczał, czasem nawet przeklinał i
złorzeczył, ale poza tym, to praktycznie się nie odzywał. Ja byłam pochłonięta
papierami i tak mijał nam czas, przed dwie godziny, dwa razy dziennie.
- Jaki jest twój ulubiony kolor?- zapytał któregoś dnia,
wyrywając mnie z transu.
- Słucham?- wyjrzałam zza pliku trzymanych przez siebie
kartek i przyjrzałam mu się badawczo. Czyżby upuścił sobie ciężarek na głowę?
- Pytałem, jaki jest twój ulubiony kolor- powtórzył, a ja
zmarszczyłam brwi.
- Nie wiem, może fioletowy?- odparłam speszona. Nigdy się
nad tym nie zastanawiałam! Jakby takie głupoty były mi potrzebne do szczęścia.-
A twój…?- spytałam ostrożnie, nadal nieco zamroczona.
- Zielony- odpowiedział pewnie, a ja ze zrozumieniem
pokiwałam głową. Do końca treningu Evgeny się już nie odezwał.
- Czytasz dużo książek?- zaciekawił się, gdy spotkaliśmy się
następnego dnia. Spojrzałam na niego z jawnym przerażeniem w oczach.
- Wolałam, gdy byłeś chamem i prostakiem, bo teraz to trochę
zaczynam się ciebie bać- wyznałam , na co on przewrócił złośliwie oczami.
- Chciałem po prostu zacząć jakiś temat, a nie siedzieć w
ciszy…- burknął, a ja westchnęłam głęboko.
- Zaczynaj, śmiało, tylko nie zachowuj się jak szpieg!-
poradziłam, nadal nie potrafiąc przyswoić faktu, że stał się w miarę znośny.- A
ty raz jesteś gburem, a potem zadajesz
ni stąd, ni zowąd takie durnowate pytania, a człowiek potem głowi się pół nocy,
o co ci chodziło i co ty właściwie chcesz osiągnąć.- wyżaliłam się, a na jego
twarz wstąpił chytry uśmieszek.
- Więc… Myślisz o mnie pół nocy?- zaśmiał się, a ja wydałam
z siebie zduszony okrzyk. Zerwałam się jak oparzona z ławki i spojrzałam mu w
oczy. Cóż ja poradzę na ten swój włoski temperament?
- Dobrze wiesz, że nie o to mi chodzi! Po prostu zmieniasz
się jak w kalejdoskopie, jutro nie znowu będziesz chciał mi podkładać kłody pod
nogi, a dzisiaj jesteś milutki jak baranek. To jakaś twoja tajna broń, czy co?-
powiedziałam na jednym tchu, wymachując rękoma, a on patrzył na mnie
rozbawiony. Bardzo to śmieszne, że dałam się mu wyprowadzić z równowagi.
- Po prostu dostosowuje się do osoby, z którą przebywam-
wyjaśnił, a ja zmarszczyłam brwi.
- Że co?- zdziwiłam się, na co on tylko wzruszył ramionami i
spojrzał na zegar wiszący na ścianie.
- Chyba już koniec na dzisiaj. Nie spóźnij się następnym
razem!- nakazał, po czym powolnym krokiem opuścił pomieszczenie. Schowałam
piłki do szafy i pogasiłam światła. Spojrzałam w swoje odbicie w jednym z
luster. Dużymi, brązowymi oczami wpatrywała się we mnie śniada dziewczyna o
burzy czarnych loków, dzisiaj okiełznanych w kucyk. Mój sobowtór westchnął
żałośnie i skrzywił się na samą myśl o Sivozhelezu. O co tutaj u diabła
chodzi?!
Trzy dni później wrócił Sasza i już nie musiałam użerać się
z rosyjskim przyjmującym. Miałam ochotę z wdzięczności rzucić mu się na szyję,
ale zamiast tego przywitałam go ciepłym uśmiechem i uściskiem dłoni. Nadal nie
doszłam do tego, co Evgeny miał na myśli podczas poprzedniego spotkania i chyba
nie miałam już siły się nad tym zastanawiać.
