piątek, 14 lutego 2014

Sześć

Następnego dnia moja diagnoza się potwierdziła- Sivozhelez miał skręcony staw skokowy i wykluczenie z grania, ale nie na kilka dni, lecz na dwa tygodnie. Jesteśmy już w ośrodku przygotowawczym w Moskwie, a on drepcze teraz powoli na stołówkę, przeklinając na swoją tymczasową pomoc- kule.
- Ścigamy się na pierwsze piętro?- zapytałam, a on spojrzał na mnie lodowatym wzrokiem. Wzruszyłam na ten gest ramionami i skocznym krokiem podążyłam na stołówkę. Tak jakoś wyszło, że niefortunnie zaplątałam się o dywan i rozpaczliwie machając rękami poleciałam do przodu. W ostatniej chwili złapałam się za framugę drzwi i boleśnie wylądowałam na ziemi, a jedyne co słyszałam, to głośny śmiech Sivozheleza.
- Karma!- wykrzyknął, wymijając mnie w drzwiach i siadając przy stole. Sapnęłam ze złości, masując obolałą kość ogonową. Wstałam i dumnym gestem odsunęłam sobie krzesło.  Złowrogim wzrokiem zmierzyłam Dmitrija, który próbował zachować powagę i zasłaniał twarz dłonią.
- Bardzo zabawne- warknęłam, widelcem maltretując swoją jajecznicę.
- Tylko trochę- odparł Muserski, chrząkając w swoją kanapkę.
- A zakrztuś się!- pożyczyłam mu, zaciskając zęby.
- Złość piękności szkodzi…- zanucił Werbow, a ja wzięłam głęboki oddech. Dzisiaj naprawdę nie powinni mnie denerwować.
- Nie wiem, czy tutaj coś może jeszcze zaszkodzić…- mruknął Sivozhelez, na co aż zachłysnęłam się powietrzem. Co za tupet! Wstałam i ostentacyjnym gestem zgarnęłam ze stołu swój talerz.
- Wybierasz się gdzieś?- zapytał rozbawiony Grankin, a ja z godnością uniosłam głowę.
- Idę zjeść z PRZYJACIÓŁMI.- odpowiedziałam, wywierając nacisk na ostatnie słowo, po czym odwróciłam się na pięcie i wyniosłym krokiem podążyłam w stronę sztabu szkoleniowego.
„Przyjaciele” absolutnie nie przejęli się moją obecnością, ale też nie docinali mi i rozmawiali o jakiś tam statystykach ostatniego meczu Włochów, więc mogłam w spokoju dokończyć śniadanie.
- Jesteś zła?- przydreptał do mnie Werbow, gdy odkładałam tackę do zlewu.
- Skąd, czasem po prostu lubię się nie odzywać i udawać obrażoną. To niezła frajda, spróbuj kiedyś- odparłam, nawet na niego nie patrząc.
- Nie gniewaj się!- zza jego pleców wyłonił się Muserski, a ja zastanowiłam się, jak mogłam go wcześniej nie zauważyć. Zmierzyłam wzrokiem obu panów, którzy na tę specjalną okazję przybrali miny skarconych szczeniaków.
- Na was chyba nie potrafię…- mruknęłam z rezygnacją, na co oni tylko wyszczerzyli się szeroko i w podskokach wyszli ze stołówki. Dzisiaj czekała mnie rehabilitacja z Sivozhelzem. Odliczałam dni do powrotu Saszy, bo w takim układzie, po przedwczorajszym incydencie czułam się przy nim ogromnie skrępowana. Emilia Coletti przecież nie płacze. Nigdy, a przy ludziach to już  w ogóle. A przy nim zachowałam się jak pięcioletnia dziewczynka, której ktoś zabrał ulubioną zabawkę. Ale przecież dotrzymał obietnicy i nadal traktował mnie prawie tak jak wcześniej. No właśnie… prawie.
- Raz, dwa, trzy… O nie, to znowu ty!- przywitał się, wchodząc do gabinetu. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu.- Kiedy Sasza wraca?- zapytał, a ja zmierzyłam go spojrzeniem. Zabawne, ale w jego oczach nie było już takiej wrogości jak kilka dni temu. Mimo tego trzymał mnie na dystans, tak samo jak ja jego.
- Też się cieszę, że cię widzę- mruknęłam, układając stos papierów na biurku. Nikt dotąd nie miał czasu zająć się tymi kserokopiami i obawiałam się, że ta brudna robota spadnie w końcu na mnie.
- Aleksandr będzie za trzy dni- dodałam, widząc, jak wyczekująco wodzi za mną wzrokiem.- A dzisiaj niestety musisz pomęczyć się ze mną…- westchnęłam, wiedząc, że to kara nie tylko dla niego, ale i dla mnie.
Zeszliśmy do pokoju składającego się z kilku luster, czegoś podobnego do siłowni. Tutaj chłopaki czasem trenowali, lecz najczęściej dochodzili do siebie po kontuzjach- to miejsce było nieco starsze i mniej zmodernizowane od drugiej sali. Poza tym, prawie w ogóle nie było tutaj sprzętu ciężkiego.
- Dzisiaj trochę pobawisz się z piłką, a potem ćwiczenia z taśmą.- wytłumaczyłam, kładąc stos papierów na krzesełku. Zamiast siedzieć bezczynnie i nadzorować postępy chorego, miałam zamiar sama trochę popracować. Sivozhelez spojrzał na mnie zagniewany- widocznie nie spodobało mu się sformułowanie o „zabawie z przedmiotem”. Wzruszyłam ramionami i zabrałam się za swoją robotę. Rosjanin jęczał i stękał, mruczał i burczał, czasem nawet przeklinał i złorzeczył, ale poza tym, to praktycznie się nie odzywał. Ja byłam pochłonięta papierami i tak mijał nam czas, przed dwie godziny, dwa razy dziennie.
