To, co zrobił trener Alekno przeszło moje najśmielsze oczekiwania.
Mimo ponad półgodzinnego spóźnienia nie złajał nas w ogóle, spojrzał tylko na nasze
pozlepiane ubrania i włosy, a potem mruknął coś w stylu „młodzi…”, przewrócił
oczami, pogonił Evgenego na trening, a mnie oznajmił, że w czwartek o siódmej
mamy zbiórkę i wylatujemy do Biełogrodu. Wreszcie spotkam się z Dmitrijem!
Ostatnio miałam tyle roboty, że nie mieliśmy nawet chwili na dłuższą pogawędkę.
Podziękowałam trenerowi za informację i zostałam oddelegowana do ławki obok
statystyków. Gdy przechodziłam obok boiska, przywitałam się ze wszystkimi
machnięciem dłoni. Do Maxima puściłam oczko, a Werbowowi wypięłam język. Gracze
Zenitu, tak jak z początku reprezentanci Rosji zdecydowanie trzymali mnie na
dystans. Byłam jednak cierpliwa i wiedziałam, że za jakiś tydzień, może dwa
przekonają się do kobiety w sztabie- tutaj również było to nowością.
- Cześć!- usłyszałam za plecami, a ojczysty język zabrzmiał
jak najukochańsza melodia. Odwróciłam się i rzecz, która najbardziej zwróciła
moją uwagę były patrzące spod rozwichrzonej grzywki mądre, brązowe oczy.
- Witaj- odparłam, rozkoszując się brzmieniem tego słowa.
- Jestem Łukasz. Nie wiem jak to możliwe, ale nie zostaliśmy
sobie przedstawieni. Chłopaki dzisiaj powiedzieli mi, że jesteś Polką- nazwisko
wskazywało bardziej na Włochy, ale w ichnim języku też bym się dogadał-
uśmiechnął się promiennie, wyciągając prawą dłoń.
- Emila. Nieźle strzelasz, moja mama była Włoszką-
wytłumaczyłam, a Łukasz uniósł brwi. Zdziwił go najwyraźniej ten czas przeszły,
ale postanowił taktownie nie drążyć tematu.- Jak ci się żyje w Rosji?-
zapytałam, gdy przemierzaliśmy wspólnie korytarz. Dowiedziałam się, że na
rosyjskiej ziemi nie jest po raz pierwszy- grał już w jednym z tutejszych
klubów. Miał bardzo długą kontuzję, to dlatego nie był obecny na Mistrzostwach
Świata- teraz powoli wraca do formy. Ponadto grał również we Włoszech, dawno
temu wywiało go nawet do Grecji, a później do Turcji. Z Italii przeniósł się
ponad dwa lata temu i od tamtej pory na stałe zadomowił się w Rosji. Właściwie,
to byliśmy bardzo podobni- nie dość, że ciągle daleko od rodziny, to jeszcze
ciągnęło nas do tych samych krajów. Opowiedziałam mu o swojej pracy w
Olsztynie, a potem w reprezentacji Rosji. Żartował, że spiskowałam z wrogiem,
podczas gdy polska reprezentacja potrzebowała fizjoterapeuty. Rozłożyłam ręce-
PZPS nie chciał dwudziestopięcioletniej małolaty bez żadnego doświadczenia- a
Rosjanie byli gotowi zaryzykować, za co byłam im ogromnie wdzięczna. Bo gdyby
nie praca w kadrze, to jakby się potoczyły moje dalsze losy? Przyjemny głos
Łukasza sprawiał, że mogłam go słuchać godzinami. Był ode mnie parę lat
starszy, aż emanował doświadczeniem i wyrozumiałością dla całego świata- bardzo
żałowałam, gdy musieliśmy się pożegnać, chociaż wiedziałam przecież, że następnego
dnia się spotkamy. Evgeny zgarnął mnie sprzed parkingu i zaprowadził do
samochodu. Włączył silnik i nachylił się, aby włączyć radio. Poczułam miłą mieszankę
jego mocnych perfum i żelu do kąpieli. Nastawił na popularną stację z
anglojęzycznymi hitami- wiedział, że nie znoszę rosyjskiej muzyki.