Mimo obietnic zastanawiałam się, i to dość poważnie. Tak
poważnie, że na treningu musiał dotrzeć do mnie dziki śmiech Dmitrija, żebym
zauważyła, że przyszłam na halę bez butów, w dodatku w skarpetkach nie do pary-
jednej różowej, a drugiej niebieskiej.
- Ciężka noc?- zapytał rozbawiony Grankin, a ja spojrzałam
na niego ze zmęczeniem wypisanym na twarzy.
- Wypchaj się śniegiem- warknęłam, rozglądając się po sali
za Woronkowem. Siergiej miał poniekąd rację, bo w nocy pod moim balkonem ktoś
urządził sobie chyba konkurs na najgłośniejsze pizdnięcie młotem o kostkę
brukową, a ja przez to nie spałam prawie w ogóle. Pewnie dlatego byłam taka
rozdrażniona… Gdy zlokalizowałam sylwetkę szkoleniowca, szybko popędziłam w
jego stronę.
- Zdrastwujtie!- odezwałam się, bez mrugnięcia okiem
patrząc, jak mierzy mnie od góry do dołu. Kąciki jego ust zadrgały, gdy ujrzał
skarpetki. Uśmiechnęłam się promiennie.
- Witam- odparł zdawkowo, udając kaszel. Tak poważnemu
człowiekowi nie przystoi przecież śmiać się z takich błahostek.
- Mam pewien problem, z kartami zawodników- zaczęłam, a brwi
Rosjanina powędrowały do góry.- Miałam je zawieźć do jakiegoś urzędu w mieście.
A kłopot polegał na tym, że jak wyszłam z hotelu i przeszłam dziesięć metrów,
to kompletnie się zgubiłam i prawie pół godziny zajęło mi znalezienie drogi
powrotnej. Mógłby to zrobić ktoś inny, podczas gdy ja przejęłabym za niego obowiązki?-
zapytałam, na co trener roześmiał się serdecznie.
- Słońce, nie musisz się już niczym przejmować! Sasza już to
wczoraj załatwił. Tyle zmartwień na taką małą głowę…- mrugnął do mnie, a ja
odwzajemniłam uśmiech.- Swoją drogą, powinien cię ktoś oprowadzić po mieście,
bo kiedyś zginiesz bez znajomości Moskwy… Poza tym, to bardzo ładne miasto-
zauważył, a ja pokiwałam z zapałem głową. Rzeczywiście, od dnia swojego
przyjazdu nie miałam zbyt wiele czasu na zwiedzanie. Podziękowałam mu i
wróciłam do pokoju, aby wreszcie zmienić te głupie skarpetki.
Następny tydzień zleciał niezmiernie szybko. To było jak mrugnięcie
okiem, a ja nie zdążyłam w tym czasie praktycznie nic załatwić. Na szczęście
Sasza wrócił i mógł mnie odciążyć w kilku sprawach, jak na przykład rehabilitacji
Sivozheleza, za co byłam mu niezmiernie wdzięczna. Nie wiedząc czemu, ostatnio
unikałam rosyjskiego przyjmującego jak ognia. Nie chciałam przyjąć tego do
wiadomości, ale muszę się chyba przyznać przed samą sobą. Przecież nie omijam
go zupełnie przypadkiem, nie przez przypadek unikam jego spojrzenia, nie przez
przypadek nie odezwałam się do niego ani słowem przez trzy dni. Chyba się boję,
że on w końcu komuś powie, to co stało się dwa tygodnie temu, podczas sparingu
z Iranem. Boję się, że wyjdzie na jaw, że wcale nie jestem taką twardzielką, za
jaką wszyscy mnie mają. Bo to on zna wrażliwą cząstkę mnie, tę, którą za
wszelką cenę chciałam ukryć. Tak bardzo chciałabym wymazać tamten dzień z
pamięci!