- Jaki jest twój ulubiony kolor?- zapytał któregoś dnia, wyrywając mnie z transu.
- Słucham?- wyjrzałam zza pliku trzymanych przez siebie kartek i przyjrzałam mu się badawczo. Czyżby upuścił sobie ciężarek na głowę?
- Pytałem, jaki jest twój ulubiony kolor- powtórzył, a ja zmarszczyłam brwi.
- Nie wiem, może fioletowy?- odparłam speszona. Nigdy się nad tym nie zastanawiałam! Jakby takie głupoty były mi potrzebne do szczęścia.- A twój…?- spytałam ostrożnie, nadal nieco zamroczona.
- Zielony- odpowiedział pewnie, a ja ze zrozumieniem pokiwałam głową. Do końca treningu Evgeny się już nie odezwał.
- Czytasz dużo książek?- zaciekawił się, gdy spotkaliśmy się następnego dnia. Spojrzałam na niego z jawnym przerażeniem w oczach.
- Wolałam, gdy byłeś chamem i prostakiem, bo teraz to trochę zaczynam się ciebie bać- wyznałam , na co on przewrócił złośliwie oczami.
- Chciałem po prostu zacząć jakiś temat, a nie siedzieć w ciszy…- burknął, a ja westchnęłam głęboko.
- Zaczynaj, śmiało, tylko nie zachowuj się jak szpieg!- poradziłam, nadal nie potrafiąc przyswoić faktu, że stał się w miarę znośny.- A ty  raz jesteś gburem, a potem zadajesz ni stąd, ni zowąd takie durnowate pytania, a człowiek potem głowi się pół nocy, o co ci chodziło i co ty właściwie chcesz osiągnąć.- wyżaliłam się, a na jego twarz wstąpił chytry uśmieszek.
- Więc… Myślisz o mnie pół nocy?- zaśmiał się, a ja wydałam z siebie zduszony okrzyk. Zerwałam się jak oparzona z ławki i spojrzałam mu w oczy. Cóż ja poradzę na ten swój włoski temperament?
- Dobrze wiesz, że nie o to mi chodzi! Po prostu zmieniasz się jak w kalejdoskopie, jutro nie znowu będziesz chciał mi podkładać kłody pod nogi, a dzisiaj jesteś milutki jak baranek. To jakaś twoja tajna broń, czy co?- powiedziałam na jednym tchu, wymachując rękoma, a on patrzył na mnie rozbawiony. Bardzo to śmieszne, że dałam się mu wyprowadzić z równowagi.
- Po prostu dostosowuje się do osoby, z którą przebywam- wyjaśnił, a ja zmarszczyłam brwi.
- Że co?- zdziwiłam się, na co on tylko wzruszył ramionami i spojrzał na zegar wiszący na ścianie.
- Chyba już koniec na dzisiaj. Nie spóźnij się następnym razem!- nakazał, po czym powolnym krokiem opuścił pomieszczenie. Schowałam piłki do szafy i pogasiłam światła. Spojrzałam w swoje odbicie w jednym z luster. Dużymi, brązowymi oczami wpatrywała się we mnie śniada dziewczyna o burzy czarnych loków, dzisiaj okiełznanych w kucyk. Mój sobowtór westchnął żałośnie i skrzywił się na samą myśl o Sivozhelezu. O co tutaj u diabła chodzi?!
Trzy dni później wrócił Sasza i już nie musiałam użerać się z rosyjskim przyjmującym. Miałam ochotę z wdzięczności rzucić mu się na szyję, ale zamiast tego przywitałam go ciepłym uśmiechem i uściskiem dłoni. Nadal nie doszłam do tego, co Evgeny miał na myśli podczas poprzedniego spotkania i chyba nie miałam już siły się nad tym zastanawiać.
Mimo obietnic zastanawiałam się, i to dość poważnie. Tak poważnie, że na treningu musiał dotrzeć do mnie dziki śmiech Dmitrija, żebym zauważyła, że przyszłam na halę bez butów, w dodatku w skarpetkach nie do pary- jednej różowej, a drugiej niebieskiej.
- Ciężka noc?- zapytał rozbawiony Grankin, a ja spojrzałam na niego ze zmęczeniem wypisanym na twarzy.
- Wypchaj się śniegiem- warknęłam, rozglądając się po sali za Woronkowem. Siergiej miał poniekąd rację, bo w nocy pod moim balkonem ktoś urządził sobie chyba konkurs na najgłośniejsze pizdnięcie młotem o kostkę brukową, a ja przez to nie spałam prawie w ogóle. Pewnie dlatego byłam taka rozdrażniona… Gdy zlokalizowałam sylwetkę szkoleniowca, szybko popędziłam w jego stronę.
- Zdrastwujtie!- odezwałam się, bez mrugnięcia okiem patrząc, jak mierzy mnie od góry do dołu. Kąciki jego ust zadrgały, gdy ujrzał skarpetki. Uśmiechnęłam się promiennie.
- Witam- odparł zdawkowo, udając kaszel. Tak poważnemu człowiekowi nie przystoi przecież śmiać się z takich błahostek.