- Jak ci minął dzień?- zapytał, wykręcając na otwartą drogę.
Nie widzieliśmy się od rana- jakoś nie było ku temu okazji.
- Świetnie, poznałam Łukasza. Super z niego facet, z miejsca
nagle poprawia humor- odparłam, uśmiechając się do siebie.
- Rzeczywiście, sympatyczny jest- przyznał i zmarszczył
brwi- w oddali majaczył się spory korek.- A jak ci idzie zapoznawanie się z
resztą?- dopytywał, a ja wzruszyłam ramionami.
- Spokojnie, mam taką samą taktykę jak w reprezentacji.
Kiedyś będą na tyle ciekawscy, że odważą się do mnie podejść- zapewniłam. Na
razie Rosjanie w klubie odnosili się do mnie z bardzo wyraźną, niemalże uroczą
nieśmiałością. Tylko Aleksander Vołkow przywitał się jak na prawdziwego
kapitana drużyny przystało i nawet oprowadził mnie po ośrodku, a ja nie miałam
serca mu mówić, że Tanja zrobiła to już kilka dni wcześniej.
- Robimy dzisiaj u mnie urodziny, wpadniesz?- zapytał
Evgeny, z wysuniętym językiem manewrując między autami.
- Masz urodziny?!- wydarłam się, gorączkowo przeszukując
umysł w poszukiwaniu zaginionej daty. Był 31 stycznia, czy rocznicy narodzin
Rudego nie świętowaliśmy na zgrupowaniu w sierpniu?
- Nie ja, tylko Aleksjej. Uparł się, że moje mieszkanie jest
większe i będziemy się bawić tam, bo wszyscy mają bliżej. On mieszka na drugim
końcu miasta.- wyjaśnił, a ja odetchnęłam z ulgą.
- Jasne, że wpadnę. Zatrzymasz się przy najbliższym
monopolowym?- poprosiłam.
- Obawiam się, że szybciej dojdziesz do sklepu i z niego
wrócisz, niż ja ruszę się choćby o metr- westchnął rozdzierająco. Rzeczywiście,
korek wydawał się ciągnąć w nieskończoność.
- No to lecę! Gdzie dokładnie?- zaczęłam zakładać kurtkę,
podczas gdy Rosjanin objaśniał drogę.
Sklep okazał się być po drugiej stronie ulicy. Zerknęłam na
drogę- rzeczywiście, czarny samochód mojego przyjaciela nie ruszył się nawet o
milimetr.
- Mogłaby to pani jakoś ładnie zapakować?- zapytałam, na co
młoda ekspedientka przytaknęła bez mrugnięcia okiem. Bo co mogłam kupić
Rosjaninowi na trzydzieste trzecie urodziny, jak nie butelkę wódki? Tak
naprawdę to popędziłam jeszcze do księgarni obok, żeby dokupić biografię Andre
Agassiego, bo o tym tenisiście Werbow gadał prawie przez cały czas, w odstępach
od bycia upierdliwym kolegą z pracy i pomiędzy tymi swoimi głupimi żartami o
kobietach i kuchni- muszę przyznać, że miał ich niewyczerpane pokłady i czasem
aż nie wypadało się śmiać się z takich rzeczy, będąc przedstawicielem płci
pięknej, ale były tak zabawne, że nie mogłam się powstrzymać. W zamian za to wyszukałam
w internecie całe cztery strony dowcipów o łysych- Aleksjej bowiem pozbył się
swojej czupryny, jak sam twierdził dlatego, że „przeszkadzała mu w grze”- Ale
wiadomo było, dlaczego utożsamia się z Agassim. Nie dość, że ich imiona
zaczynały się na tę samą literę, to oboje mieli kompleks łysienia w młodym
wieku, do którego za cholerę nie chcieli się przyznać.
- Jestem!- wsiadłam do samochodu podczas gdy Evgeny
przełączał co i rusz stacje w radiu.- Kurczę, tak szybko jechałeś, że nie
mogłam w ogóle cię dogonić.- zażartowałam, a on spojrzał na mnie groźnie.