Z zamyślenia wyrywa mnie ciche pukanie do drzwi. Siedzę sama
w gabinecie, Aleksandr jest jeszcze na hali i gawędzi ze statystykami. Upijam
łyk kawy i odkładam kubek na blat.
- Proszę!- krzyczę, a w drzwiach pojawia się znajoma głowa,
przez którą o mało nie wylewam wrzącego napoju na stos ważnych dokumentów. W
ostatniej chwili udaje mi się ustabilizować poziom płynu w naczyniu. O wilku
mowa, a Rosjanin tu.
- Cześć- mówi nieśmiało, błądząc wzrokiem po ścianach.
Wolałam chyba, gdy był nonszalancki i chamski, wtedy wiedziałabym chociaż na
czym stoję. Teraz miałam wrażenie, jakby mógł mnie zaatakować w każdej chwili.
Gwałtownym ruchem podniosłam się z krzesła i o mało co znowu nie wylałam tej
pieprzonej kawy.
- Sasza jeszcze nie masuje, a jak już będzie, to znajdziesz
go piętro wyżej- mruknęłam, na wszelki wypadek przekładając kubek z kawą na
półkę.
- Ale ja tak właściwie to przyszedłem do ciebie- bąknął, a
ja uniosłam brwi.
- A… po co?- zapytałam, zupełnie zapominając o jakiejkolwiek
grzeczności.
- Chciałem podziękować.- oznajmił, a ja już w ogóle
straciłam wiarę w to, że kiedykolwiek go zrozumiem.
- Mi? Za co?- mój mózg dwoił się, troił i dymił, jakby zaraz
miał wyruszyć w ekspedycję kosmiczną.
- Za rehabilitację. Tak właściwie, to powinienem dojść do
siebie tydzień później, ale Sasza powiedział, że dzięki regularnym i dobrze
dobranym ćwiczeniom w pierwszej fazie kontuzji jestem w pełni sił już szesnaście dni po
wypadku.- wyjaśnił, a ja pokiwałam ostrożnie głową. Wytężyłam umysł. Nie
przypominałam sobie, żeby kiedykolwiek był bardziej… Ludzki.
- Nie ma sprawy, to przecież moja praca- wydukałam, dumna,
że udało mi się skonstruować w miarę sensowne zdanie. Staliśmy przez
kilkanaście sekund w ciszy. Wbiłam wzrok w swoje buty.
- Słyszałem, że nie ma cię kto oprowadzić po Moskwie-
zagaił, a ja spłoszona podniosłam wzrok.
- Może odniosłam błędne wrażenie, ale czy my przypadkiem się
nie nie lubimy?- spytałam prosto z mostu, a kąciki jego ust uniosły się ku
górze.
- Dobre odniosłaś wrażenie. Ale chciałem po prostu spłacić
mój dług wobec ciebie. Żeby mieć to z głowy.- wytłumaczył, na co ja westchnęłam
rozdzierająco. Gdzie się podział Sivozhelez, którego znałam?- Mam czas dzisiaj,
o osiemnastej. Będę czekał na korytarzu, jeśli byś miała ochotę poznać miasto.-
dodał, a ja nie byłam w stanie zrobić nic innego, tylko kiwnąć otępiale głową. „Jeśli
byś chciała”, „Jeżeli masz ochotę”… Od kiedy Rudobrodego obchodziło moje
zdanie? Zamknął za sobą drzwi, lecz po chwili jego głowa znów pojawiła się w
pokoju.
- Żebyś sobie nie wyobrażała niewiadomo czego- nadal cię nie
lubię, po prostu wiszę ci przysługę- parsknęłam śmiechem, a gdy otwierałam
usta, aby odpowiedzieć coś równie niemiłego, to już go nie było. Skołowana
opadłam na krzesło i sięgnęłam po kubek, lecz tylko machnęłam ręką w powietrzu.