- Mam pewien problem, z kartami zawodników- zaczęłam, a brwi Rosjanina powędrowały do góry.- Miałam je zawieźć do jakiegoś urzędu w mieście. A kłopot polegał na tym, że jak wyszłam z hotelu i przeszłam dziesięć metrów, to kompletnie się zgubiłam i prawie pół godziny zajęło mi znalezienie drogi powrotnej. Mógłby to zrobić ktoś inny, podczas gdy ja przejęłabym za niego obowiązki?- zapytałam, na co trener roześmiał się serdecznie.
- Słońce, nie musisz się już niczym przejmować! Sasza już to wczoraj załatwił. Tyle zmartwień na taką małą głowę…- mrugnął do mnie, a ja odwzajemniłam uśmiech.- Swoją drogą, powinien cię ktoś oprowadzić po mieście, bo kiedyś zginiesz bez znajomości Moskwy… Poza tym, to bardzo ładne miasto- zauważył, a ja pokiwałam z zapałem głową. Rzeczywiście, od dnia swojego przyjazdu nie miałam zbyt wiele czasu na zwiedzanie. Podziękowałam mu i wróciłam do pokoju, aby wreszcie zmienić te głupie skarpetki.
Następny tydzień zleciał niezmiernie szybko. To było jak mrugnięcie okiem, a ja nie zdążyłam w tym czasie praktycznie nic załatwić. Na szczęście Sasza wrócił i mógł mnie odciążyć w kilku sprawach, jak na przykład rehabilitacji Sivozheleza, za co byłam mu niezmiernie wdzięczna. Nie wiedząc czemu, ostatnio unikałam rosyjskiego przyjmującego jak ognia. Nie chciałam przyjąć tego do wiadomości, ale muszę się chyba przyznać przed samą sobą. Przecież nie omijam go zupełnie przypadkiem, nie przez przypadek unikam jego spojrzenia, nie przez przypadek nie odezwałam się do niego ani słowem przez trzy dni. Chyba się boję, że on w końcu komuś powie, to co stało się dwa tygodnie temu, podczas sparingu z Iranem. Boję się, że wyjdzie na jaw, że wcale nie jestem taką twardzielką, za jaką wszyscy mnie mają. Bo to on zna wrażliwą cząstkę mnie, tę, którą za wszelką cenę chciałam ukryć. Tak bardzo chciałabym wymazać tamten dzień z pamięci!
Z zamyślenia wyrywa mnie ciche pukanie do drzwi. Siedzę sama w gabinecie, Aleksandr jest jeszcze na hali i gawędzi ze statystykami. Upijam łyk kawy i odkładam kubek na blat.
- Proszę!- krzyczę, a w drzwiach pojawia się znajoma głowa, przez którą o mało nie wylewam wrzącego napoju na stos ważnych dokumentów. W ostatniej chwili udaje mi się ustabilizować poziom płynu w naczyniu. O wilku mowa, a Rosjanin tu.
- Cześć- mówi nieśmiało, błądząc wzrokiem po ścianach. Wolałam chyba, gdy był nonszalancki i chamski, wtedy wiedziałabym chociaż na czym stoję. Teraz miałam wrażenie, jakby mógł mnie zaatakować w każdej chwili. Gwałtownym ruchem podniosłam się z krzesła i o mało co znowu nie wylałam tej pieprzonej kawy.
- Sasza jeszcze nie masuje, a jak już będzie, to znajdziesz go piętro wyżej- mruknęłam, na wszelki wypadek przekładając kubek z kawą na półkę.
- Ale ja tak właściwie to przyszedłem do ciebie- bąknął, a ja uniosłam brwi.
- A… po co?- zapytałam, zupełnie zapominając o jakiejkolwiek grzeczności.
- Chciałem podziękować.- oznajmił, a ja już w ogóle straciłam wiarę w to, że kiedykolwiek go zrozumiem.
- Mi? Za co?- mój mózg dwoił się, troił i dymił, jakby zaraz miał wyruszyć w ekspedycję kosmiczną.
- Za rehabilitację. Tak właściwie, to powinienem dojść do siebie tydzień później, ale Sasza powiedział, że dzięki regularnym i dobrze dobranym ćwiczeniom w pierwszej fazie kontuzji  jestem w pełni sił już szesnaście dni po wypadku.- wyjaśnił, a ja pokiwałam ostrożnie głową. Wytężyłam umysł. Nie przypominałam sobie, żeby kiedykolwiek był bardziej… Ludzki.
- Nie ma sprawy, to przecież moja praca- wydukałam, dumna, że udało mi się skonstruować w miarę sensowne zdanie. Staliśmy przez kilkanaście sekund w ciszy. Wbiłam wzrok w swoje buty.
- Słyszałem, że nie ma cię kto oprowadzić po Moskwie- zagaił, a ja spłoszona podniosłam wzrok.
- Może odniosłam błędne wrażenie, ale czy my przypadkiem się nie nie lubimy?- spytałam prosto z mostu, a kąciki jego ust uniosły się ku górze.
- Dobre odniosłaś wrażenie. Ale chciałem po prostu spłacić mój dług wobec ciebie. Żeby mieć to z głowy.- wytłumaczył, na co ja westchnęłam rozdzierająco. Gdzie się podział Sivozhelez, którego znałam?- Mam czas dzisiaj, o osiemnastej. Będę czekał na korytarzu, jeśli byś miała ochotę poznać miasto.- dodał, a ja nie byłam w stanie zrobić nic innego, tylko kiwnąć otępiale głową. „Jeśli byś chciała”, „Jeżeli masz ochotę”… Od kiedy Rudobrodego obchodziło moje zdanie? Zamknął za sobą drzwi, lecz po chwili jego głowa znów pojawiła się w pokoju.