Cierpliwość nie była jego najmocniejszą stroną.- Plus jest taki, że nie musisz
bić się sam na sam z myślami- zauważyłam. Chłopak kiwnął niemrawo głową i nadal
majstrował przy odbiorniku. Przez ułamek sekundy usłyszałam znajomą melodię.
- Zostaw!- krzyknęłam i złapałam go za rękę. Rudobrody
zastygł w bezruchu.- Lubię tę piosenkę!- oznajmiłam z nieskrywanym zachwytem.
Bo jak można było nie lubić „I will survive” Glorii Gaynor?
- Serio?- zapytał kpiąco, a ja zmarszczyłam brwi.
- Nie podoba ci się?!- mruknęłam z wyrzutem. Evgeny przez
chwilę przypatrywał mi się nieprzeniknionym wzrokiem, a potem wydał z siebie
najbardziej dziewczęcy pisk, jaki w życiu słyszałam. Okazało się, że zna tekst
doskonale, nawet lepiej niż ja, i tak zatracił się w tańcu wyzwolonej kobiety,
a ja tak głośno kwiczałam ze śmiechu, że skarciło nas co najmniej dwudziestu
kierowców, którym zatamowaliśmy ruch. Evgeny odgarnął włosy z czoła i ze
śmiechem wcisnął gaz.
- Nie wiedziałam, że z ciebie taki wariat sceniczny-
pochwaliłam, nadal nie mogąc powstrzymać chichotu. Usłyszałam takty kolejnej
znanej melodii. Dla Sivozheleza również nie była ona obca. Spojrzał na mnie
spod ściągniętych brwi i zmrużył zadziornie oczy.
- “If you want my body and you think I'm sexy,
come on sugar let me know…”- Evgeny oblizał wargi i przejechał ręką
po włosach, wciąż kokietując mnie spojrzeniem
- Rod Stewart
przewraca się w grobie…- zakwiliłam, zatykając uszy.
- Rod Stewart żyje, głupku!
- Po tym wykonaniu nie jestem tego taka pewna…- jęknęłam.
Rosjanin parsknął głośnym śmiechem. Znaleźliśmy świetną stację, w której
leciały same stare przeboje, które oboje znaliśmy na pamięć. Bujaliśmy się w
rytm piosenek Boba Marleya, kręciliśmy głowami przy AC/DC, tańczyliśmy przy
Beatlesach, Evgeny dawał niesamowite popisy wokalne przy utworach mojego
ukochanego Michaela Jacksona, a zupełnie zachwycił mnie swoim wykonaniem „Every
breath you take” zespołu The Police, gdzie musiał skupić się na drodze i
zapomniał o wygłupach. Zauroczona wpatrywałam się w jego twarz, a on absolutnie
nie zauważył, że już mu nie wtóruję i zasłuchana łaknę każdego nowego dźwięku.
Jego głos nie był czymś niesamowitym, nie śpiewał tak, jakby miał zamiar porwać
tłumy. Ale coś w tej interpretacji było, coś co sprawiało, że na skórze
pojawiała się gęsia skórka, a w brzuchu przyjemnie wirowało. Bo miałam
wrażenie, jakby śpiewał tę piosenkę tylko dla mnie. Utwór się skończył, a on
chyba wyczuł mój wzrok i spojrzał na mnie kątem oka.
- Co?- zapytał z filuternym uśmiechem.
- Podoba mi się twój angielski- odparłam nieco zmieszana, co
poniekąd było prawdą. Rosjanie mieli zazwyczaj ogromny kłopot z angielską
wymową, wszystko w ich ustach brzmiało twardo i bezosobowo. Evgeny nie miał
tego problemu- mówił swobodnie, widać nie sprawiało mu to żadnej trudności.
Spędziliśmy w korku ponad dwie godziny, podczas gdy z hali
do domu normalnie jechaliśmy jakiś kwadrans. Nie żałowałam jednak ani minuty,
bo bawiłam się lepiej niż na niejednej imprezie. Zadeklarowałam się przynieść
hienom coś do jedzenia na przyjęcie, lecz musiałam jeszcze obiecać, że „będę
wyglądać olśniewająco, żeby przyciągnąć gości”- Werbow to jednak wie, jak zachęcić
towarzystwo- może łysina pomaga w myśleniu?