Gdzie się do cholery podziała moja kawa?!
_________________________________________________
Cześć :)
Mam bardzo melancholijny dzień dzisiaj, otwieram lodówkę a tam zakochani i Walentynki. Przytłaczające, bo jak się kocha to chyba cały rok, a nie tylko 14 lutego, prawda? Zresztą, co ja wiem o miłości czy o zakochaniu. Przepraszam Was moje drogie, po prostu złapałam jakiś głęboki dół i nie mogę się z niego wygrzebać. Macie czasem takie dni, że chcecie się schować pod kocem z ulubioną muzyką i tabliczką czekolady i dobijać się najsmutniejszymi piosenkami jakie znacie? Może to masochistyczne, ale ja chyba tak dzisiaj mam. Więc biorę koc, włączam składankę najlepszych hitów i udaję, że na zewnątrz pada, bo tak jest bardziej dołująco. I jeszcze mam zapalenie gardła- żyć nie umierać! :)
A co do rozdziału i Waszych komentarzy- Dimy trochę będzie, ale ja już jestem przy 18 rozdziale w tym opowiadaniu i nie mogę teraz za bardzo spełniać Waszych życzeń. Ale jeśli coś chcecie, to postaram się to upchać w opowiadaniu. Z biegiem czasu pojawi się postać, którą lubią zapewne prawie wszystkie czytelniczki (ja na przykład średnio, ale czego się nie robi dla wyświetleń! :P) Domyślacie się kto? :D I nie myślcie, że jak Emila i Evgeny zeszli na w miarę przyjacielską ścieżkę, to będą sobie sielsko razem żyli. Guzik dostaniecie! To dopiero początek opowiadania, a ja mam już ze sobą łączyć głównych bohaterów? WASZE NIEDOCZEKANIE DZIEWCZĘTA! ;)
A ja znowu nie nadrabiam nic a nic. Ale dzisiaj nigdzie nie zajrzę- musicie mi wybaczyć, naprawdę dopadł mnie lekki kryzys.
Edit:
Okej, cofnęłam limit komentarzy- macie rzeczywiście trochę racji, ale gdy dodam nowy rozdział (najprawdopodobniej w następny weekend, gdy znajdę czas) to wytłumaczę Wam, po co te limity w ogóle były- bo to nie dla szalonej sławy i tego, że Was szantażuję. Całusy :)
Okej, cofnęłam limit komentarzy- macie rzeczywiście trochę racji, ale gdy dodam nowy rozdział (najprawdopodobniej w następny weekend, gdy znajdę czas) to wytłumaczę Wam, po co te limity w ogóle były- bo to nie dla szalonej sławy i tego, że Was szantażuję. Całusy :)
Dima jakiś taki ludzki się zrobił. Ja nie mówię że zakochał się w pani fizjo czy coś bo za wcześnie i w ogóle ale jakoś dziwnie tak. Kogo ty mozesz do tych ruskich ściągnąć... Bo jeśli do klubu to może Kurek przybędzie albo Anderson. Pewnie obydwa pudla ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam;>
Oj rozumiem Cię, aż za dobrze. Dzisiejszy dzień spędziłam w łóżku, z gorącą czekoladą, oglądając finałowe mecze reprezentacji Rosji z IO i ME . A co! ;)
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału- mam nadzieję, że nie za szybko połączysz Emilię z którymkolwiek reprezentantem ;) Niech Emilia i Eugeny się jeszcze kłócą, bo to i zabawne i słodkie :D I jest Dima!! ;) Mało, ale jest. więc jestem szczęśliwa ;)
Co jeszcze chciałam....Proszę, nie mów, że tym zawodnikiem będzie Anderson! Proszę tylko nie on! ( lubię i podziwiam go jako gracza, ale no ,, Matt za piękny na ten świat" za często mnie prześladuje ostatnio :P ) Chociaż wolę jego niż Kurka....Zawsze lepsze mniejsze zło ;)
Jestem "uzależniona" od Twojego opowiadania, więc mam nadzieję, że szybko zbierze się te 21 komentarzy ( widzę poprzeczka rośnie :D)
Pozdrawiam
Lenka ;)
Najlepsze zdanie na końcu :D Co się stało z kawą??? Czy to sprawka Rudego, który trudni się magią? przelewitował kawę? sprawił że się rozpłynęła?, a może ją po prostu zabrał? mam nadzieję, że zagadka zostanie rozwikłana :D ueeee myślałam, że coś więcej się "ruszy" między nimi :< ale dobre i to.. bo poprawa to i owszem jest :3 IIII czyżby ta tajemnicza postać to Matju??O.O I hope so :D Do szybkiego usłyszenia. Pozdrawiam :D
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, bardzo mi się podoba...