- Żebyś sobie nie wyobrażała niewiadomo czego- nadal cię nie lubię, po prostu wiszę ci przysługę- parsknęłam śmiechem, a gdy otwierałam usta, aby odpowiedzieć coś równie niemiłego, to już go nie było. Skołowana opadłam na krzesło i sięgnęłam po kubek, lecz tylko machnęłam ręką w powietrzu. Gdzie się do cholery podziała moja kawa?!
_________________________________________________
Cześć :)
Mam bardzo melancholijny dzień dzisiaj, otwieram lodówkę a tam zakochani i Walentynki. Przytłaczające, bo jak się kocha to chyba cały rok, a nie tylko 14 lutego, prawda? Zresztą, co ja wiem o miłości czy o zakochaniu. Przepraszam Was moje drogie, po prostu złapałam jakiś głęboki dół i nie mogę się z niego wygrzebać. Macie czasem takie dni, że chcecie się schować pod kocem z ulubioną muzyką i tabliczką czekolady i dobijać się najsmutniejszymi piosenkami jakie znacie? Może to masochistyczne, ale ja chyba tak dzisiaj mam. Więc biorę koc, włączam składankę najlepszych hitów i udaję, że na zewnątrz pada, bo tak jest bardziej dołująco. I jeszcze mam zapalenie gardła- żyć nie umierać! :)