_____________________________________________________
Cześć! Oho, zaraz wakacje! NIE CHCĘ KOŃCZYĆ SZKOŁY :C
naprawdę, nie chcę. nie zależy mi na wakacjach, bo wiem, że za kilka dni rozstaje się z prawie wszystkimi możliwymi bliskimi znajomymi.
Następny rozdział to będzie prawdziwa petarda, obiecuję! :) i wreszcie zacznę Was powiadamiać o nowych rozdziałach i nadrabiać zaległości na Waszych blogach.
No, to do następnego :)
Fajnie że Evegny spędza tyle czasu z Milą ;) I chyba ona (mam taką nadzieję przynajmniej) też się w nim zakochuje. Skoro mówisz, że w następnym rozdziale będzie petarda to mam nadzieję, że między nimi do czegoś dojdzie. Jestem zadowolona bo w rozdziale ani razu nie było wątku pana Andersona za którym szczególnie nie przepadam ;> O ja to chyba powinnam zostać prorokiem. Bo jak ostatnio dodałaś rozdział to przedtem tak sobie marzyłam żebyś coś dodała. I dzisiaj było to samo bo od rana chciałam przeczytać nowy rozdział ;p Rozumiem twój ból w związku z zakończeniem roku szkolnego. Ja dopiero konczę 2 klasę LO ale już mi się przykro robi, a za rok pewnie będę płakać;/ Kończę te moje wywody xD
OdpowiedzUsuńPozdrawiam;>
No nie mogę się doczekać imprezki :D. Mogłabyś mnie informować o nowych rozdziałach na www.siatkarskie-miniaturki.bloog.pl ?
OdpowiedzUsuńByłabym wdzięczna
Pozdrawiam
Vea
Uwielbiam to, jak opowiadasz o tej historii :D
OdpowiedzUsuńWszystkie postacie są takie otwarte i realistyczne, naprawdę są ludźmi i mają "ludzkie" odruchy i zachowania ( patrz karaoke), podczas kiedy u innych bohaterowie są tacy.. sztuczni.. i.. widać, że wykreowani ;)
Czekam na cd ;>
Po prostu uwielbiam te relacje Evgenego i Emili :) Kurde idealny z nich materiał na parę ;) Skoro następny rozdział to petarda to już się nie mogę doczekać :) Pozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuńAchh.. moje zakochańce!
OdpowiedzUsuńI co tu dużo pisać?Ja chcę, by oni byli wreszcie parą! Tak dobrze się dogadują, że to aż grzech! poza tym widać jak na siebie reagują! To naprawdę wielkie uczucie.
Chyba przy siódmym lub ósmym rozdziale pisałaś, że to dopiero początek i nie zamierzasz jeszcze parować głównych bohaterów. A teraz jest ten moment??? Bo ja naprawdę nie mogę się już doczekać!!! :D
Pozdrawiam! :***
Trafiłam wczoraj całkowicie przypadkiem na Twoje opowiadanie gdy szukałam totalnie o kimś innym i zakochałam się. Nie mogłam się oderwać od laptopa dopóki nie byłam na bieżąco z rozdziałami. Teraz czekam z niecierpliwością aż pojawi się tutaj nowy rozdział. Na samym początku nie byłam w ogóle przekonana do czytania opowiadania z reprezentacją Rosji ale Sivozhelez jako główny bohater mnie przekonał, ponieważ kibicuję Zenitowi i Twój genialny talent do pisania. Dziewczyno na prawdę masz dar a wiem to bo od lat czytam różne opowiadania i rzadko znajdują się takie osoby jak Ty, które tak potrafią pisać.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że nie dasz długo czekać na następny rozdział.
Pozdrawiam Cię gorąco!
Ps. Sivozhelez właśnie dołączył do mojej listy siatkarzy, których chce spotkać, dzięki Twojemu opowiadaniu. :D