OdpowiedzUsuńMoże "topór wojenny" zażegnają na dobre ? Fajnie by było :)
Też tak uważam.. kocha się cały rok a nie tylko 14 lutego :/
Pozdrawiam :*
Trzymaj się :*
Łohoho... nawet nie masz pojęcia jak się fajnie czyta twoje opowiadanie. Emilia i Evgeny są nieziemscy. Sivozhelez chce być miły, a ta mu wyskakuje z chamskim tekstem. Nie wiem, co ona od niego chce. Ten tekst, że myli o nim pół nocy mnie rozwalił. Albo ze skarpetkami. :D i będą razem zwiedzać Moskwę-no no :D
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc, to nie mam pojęcia, kogo tu wpuścisz do opowiadania. Nie będę zgadywać-poczekam :)
Ile ja bym dała, żeby zjeść czekoladę. Niestety nie mogę ;( też ni lubię walentynek. W ten dzień walę w tynki :D dzisiaj to sobie z siostrą oglądałyśmy film. Nie ma co się dołować. Pozdrawiam ;)
Dobre to było i cieszę się bardzo, że kolejne odcinki już napisane! :) Też przez ostatnie dni miałam okropnego doła (sesja, sesja...) i ratowałam się czym się da, ale teraz jestem już w domu i jest dobrze :) Wysyłam pozytywne fluidy i polecam poczytać Evanovich (lek na wszelkie zło). Miłego i do napisania! Czekam z niecierpliwością na tę wycieczkę i co też tam się będzie działo.
OdpowiedzUsuńPS. Kawałek akcji mojego opowiadania również będzie rozgrywał się w Moskwie, trochę mnie to przeraża bo nie jestem znawcą tamtejszej kultury i zabytków ale chciałam daleko, to mam ^^
Tajemniczy Rudy nie jest taki zły! Ja tam bardzo lubię, jak sobie z Emilą dogadują. Nie wiem czemu, ale wydaje mi się, że to początek dobrej przyjaźni, która dopiero z czasem przerodzi się w coś więcej. :)
OdpowiedzUsuńA to zwiedzanie Moskwy jak mniemam będzie bogate w wydarzenia, co??:)) heh Naprawdę chciałabym więcej ich słownych przepychanek, bo one są świetne!
Ja też czasem mam takiego doła. Ale jak mnie dopadnie, to potrafię pół dnia przesiedzieć ze słuchawkami w uszach, a potem nagle odzyskuje siłę. Ale to tylko czasami. ^^ W większości przypadków nie różnie się od schematu.
A tak na dodatek tosobie uświadomiłam, że jak się nie zacznę uczyć i powtarzać materiałów z poprzednich klas, to o dobrych wynikach z egzaminu mogę zapomnieć. Wcześnie się obudziłam, nie ma co! Ale jak to mówią lepiej później niż wcale, tyle że kompletnie nie mam teraz czasu na nic innego.. Przychodzę do domu koło 3, uczę się, a potem patrzę na zegar, a tu dochodzi 23. No normalnie brak mi sił.. :)
Pozdrawiam, całuję, ściskam!