A co do rozdziału i Waszych komentarzy- Dimy trochę będzie, ale ja już jestem przy 18 rozdziale w tym opowiadaniu i nie mogę teraz za bardzo spełniać Waszych życzeń. Ale jeśli coś chcecie, to postaram się to upchać w opowiadaniu. Z biegiem czasu pojawi się postać, którą lubią zapewne prawie wszystkie czytelniczki (ja na przykład średnio, ale czego się nie robi dla wyświetleń! :P) Domyślacie się kto? :D I nie myślcie, że jak Emila i Evgeny zeszli na w miarę przyjacielską ścieżkę, to będą sobie sielsko razem żyli. Guzik dostaniecie! To dopiero początek opowiadania, a ja mam już ze sobą łączyć głównych bohaterów? WASZE NIEDOCZEKANIE DZIEWCZĘTA! ;)
A ja znowu nie nadrabiam nic a nic. Ale dzisiaj nigdzie nie zajrzę- musicie mi wybaczyć, naprawdę dopadł mnie lekki kryzys.
Edit:
Okej, cofnęłam limit komentarzy- macie rzeczywiście trochę racji, ale gdy dodam nowy rozdział (najprawdopodobniej w następny weekend, gdy znajdę czas) to wytłumaczę Wam, po co te limity w ogóle były- bo to nie dla szalonej sławy i tego, że Was szantażuję. Całusy :)

21 komentarzy:

  1. Dima jakiś taki ludzki się zrobił. Ja nie mówię że zakochał się w pani fizjo czy coś bo za wcześnie i w ogóle ale jakoś dziwnie tak. Kogo ty mozesz do tych ruskich ściągnąć... Bo jeśli do klubu to może Kurek przybędzie albo Anderson. Pewnie obydwa pudla ;)
    Pozdrawiam;>

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj rozumiem Cię, aż za dobrze. Dzisiejszy dzień spędziłam w łóżku, z gorącą czekoladą, oglądając finałowe mecze reprezentacji Rosji z IO i ME . A co! ;)
    Co do rozdziału- mam nadzieję, że nie za szybko połączysz Emilię z którymkolwiek reprezentantem ;) Niech Emilia i Eugeny się jeszcze kłócą, bo to i zabawne i słodkie :D I jest Dima!! ;) Mało, ale jest. więc jestem szczęśliwa ;)
    Co jeszcze chciałam....Proszę, nie mów, że tym zawodnikiem będzie Anderson! Proszę tylko nie on! ( lubię i podziwiam go jako gracza, ale no ,, Matt za piękny na ten świat" za często mnie prześladuje ostatnio :P ) Chociaż wolę jego niż Kurka....Zawsze lepsze mniejsze zło ;)
    Jestem "uzależniona" od Twojego opowiadania, więc mam nadzieję, że szybko zbierze się te 21 komentarzy ( widzę poprzeczka rośnie :D)
    Pozdrawiam
    Lenka ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Najlepsze zdanie na końcu :D Co się stało z kawą??? Czy to sprawka Rudego, który trudni się magią? przelewitował kawę? sprawił że się rozpłynęła?, a może ją po prostu zabrał? mam nadzieję, że zagadka zostanie rozwikłana :D ueeee myślałam, że coś więcej się "ruszy" między nimi :< ale dobre i to.. bo poprawa to i owszem jest :3 IIII czyżby ta tajemnicza postać to Matju??O.O I hope so :D Do szybkiego usłyszenia. Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział, bardzo mi się podoba...
    Może "topór wojenny" zażegnają na dobre ? Fajnie by było :)

    Też tak uważam.. kocha się cały rok a nie tylko 14 lutego :/


    Pozdrawiam :*
    Trzymaj się :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Łohoho... nawet nie masz pojęcia jak się fajnie czyta twoje opowiadanie. Emilia i Evgeny są nieziemscy. Sivozhelez chce być miły, a ta mu wyskakuje z chamskim tekstem. Nie wiem, co ona od niego chce. Ten tekst, że myli o nim pół nocy mnie rozwalił. Albo ze skarpetkami. :D i będą razem zwiedzać Moskwę-no no :D
    Szczerze mówiąc, to nie mam pojęcia, kogo tu wpuścisz do opowiadania. Nie będę zgadywać-poczekam :)

    Ile ja bym dała, żeby zjeść czekoladę. Niestety nie mogę ;( też ni lubię walentynek. W ten dzień walę w tynki :D dzisiaj to sobie z siostrą oglądałyśmy film. Nie ma co się dołować. Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Dobre to było i cieszę się bardzo, że kolejne odcinki już napisane! :) Też przez ostatnie dni miałam okropnego doła (sesja, sesja...) i ratowałam się czym się da, ale teraz jestem już w domu i jest dobrze :) Wysyłam pozytywne fluidy i polecam poczytać Evanovich (lek na wszelkie zło). Miłego i do napisania! Czekam z niecierpliwością na tę wycieczkę i co też tam się będzie działo.
    PS. Kawałek akcji mojego opowiadania również będzie rozgrywał się w Moskwie, trochę mnie to przeraża bo nie jestem znawcą tamtejszej kultury i zabytków ale chciałam daleko, to mam ^^

    OdpowiedzUsuń
  7. Tajemniczy Rudy nie jest taki zły! Ja tam bardzo lubię, jak sobie z Emilą dogadują. Nie wiem czemu, ale wydaje mi się, że to początek dobrej przyjaźni, która dopiero z czasem przerodzi się w coś więcej. :)
    A to zwiedzanie Moskwy jak mniemam będzie bogate w wydarzenia, co??:)) heh Naprawdę chciałabym więcej ich słownych przepychanek, bo one są świetne!

    Ja też czasem mam takiego doła. Ale jak mnie dopadnie, to potrafię pół dnia przesiedzieć ze słuchawkami w uszach, a potem nagle odzyskuje siłę. Ale to tylko czasami. ^^ W większości przypadków nie różnie się od schematu.
    A tak na dodatek tosobie uświadomiłam, że jak się nie zacznę uczyć i powtarzać materiałów z poprzednich klas, to o dobrych wynikach z egzaminu mogę zapomnieć. Wcześnie się obudziłam, nie ma co! Ale jak to mówią lepiej później niż wcale, tyle że kompletnie nie mam teraz czasu na nic innego.. Przychodzę do domu koło 3, uczę się, a potem patrzę na zegar, a tu dochodzi 23. No normalnie brak mi sił.. :)