:**
Super rozdział! Ulżyło mi, gdy napisałaś, że Rudy nadal nie lubi Emilii. Uwielbiam czytać, jak się kłócą. Wiem, że pewnie przyjdzie taki czas, kiedy oni będą razem, ale na razie wolę czytać o ich niechęci do siebie. Tak, wiem, jestem zła. ;D
OdpowiedzUsuńTe cięte riposty są genialne. ,,Ścigamy się na pierwsze piętro?" xd
Fizjoterapeutka chyba jest lekką sadystką. Uwielbiam ją za to! xD
Z niecierpliwością czekam, aż Sivo zacznie ją oprowadzać po Moskwie. Jakoś nie mogę uwierzyć, że to tylko w ramach podziękowań... ;)
Chciałabym mieć taki dzień, ale niestety muszę wkuwać na historię, geografię, biologię itd. :(
Pozdrawiam. :)
PS. Życzę szybkiego powrotu do zdrowia. :)
Swietny rozdzial. Wydaje mi sie, ze ta wycieczka po Moskwie bedzie jakims przełomem w ich znajomosci, potem pojawi sie ktos...moze jakis Włoch i troche namiesza i znowu popsuje ich stosunki, no ale nie bede gdybac!! Czekam na kolejny.
OdpowiedzUsuńSara
"Buziaki i widzimy się za 21 komentarzy xoxo" chyba cie pojebalo z tym szantazem. łaskę nam robisz??
OdpowiedzUsuńSuper blog, kiedyś zaczelam go czytać i teraz odnalazlam go na nowo ;) Jestem ciekawa co bedzie dalej, czekam na kolejng rozdzial ;)
OdpowiedzUsuńHejo! Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału! Byłoby super, gdyby Rudy i Emilia byli razem. Wyglądają razem jak stare, dobre małżeństwo. :DDD
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. :)))
Wiesz co? Tak sobie myślałam nad tym, co jakiś anonim napisał nt komentarzy. I szczerze mówiąc, to trochę ma racji, bo po niektórych notkach widać, że jedna osoba nabija komentarze, jeśli brakują. Po co ci to? Nie lepiej, żeby dodawali komentarze raz? Mam nadzieję, że się nie obrazisz za to :)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :D Taki miły Evgeny z jednej strony jest słodki a z drugiej przerażający ;) Współczuję Emilii głowienia się nad tym jego zachowaniem. Coraz bardziej lubię tych zawodników ;P Czekam na kolejny :D
OdpowiedzUsuńPS.Zgadzam się z natt000 odnośnie komentarzy :)
Hahahahahah Sivo jaki szpieg!
OdpowiedzUsuńUwielbiam. :DDD
Grzebiac w necie i czytajac blogi siatkarskue brakowalo mi właśnie czegos innego bo wszedzie tylko Kurek i Kurek albo Bartman. Przeczytalam jednym tchem. Czekam na wiecej!!
OdpowiedzUsuńO matko Sivozhelez, trafiłam do raju !!!!
OdpowiedzUsuńDobra Gienio jest ok
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że odzywam się dopiero teraz.
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle mega :D
Czyżby pomiędzy Emilią i Evgenym zaczęły się "topić lody"?
Już nie mogę doczekać się tej wycieczki po Moskwie.
Też czasami łapię doła i wtedy mam tak samo jak Ty. Kawałki, które mnie dobijają i czekolada.
Pozdrawiam :*
ten Evgeny jest nieprzewidywalny!
OdpowiedzUsuń46 year-old Software Engineer I Travus Cooksey, hailing from Whistler enjoys watching movies like Americano and Baseball. Took a trip to Historic Area of Willemstad and drives a De Dion, Bouton et Trépardoux Dos-à -Dos Steam Runabout "La Marquise". zobacz post
OdpowiedzUsuń