    Pozdrawiam, całuję, ściskam!
    :**

    OdpowiedzUsuń
  8. Super rozdział! Ulżyło mi, gdy napisałaś, że Rudy nadal nie lubi Emilii. Uwielbiam czytać, jak się kłócą. Wiem, że pewnie przyjdzie taki czas, kiedy oni będą razem, ale na razie wolę czytać o ich niechęci do siebie. Tak, wiem, jestem zła. ;D
    Te cięte riposty są genialne. ,,Ścigamy się na pierwsze piętro?" xd
    Fizjoterapeutka chyba jest lekką sadystką. Uwielbiam ją za to! xD
    Z niecierpliwością czekam, aż Sivo zacznie ją oprowadzać po Moskwie. Jakoś nie mogę uwierzyć, że to tylko w ramach podziękowań... ;)
    Chciałabym mieć taki dzień, ale niestety muszę wkuwać na historię, geografię, biologię itd. :(
    Pozdrawiam. :)
    PS. Życzę szybkiego powrotu do zdrowia. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Swietny rozdzial. Wydaje mi sie, ze ta wycieczka po Moskwie bedzie jakims przełomem w ich znajomosci, potem pojawi sie ktos...moze jakis Włoch i troche namiesza i znowu popsuje ich stosunki, no ale nie bede gdybac!! Czekam na kolejny.
    Sara

    OdpowiedzUsuń
  10. "Buziaki i widzimy się za 21 komentarzy xoxo" chyba cie pojebalo z tym szantazem. łaskę nam robisz??

    OdpowiedzUsuń
  11. Super blog, kiedyś zaczelam go czytać i teraz odnalazlam go na nowo ;) Jestem ciekawa co bedzie dalej, czekam na kolejng rozdzial ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Hejo! Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału! Byłoby super, gdyby Rudy i Emilia byli razem. Wyglądają razem jak stare, dobre małżeństwo. :DDD
    Pozdrawiam. :)))

    OdpowiedzUsuń
  13. Wiesz co? Tak sobie myślałam nad tym, co jakiś anonim napisał nt komentarzy. I szczerze mówiąc, to trochę ma racji, bo po niektórych notkach widać, że jedna osoba nabija komentarze, jeśli brakują. Po co ci to? Nie lepiej, żeby dodawali komentarze raz? Mam nadzieję, że się nie obrazisz za to :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Świetny rozdział :D Taki miły Evgeny z jednej strony jest słodki a z drugiej przerażający ;) Współczuję Emilii głowienia się nad tym jego zachowaniem. Coraz bardziej lubię tych zawodników ;P Czekam na kolejny :D
    PS.Zgadzam się z natt000 odnośnie komentarzy :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Hahahahahah Sivo jaki szpieg!

    Uwielbiam. :DDD

    OdpowiedzUsuń
  16. Grzebiac w necie i czytajac blogi siatkarskue brakowalo mi właśnie czegos innego bo wszedzie tylko Kurek i Kurek albo Bartman. Przeczytalam jednym tchem. Czekam na wiecej!!

    OdpowiedzUsuń
  17. O matko Sivozhelez, trafiłam do raju !!!!

    OdpowiedzUsuń
  18. Dobra Gienio jest ok

    OdpowiedzUsuń
  19. Przepraszam, że odzywam się dopiero teraz.
    Rozdział jak zwykle mega :D
    Czyżby pomiędzy Emilią i Evgenym zaczęły się "topić lody"?
    Już nie mogę doczekać się tej wycieczki po Moskwie.
    Też czasami łapię doła i wtedy mam tak samo jak Ty. Kawałki, które mnie dobijają i czekolada.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  20. ten Evgeny jest nieprzewidywalny!

    OdpowiedzUsuń
  21. 46 year-old Software Engineer I Travus Cooksey, hailing from Whistler enjoys watching movies like Americano and Baseball. Took a trip to Historic Area of Willemstad and drives a De Dion, Bouton et Trépardoux Dos-à-Dos Steam Runabout "La Marquise". zobacz post

    OdpowiedzUsuń